lip 31 2005

cóż robić?


Komentarze: 3

Siedzę wreszcie w spokoju. Młodzież w tym moja córka udali się w stronę Ojczyzny. Deszcz pada. Siedzę sama i czytam blogi moich ulubionych autorów. Rozbawiła mnie bardzo MyszkaOrg z bloxa, sympatyczna niezwykle ekstrawertyczka, swoją dzisiejszą notką. Skądinąd życiowa realistka a tutaj takie marzenia. Facet, kawał samca i seks ociekający potem i spermą...Hmmm, odnoszę wrażenie, że tacy faceci praktycznie już nie istnieją i to się zdarza nader rzadko. Albo też faceci ci mają swoje wzloty jednorazowe, ale są niekoniecznie zdolni do tego, aby funkcjonować w związku i stale dostarczać takich wrażeń. Też kiedyś myślałam o dzikim seksie. Teraz marzenia się zdematerializowały. Z powodu braku możliwości spełnienia.....

 

Sprawę namiętnego związku odwiesiłam na haku siedząc za granicą. Nie wierzę w realność związków na odległość. Pracuję w firmie w której teoretycznie mogłabym coś poznać – są faceci z różnych krajów europejskich i część mi wygląda na wolnych. Ale szalenie mi przeszkadza brak możliwości komunikacji na odpowiednim poziomie abstrakcji, uważam, że pracując po angielsku porozumiewam się profesjonalnie i gadam rzeczy oczywiste. Natomiast uprawiając romans aż się prosi o pewne subtelne niedomówienia, których chyba nie potrafiłabym przekazać w języku innym niż rodzimy. Faceta krajowego, który mnie kiwa rozpoznam i potrafię zdefiniować. A facet międzynarodowy nie wiem jakie ma cele i czy kiwa mnie czy nie.

 

Od pewnego czasu mam kilka znajomych babek po 40, wolnych i niezależnych, z różnych przyczyn pozbawionych małżonków. One sobie świetnie dają radę bez facetów, powoli zaliczam się do tego grona. Mamy wspólnego tyle, że musiałyśmy zmagać się z trudnościami życia same. A w czasie trwania jeszcze naszych małżeństw i tak odgrywałyśmy rolę szyi......

Każda z nas chciała w pierwszym okresie samotności odtworzyć dawniej funkcjonujący układ rodzinny, zapewnić dzieciom równowagę, może niekoniecznie ojca, ale jakiegoś faceta, wzór męskości. Żadnej z nas się to nie udało. Ale każda z nas zapewniła sobie dość solidne podstawy do życia i pewien luz psychiczny wynikający z umiejętności radzenia sobie z samotnością. A także uświadomienia sobie, że dziki seks to mrzonki albo epizody z filmów.

 

W gruncie rzeczy prześladuje nas jakiś pech. Nie wiem dlaczego mnie na przykład nie udało się przez wszystkie prawie 7 lat trafić na faceta prawdomównego. Mam na tym punkcie obsesję. Trafiam ciągle na facetów z niską samooceną, z kompleksami i chęcią kompensacji tego drogą zaliczania kolejnych niewiast i uprawiania polityki półprawd, zeby nie rzec kłamstw... Panowie W czy też B z którymi osiągnęłam pewien stopień zaangażowania to typy nieszczere i zakłamane.  Pan W po kilku latach wdowieństwa co prawda się ożenił, ale przez kilka lat ciągnął ze mną jakiś rodzaj gry, w którym uciekał przed jakimkolwiek śmielszym ruchem. Potem zabrakło mu odwagi aby powiedzieć o ożenku. Teraz się kontaktujemy, ale bardzo rzadko. Wiem, że imponuje mu mój wyjazd. Nie wiem kim jest jego żona. Ogólnie przestał mnie obchodzić, co robi i co się z nim dzieje. Pan B i jego kolejny numer są bohaterami poprzedniej notki.

