Archiwum styczeń 2005


sty 28 2005 powolutku
Komentarze: 0

Dawno nie pisałam- znów wydarzenia tak szybko się toczą, że tracę oddech. Szarpanina z Unią ciąg dalszy- dziś wreszcie udało mi się osiągnąć to, że mam chyba wreszcie takie lokum jakie chcę. A więc w miarę tanie, w miarę duże i do tego z możliwością trzymania psów. Alleluja. Uważam, że przechytrzyłam Belgów. Po pierwsze chcieli mi wcisnąć drogi hotel, po drugie uważali, że nie ma możliwości wynajęcia czegoś blisko i niedrogo. Dzięki radzie kumpla w końcu sama zadzwoniłam do sąsiedniej firmy, okazało się, że mają małe, jednoosobowe pokoiki-bez psów i Młodej. Ok.- powiedziałam, lepszy mały slums aniżeli drogi hotel, coś znajdę na miejscu, jak będę sama. I kiedy już doszłam do konkluzji, że najpierw jadę ja sama to dziś nadszedł mail, że oprócz tego studio jest do wzięcia apartament dla rodziny. Czy chcę? Pewnie. Co prawda dla nich problemem jest to, że jest to daleko od centrum (8 km) i mojej firmy ( 14 km). Ale przecież mam samochód a i za dwa euro można wypożyczyć rower......nie jestem stara i wygodnicka......

 

Do tego odpisał mój nowy szef stamtąd- przysłał mi niby plan pracy. Napisane to jest taką nowomową eurokratyczną, że niewiele z tego wynika. W ogóle w Unii obowiązuje a zwłaszcza w takich dziedzinach jak moja taki swoisty bełkot : jest mowa o harmonizacji, dobrostanie, potrzebach, same ogólniki a mało konkretów. Nowomowa sowiecka, która kiedyś była obowiązująca była czymś zbliżonym. W ogóle coraz częściej dochodzę do wniosku, że wiele rzeczy w tych systemach jest zbliżone.......

 

A więc chyba zaczyna się koniec nerwówy- wysłałam już chyba prawie wszystkie dokumenty, jestem nastawiona, że około 10 wyjeżdżam, czas na spokój i koncentrację......aby jeszcze zrobili mi mój pojazd, ciągle stoi w warsztacie. To będzie rakieta- taką mam nadzieję......

 

Wreszcie trochę luzu psychicznego i mniej wariactwa........

 

kaas : :
sty 25 2005 ślub z lesbijką
Komentarze: 3

A więc uczę się nowego kapitalizmu w wydaniu biurokratycznym. Jadę do kraju, gdzie pedały mogą brać ślub ( gdzieś mam polityczną poprawność!) , ale nie sposób znaleźć niedużego za przystępną cenę mieszkania dla stypendysty. Ponadto do rangi problemu urasta zamieszkanie z psem a co gorsza z dwoma. Dziś dostałam ofertę locum w postaci willi o powierzchni 200 metrów kwadratowych. Ogród w kierunku południowym. Cztery sypialnie. Studio, kuchnia, sraczyk z bidetem, ale niestety na tę wielką chałupę tylko jedna łazienka. Do tego jak napisano w ofercie- możliwość zatrudnienia ogrodnika i służącej. Słowem rezydencja w stylu francuskim.

 

Ubawiłyśmy się z Młodą przednio. Zwłaszcza perspektywa wynajęcia ogrodnika nas podrajcowała. Coś mnie korciło i jak tylko Młoda sobie poszła to zadzwoniłam do jegomościa najemcy. Gadał świetnie po angielsku i okazało się, że za chałupę chce bagatela 1500 euro. Miło podziękowałam i napisałam pani z mojego nowego instytutu, że to deko za drogo dla postkomunistycznej wdowy i poproszę o coś bardziej stosownego.

Wadą mojej lokalizacji jest to, że firma europejska do której aplikowała mieści się w okolicy gdzie nie ma nic. Kiedyś prowadzono tam badania wojskowe. To tak jakby teraz na przykład w Bornym Sulinowie otwarto ogólnoeuropejskie centrum badawcze i ludzie szukaliby kwater. Mój problem jest tego kalibru......

