lut 01 2005

ich problem.....


Komentarze: 3

Mam parę minut- choć właściwie nie mam w ogóle czasu. Wiadomo. Znów dziś dentystka, która z uporem godnym lepszej sprawy uparła się wyrwać mój korzeń. Cholernik nie boli mnie od 2 lat to po co go rwać, jakoś się przywiązałam, to własny kawał kości bądź co bądź. Więc chyba wymienię jedną plombę i dam se spokój z rwaniem. Z drugiej strony strach, że rozboli i będę chodziła po ścianie. Ale będę ubezpieczona, więc jakby co to wyrwą co trzeba.

 

Kasa kończy się szybko. Samochód gotowy, moje papiery też. Papiery Młodej w załatwianiu.

B jest jednak kochany, dzięki niemu mam pudło gotowe do jazdy. A więc mogę się ewakuować.

 

Jeszcze przenoszenie gratów do drugiego pokoju. Mam co nieco czasu na to. Okazuje się, że będę wiozła ze sobą wszystko, łącznie z pościelą. Wszystko jest w stadium dogadywania się, jakieś meble da jedna firma, apartament inna. Ale nic poza tym. Oglądałam małe czajniki elektryczne. Muszę też zabrać kompa z monitorem 17, bo to będzie jedyny kontakt ze światem. Gdzie to wszystko wejdzie, nie mam pojęcia.

 

Będąc całkowicie odrealniona doprawdy nie potrafię się skupić w pracy. Przewaliłam parę bitew z szefową. Ale chyba zrozumiała, że przecież nie gram przeciw niej. Zatrudniła taką dość upierdliwą doktorantkę. Będzie miała z nią dopiero jak ona skończy ten doktorat – a ma to zrobić w maju- ta jej da wtedy popalić. Wkurzyła mnie dzisiaj jak przylazła do mnie jako zastępcy i wstawiła nos w monitor. Zaczęła wręcz czytać mojego maila. Ostentacyjnie wyłączyłam go i wtedy chyba coś do niej trafiło. Nie znoszę tego. Uważam cudze maile za rzecz świętą. Między innymi nie używam w korespondencji adresu firmowego, bo wiem, że listy są podglądane. Na szczęście są bezpłatne konta…..Ich strata.

 

Mat się nie odzywa. No cóż, pewnie da znać „na dniach”. Coraz bardziej czuję, że nie ma sensu abym myślała o kontaktach z nim w innych kategoriach niż wirtualne. Ma swoje lata a mnie nie będzie. Powinien kogoś znaleźć na miejscu. Zresztą i tak nasze stosunki są na razie koleżeńskie.

 

Natomiast bardzo się ociepliły stosunki z B. Sądzę, że jest jedną z bardziej mnie wspierających w przygotowaniach osób. Fakt, czasem ględzi, taką ma naturę, ale „ po owocach nas poznacie”. Chce mi też wszystko pożyczać. Przez to wszystko stał mi się bardzo bliski. Nigdy nie wiadomo, czego i kiedy można się spodziewać po ludziach……

 

Ostatnio też odezwał się W. Starałam się być dla niego miła a on też. Nie ma sensu zaogniać czegoś, co właściwie nie ma już żadnego znaczenia... On wie, że postąpił po świńsku. Został pewien osad, staram się wybić ponad to i nie wałkować tematu. Miał przyjechać, aby się pożegnać. Wiem, że nie przyjedzie. byłoby dziwne, gdyby stało się inaczej.

 

Mam jedną zasadę- nie zostawiam spalonych mostów za sobą i zawsze mogę cofnąć się w przeszłość. Dzięki temu mogę codziennie spoglądać w lustro bez obrzydzenia. A to, jak postępują inni….ich problem……..

 

 

 

kaas : :
03 lutego 2005, 23:03
Doktoranci bywają upierdliwi... pozdrawiam
03 lutego 2005, 21:38
wyprawa na koniec świata wymaga poświęceń ;) koniec lub kraniec - tak mi się teraz luźno skojarzyło ;)
01 lutego 2005, 19:11
Komp to najważniejszy bagaż :-))

Dodaj komentarz