gru 15 2005

historia pewnego aparatu


Komentarze: 2

Dzis znow musialam przyjsc wczesniej. Bo musze nastukac godzin. Jestem niewyspana. Siedze po 9 godzin i jeszcze brakuje mi jakichs 4 godzin. Ale siedzenie tutaj pozwala mi na dokładniejsze sledzenie losow nieszczesnego aparatu, w przetarg na zakup którego tak się bardzo zaangażowałam.

 

A wiec nadal nie wiadomo, kto go tak naprawde zamówił. Gdy pytam się ludzi, to jeden odsyla do drugiego, ze to ten. Niewątpliwie na dokumentach figuruje podpis naczelnego, realizatorem był pan powiedzmy G, ale komu się urodzila koncepcja urzadzenia co do którego nikt nie wie do czego tak naprawde zostalo skonstruowane?

 

G kiedys co prawda przyznal, ze jemu to wcisnęli, aby zajal się tym. Ale kto mu to wcisnął? Naczelny? Który teraz neguje sens utrzymywania tej techniki, bo za malo na to roboty?

 

Z vice-naczelnym siedzi G w pokojach obok, ale nie rozmawiaja ze soba. Porozumiewaja się przez maila o ile w ogole. Vice mniej wiecej wie do czego sluzy ten aparat, bo w swojej historii miał do czynienia z czyms takim jak nauka a nie tylko naukowe urzędolenie jak G. Ale Vice stara się pracowac ekstensywnie. Zadnych innowacji, bo po co. On ma swoja dozywotnia pozycje i może nie robic nic. I tak dostanie to co ma w kontrakcie, niezależnie od tego, czy będzie robil rzeczy proste czy skomplikowane. Zauważyłam, ze jeśli nawet w przeszłości ktos tutaj był naukowcem to aktualnie wierzy w to, ze quasi-badania prowadzone tutaj maja range misji dziejowej. I Vice dobrze wie, ze robi pseudobadania i w glebi duszy to tego za bardzo nie szanuje. I wie, ze ja wiem co jest grane a wtedy robi się czerwony. Uśmiecha się promiennie jak mnie widzi ale zaraz potem daje dyla. Na ogol.

 

Bylabym niesprawiedliwa gdybym uważała, ze totalnie tutaj nic się nie robi. Ale niestety nie w tym gronie w jakim przyszlo mi się obracac na codzien. To calkiem inna grupa ludzi, nie majaca kontaktu z pierwsza. Oni zajmuja się czyms z dziedziny biotechnologii i nie przerabiaja szarego na zlote. I zdobylam się na odwage i do nich poszlam. Oni sa dosc hermetyczni. Bo wiem, ze zakres możliwości tego urzadzenia jest jak najbardziej dla nich…..

 

Coz się okazuje - ze taki aparat by się im przydal jako narzedzie do kontroli w sumie razem wyrafinowanej dosc produkcji. Oraz do innych badan. Co wiecej niektórzy z nich byli na szkoleniu związanym z zastosowaniem tej techniki w ich branzy. I za to chyba tez ktos płacił…i podpisywal….Dziewczyna była wielce zdziwiona, ze taki aparat zostal zakupiony do Zakładu. Nikt ich o tym nie raczyl poinformowac. Kiedys krotko rozmawiałam z ich group leaderem, czemu wydal polowe pieniędzy na ten aparat. Odpowiedział, ze mu kasa zostala na koniec roku. Również nie miał pojecia do czego ta maszyna sluzy.

 

Bio-dziewczyny napisaly mi maila popierającego, ze technika ta ma jak najbardziej praktyczne zastosowanie w ich badaniach. Rowniez u szefa produkcji ma ona chyba pewne miejsce, bo robi produkcje na tych maszynach co biotechnolodzy…..

 

Opisałam to dosc szczegółowo i zapewne dla wielu będzie to nudne jak flaki z olejem. Historia aparatu, który ktos nie wiadomo po co zakupil, sprzętu swiatowej klasy, który od momentu zakupu skazany był na stanie, bo nikt nie wiedział do czego może służyć. A i praca na nim jest nieco bardziej skomplikowana niż na przykład wazenie…..i po co robic ten wysiłek. Nie takie kwoty tutaj puszcza się bez sensu.

 

W zyciu uczona bylam pewnej oszczędności i nigdy nie starałam się czegokolwiek marnotrawic. W moim zyciu domowym nigdy kromka chleba nie wyladowala w śmietniku. W zyciu zawodowym starałam się wyciągać ze sprzętu, jakim przyszlo mi dysponowac to co się da z niego wyciągnąć i zawsze stalam na stanowisku, ze musi on w jakims stopniu zarobic na siebie. Jeśli nie poprzez bezpośrednie zlecenia to chociaż przez udzial w projektach. Ludzie bogaci, którzy na swój dobrobyt musieli zapracowac i z jakimi miałam do czynienia byli ludzmi zapobiegliwymi, owszem nie zalowali sobie, ale i nie szaleli, znając wartość pracy jaka musieli włożyć aby na to zapracowac.

 

Tutaj jest calkiem inaczej. Jest niewiarygodne marnotrawstwo związane z filozofia- easy come easy go. Stypendystow, którzy przyszli się nie szanuje, Ale jest się dla nich milym, bo wraz z nimi przyszla forsa. Nieważne czy ich się wykorzysta czy nie. Oni maja siedzieć i się uczyc. Czego…a tu już inna sprawa….Kursow wszelakich tutaj obfitość…Sprzet kupuja jaki sobie tylko zamarza. A potem zarzynaja go, bo obsluga jest przypadkowa. Zero jakiejkolwiek odpowiedzialności….

 

Do tego do glowy mi wpadla ta filozofia wiecznej zabawy. Ciagle jest tutaj jakis pretekst do organizacji imprez. Kiedys myślałam, ze to z nudow. Ale doszlam do konkluzji, ze jest to sposób aby rozbawic ten element napływowy i udowodnic im, ze tu jest fajnie. Na początku nie sposób zauważyć drugiego dna. Wszyscy dopieszczaja się i rozbawiaja na okrągło. A to kluby, wspolne wycieczki, kregle, knajpki. Słowem igrzyska. Chleb tez jest. Ale dla wybranych to już nie tylko chleb ale wieeeelka bula z maslem.

 

 

kaas : :
16 grudnia 2005, 11:12
Wiele lat temu w urzędzie w pewnym małym miasteczku, wtedy wojewódzkim, zakupiono komputer (chyba Merę). Po jakimś czasie wezwano magika z centrali w Warszawie, że coś jest nie tak. Przyjechał, chce włączyć maszynerię, ale w pokoju nie ma odpowiedniego kontaktu. W tajemnicy dowiedział się, że komputer nigdy nie był włączany, a wezwano go, żeby właśnie wyglądało, że coś na nim robią, a nawet nie próbowano. Ten magik to mój dobry kolega, więc wiem, że to nie dowcip.
15 grudnia 2005, 12:00
Czasem to wszystko przypomina perpetuum mobile...

Dodaj komentarz