 

W ciągu dnia dostałam odpowiedź z innej firmy działającej tam, że mają studia i dormitoria, ale dla dwóch osób są za małe. O psach nie było wzmianki. Nie wiem, co to znaczy za małe, bo „u nas w Polszcze” na trzydziestu kilku metrach całe życie potrafi mieszkać cztery osoby. Ale nie zadawałam głupich pytań bo europejskiemu stypendyście po prostu nie wypada. Ma być za ciasno i tyle.

 

Inna firma z kolei zaoferowała mu usługi przeprowadzenia się i znalezienia szkoły dla dziecka za –bagatela 2500 euro. To jest ze zniżką bo normalnie jest za 2800. Normalnie firma powinna wynająć chałupę i dogadać się na jakąś prowizję z najemcą. A rodzice powinni pójść do szkoły i zapisać dziecko do najbliższej w okolicy. Ale kapitalizm oferuje usługi kompleksowe. Relokacja to u nas nieodkryty biznes. Zresztą u nas nie ma relokacji, tylko przyjeżdza się do Warszawy bo gdzie indziej nie ma po co, chyba, że ma się zawód uniwersalny i nie boi się bezrobocia.

 

Net bardzo przybliża załatwianie spraw, ale tylko teoretycznie. Wbrew pozorom odpisują jakieś bzdety, niewiele mające wspólnego merytorycznie z załatwieniem sprawy. Pewnie gdybym znalazła koleżankę lesbijkę i chciała z nią wziąć ślub to z całą pewnością nie byłoby problemu i wiele firm by zaoferowało swoje usługi. A tak, skoro chcę wynająć nieduży dom z łóżkiem i szafą oraz dojściem do netu i do tego zabrać swoje fafusie to problem urasta do rangi niebotycznej. No cóż, pozostaje czekać......

 

kaas : :
sty 23 2005 czas na wszystko
Komentarze: 2

Dzisiaj chodzi za mną fragment z Księgi Koheleta, nie nie jestem taka religijnie nawiedzona. Choć miałam dziś kolędę, ale jakoś nie było uduchowienia i atmosfery, raczej inspekcja.....

 

Wzięło mi się to z jednej z ballad Pete Seegera, które w międzyczasie ściągam z sieci : wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem, jest czas rodzenia i czas umierania.....i dalej są znane frazy, piosenka stara jak świat jest chyba z lat 50-60. I tak sobie myślę, że ten czas na wszystko musi przyjść. Czasem przychodzi, gdy się tego nie spodziewamy.

 

W piątek dowiedziałam się, że papiery są ok., nie mam jeszcze mieszkania i załatwiam wizę. I czuję, że powoli nadchodzi czas wyjazdu i powoli przyzwyczajam się do tej myśli. Ale według mnie musi to wszystko potrwać jeszcze, nie zamierzam jechać na wariata, musi być wszystko dograne. I pewnie przeciągnie się do połowy lutego. W gruncie rzeczy, gdyby nie było świąt to pewnie bym była gotowa, ale w końcu to również kiepska informacja z ich strony, nie piszą maili. Nawet jak proszę. Więc zadzwoniłam.

 

Powracam myślami do czwartkowej rozmowy z Matem. I jest to właśnie ironia, że ktoś taki jak Mat pojawia się w moim życiu właśnie teraz. I tu nie chodzi o sprawy związku. Nasze stosunki są odległe od tego, aby określać naszą znajomość w kategorii „związek”. Ale czuję, że będzie to postać, która będzie coś znaczyła. Spośród ludzi poznanych w sieci jest pewna grupa ludzi, która coś dla mnie znaczy, niezależnie od tego, czy czujemy się związani czy nie. Ale ich obecność w moim życiu jest faktem a nie przelotnym epizodem. Nie dotyczy to zresztą wyłącznie facetów.