 

Moje koleżanki mają trochę inne problemy. Pani nazwijmy ją A, nie ma ochoty na pranie skarpet. Ale lubi urządzać eleganckie kolacje przy świecach. Na co dzień jest bardzo zaabsorbowana własną pracą zawodową i żaden doradca nie jest jej potrzebny. W jej dziedzinie uczciwość jest wymagana przede wszystkim, bo to co robi to biznes. A więc nie dopuszcza do swojej prywatnej sfery działalności chłopów. Oni są pewnego rodzaju dekoracją jej życia. Ceni sobie osobników uprawiających ars amandi najwyższej klasy, mieszka sama, więc nie ma problemu plączącego się potomstwa. Facetów starszych uważa za nudnych, fakt, że coraz bardziej przychylam się do tej opinii. Ale finalny efekt jej relacji w zasadzie obliczonej na rozrywkę sprowadza się do tego, że i tak ją faceci rolują i jest sama. Do tego nigdy nie jest przekonana, czy delikwent nie leci na jej gustowne mieszkanie czy całkiem dobre życie na jakie ją stać.

Pani nazwijmy ją B ma bardzo wiele hobby i zainteresowań. Odchowała dzieci i teraz zaczyna inwestować w siebie. Jest ciekawą osobowością, ma pasje które również są interesujące dla facetów. Jest nastawiona bardzo życzliwie do świata i ludzi, choć wiele musi pracować, aby stać ją było na pewne ekstrawagancje, bo pracuje w budżetówce. Jej dom jest otwarty i pełno w nim ciepła. I oczywiście nie chowa się po kątach, też ma przyjaciół płci odmiennej. I niestety, znów to samo. Facet, który początkowo deklaruje się jako przyjaciel po jakimś czasie wcześniej czy później ją zdradza a ona go na tym nakrywa, co oznacza koniec dalszej zabawy.

A więc zawsze to samo – albo poddajemy się chwilom ulotnym to i tak czy owak wcześniej czy później facet znajduje sobie inną, nie wiążąc się, ale kontynuując zabawę. Albo trafiamy na tzw przyjaciela, który rozgrywa równolegle taką samą „przyjaźń” tylko z inną osobą. Czy zatem sytuacja jest beznadziejna? Niekoniecznie. Czasem zdarza się poznać kogoś dla którego zaczyna życie mieć sens. Ciekawe tylko na jak długo.

 

Mata poznałam już jakiś czas temu. Pech chciał, że zaraz wyjechałam. Nie jest chyba typem supersamca, jest dżentelmenem i nie jest nudny. Ale tak do końca nie wiem, jaki naprawdę jest. Jest wolny. Spotkania z nim wnoszą w moje życie wiele radości, są odświeżającym impulsem. Ale on jest pasjonatem i ma wiele hobby, kontaktuje się z wieloma ludźmi, z kobietami też.....Znam go już kilka miesięcy, ale nasze spotkania są zawsze w biegu, pomiędzy jego zajęciami i wyjazdami a moją krótkotrwałą bytnością. Czasem czuję, że może inaczej by się to wszystko potoczyło, gdybym była na miejscu. A czasem uważam, że może wcześniej by się to rozpadło...może by zaczął kłamać jak każdy z poprzedników.....

 

I też mam dylemat- czy pakować się w kolejny związek na odległość, który ewidentnie skazany jest na niepowodzenie, wierząc, że pewnego dnia jednak wrócę i może będzie ok.? czy też dać sobie spokój i pójść na całość uwodząc jakiegoś fellowa z firmy? I pomarzyć sobie o dobrym i owocnym chędożeniu....sama nie wiem......

 

kaas : :
31 lipca 2005, 17:45
Obstaję przy swoim ;-)
harely
31 lipca 2005, 17:23
\"W pewnym wieku...\" Wierz mi, kaas, nie wiesz co piszesz... ;-)
31 lipca 2005, 16:53
ale mam nadzieję, że wiesz, że ta notka nie jest o miłości? A owocne chędożenie kojarzy mi się z przychówkiem, czyżbyś zatęskniła za pieluchami? ;-)

Dodaj komentarz