 

Rozmawialiśmy też o Sympatii. Musiałam się zgodzić z poglądem , że panowie, niezależnie od tego jacy są, spotykają się na łamach baz wirtualnych z czasem niesamowitym ogromem nieszczęścia, samotności i oczekiwań ze strony pań. Jedni to cynicznie wykorzystują, pozorują zainteresowanie i chęć tworzenia związku. W rzeczywistości są obrzydliwymi graczami i oszustami, którzy wykorzystują. Inni, bardziej uczciwi, nie mogąc sprostać oczekiwaniom, uciekają. Nie chcą udawać tego, co nie ma miejsca, aby żyć w zgodzie ze sobą i swoimi zasadami. Myślę, że jeden z takich facetów trafił się Sylvi. Trudno powiedzieć, który- czy taki, którego przerósł sam związek czy też cynik i kłamczuch......

 

Poznawanie się w realu obfituje w momenty obserwacji i konfrontację z rzeczywistością. Wtedy można dokonać selekcji na różnych etapach znajomości. W sieci okres poznawania się jest skrócony. Istnieje silna presja, że powinno to prowadzić w dalszym etapie do bycia razem.....Ponadto pisanie o szczęśliwych związkach zawartych za pośrednictwem bazy potęguje oczekiwania, że „może i mnie się uda....”.

 

Potwierdza się teza, którą wielokrotnie słyszałam, że najpierw należy zadbać o własne, subiektywne poczucie szczęścia. Należy wypracować sobie formułę dobrej samooceny i umiejętności czerpania radości z własnego życia. Nie można obarczać nieumiejętnością radzenia sobie z samotnością czy brakiem samoakceptacji potencjalnego kandydata na partnera. Facet nie ma być pocieszycielem i sensem życia.

 

Chyba po raz pierwszy próbuję ustawić sobie własne warunki gry. Wymaga ona nadzwyczajnej cierpliwości. Zero przyspieszania faktów i rozdmuchiwania oczekiwań. Stad moje refleksje nad znaczeniem czasu. Musi nadejść właściwy czas. Ale i też nie wiem, czy na końcu będzie czekała nagroda......czy warto próbować.....hmmmmm....

Mam trochę ułatwioną sytuację, gdyż mam inne problemy. Nasze rozmowy na temat mojego wyjazdu stwarzają pewien , moim zdaniem konieczny dystans. Nie chcę więcej szaleństw, które prowadzą do żali i rozczarowania. Więc myślę o czasie.

 

kaas : :
sty 20 2005 listonosz-erotoman
Komentarze: 3

Chyba jakiś palant próbował dobrać mi się do bloga bo przyszedł przed chwilą mail z hasłem. Do tego dostałam odpowiedź, kolejną odmowną z Belgii, że mieszkanie, które znalazłam w necie jako do wynajęcia nie jest właściwie do wynajęcia. Nawet nie napisałam słowa o psach, więc chyba jednak chodzi o dyskryminację Polaków. Może syfią, brudzą i rzygają? – sama nie wiem. Myślę z przykrością, czy jednak będę skazana na ten drogi hotel. Niech to szlag.

 

Tymczasem jest coraz większe zainteresowanie moim mieszkaniem. Pytają się o nie różni ludzie, jeszcze jakiś czas temu nie miałam za bardzo chętnych a teraz okazuje się, że ich jest co nieco. Może potrzeba czasu, może i moje ogłoszenia dawane na różnych forach belgijskich też coś dadzą. Co prawda gdyby to chodziło o miasto to byłoby pewnie łatwiej a nie zadupie o którym pisałam wczoraj.

 

Dziś miałam propozycję seksualną od listonosza. Tak, dokładnie, można się śmiać, ale to szczera prawda. Zastanawiam się, czy mam coś widocznego, że facet myślał, że jestem do wzięcia. Gadał jak nie przymierzając w Złotopolskich listonosz z Kleczkowską. Czyżby w tej profesji wykształcał się zmysł obserwacyjny i erotomaństwo? Chciał mi bezczelnie zaproponować łóżko i to od zaraz. Powiedział, że mnie obserwuje od dawna. Widział kilkakrotnie jak wychodziłam z jakiegoś urzędu. Spytał się czy tam pracuję. Odpowiadałam grzecznie, że nie, mam tam swój oddział banku. Wszystko byłoby dobrze, ale zaczął pytać się czy lubię seks grupowy. Nie wiem czego ci ludzie się naogladają czy naczytają, ten internet i pornole źle na niektórych działają. Jakim trzeba być zbokiem, aby zadawać takie pytania całkowicie nieznanej osobie.

 

Spotkanie z Matem miało jak zwykle fascynujący przebieg i nie było dyskusji o seksie analnym. Mat jest świetnym rozmówcą na każdy temat, gadułą i człowiekiem o niesamowitym poczuciu humoru. I zawsze gdy się rozstajemy to zadaję sobie pytanie? Co czego zmierzamy? Nie ma tu oczywistych i prostych odpowiedzi jak u listonosza.........

 

kaas : :
sty 19 2005 zadupie
Komentarze: 2

Od dwóch dni staram się wprowadzić jakiś ład do moich poczynań. W przerwach czytam blogi. Szkoda mi Sylvi, czytam jak sobie radzi po przeżyciu takiej fatalnej pomyłki. Pewnie każda z nas miałaby coś do powiedzenia, dziewczyny tutaj są życzliwe, ale nie ma mocnych na takie wydarzenia. Czasami człowiek sądzi, że uśmiechnęło się do niego szczęście a pada ofiarą cynicznego kłamczucha i tchórza a do tego kombinatora. Za którymś z kolei razem uodparnia się, ale żal pozostaje. I poczucie napiętnowania, poparte stwierdzeniami- więcej próbować nie będę, gorycz porażki i poczucie niższości.

 

To prawda, że tak jest w życiu, że jak człowiek silnie o coś zabiega to tego nie dostaje. Gdy pragnie uczucia i zainteresowania to telefon nagle robi się głuchy. A gdy pragnie spokoju to telefony się urywają. Doświadczyłam tego wielokrotnie.....nawet teraz. I z radością konstatuję, że jednak mam wielu przyjaciół..........pomagają mi teraz, gdy szczególnie oczekuję wsparcia i poczucia wspólnoty z ludźmi, od których odjeżdżam.

 

Przygotowania w pełnym toku. Byłam dziś u dentysty na konserwacji uzębienia. Po przeszło roku mam dwie plomby do zrobienia. Jedna była dziś, chyba nawet w samą porę, bo jeszcze parę dni a może tygodni i należałoby ząb truć. Nie ma zdecydowanie gorszej rzeczy, jest to jedna z tych spraw, których boję się potwornie, otwieranie kanałów celem włożenia trucizny...brrrrr...ohyda.

 

Od wczoraj pilnie poszukuję tam mieszkania. Hotel, który oferuje firma jest drogi a mieszkania a nawet domy wynajęte prywatnie są przynajmniej o połowę tańsze. Niestety to miejsce w Belgii, gdzie mam jechać to straszliwe zadupie, cos w rodzaju Serocka. Więc wrzucam w Google lub Yahoo hasła real estate, Belgium, apartments to let i temu podobne. Otrzymuję w wyniku wyszukiwania strony w horrendalnym języku. Napisałam już chyba z 5 zapytań i tylko się wkurzyłam. Dostałam trzy odpowiedzi: jedna firma nie akceptuje psów ( a dla mnie to warunek konieczny), druga wynajmuje chałupy co najmniej na trzy lata ( ja chcę na rok) a trzecia ma mieszkania tylko i wyłącznie nieumeblowane. Więc od jutra szukam w innych dziurach zbliżonych do dziury w której będę pracowała i zobaczę co wymyślą. A może oni po prostu nie lubią Polaków? Ciekawe, że za każdym razem życzyli mi serdecznie znalezienia chałupy.......

 

Znów śnieg......czy gdy będę jechała to zrobi się śnieżyca i gołoledź????? Myślę o tym z prawdziwym przerażeniem.....

 

Jutro spotykam się z Matem. Pierwszy raz w tym roku.....przyznam, że w duszy się z tego bardzo cieszę.....

 

kaas : :