juz w Belgii
Komentarze: 4
Czytam blogi bardzo sporadycznie, do komputera mogę się dorwać, gdy moja Włoszka z pokoju nie pracuje na nim. Jest to jej komputer, ja czekam na swój i swój login i password. Te unijne komputery sa tak ustawione, ze nic nie możesz zrobić bez własnego loginu. Francesca jest bardzo pracowita, widzę jak przewala setki artykułów. Jest młodą post- doktorantką i widać, że ma jakieś ambicje.
Ja z kolei nie bardzo potrafię pracować z doskoku. Fakt, zbieram materiały, ale ciągle mam poczucie, że mała chce właśnie korzystać z kompa, ale wstydzi się mnie z niego zgonić. Co prawda powiedziałam jej, że zawsze jak ma zamiar pracować to niech mi mówi.
Praca jest tu bardzo fajna. Choć zawsze tak jest, gdy zaczyna się pracę w nowym miejscu. Nie zna człowiek jeszcze układów i nie zdaje sobie sprawy kto pod kim ryje. Ludzie są bardzo międzynarodowi- szef okazuje się studiował w Lipsku, mój bezpośredni szef jest Wiedeńczykiem, są u nas Rumunki, Rosjanka, rzecz jasna Belgowie, Niemcy. Chyba z założenia ten instytut ma być międzynarodowy. Dobrą atmosferę tworzy także system kontraktów, nie ma zasiedziałych nieudaczników psujących humor otoczeniu.
Z tego też powodu niezwykle solidnie się traktuje sprawy poufności. Wiszą liczne ostrzeżenia, aby z byle kim nie gadać na tematy służbowe, nie gadać wszystkiego przez komórki. Nie wynosić papierów bez sensu.
Zadziwiające jest to, że każdy ma dostęp do centralnej kserokopiarki i drukarki (ustawionej tak, aby drukowała dwustronnie) i może zużywać tyle papieru ile chce natomiast prowadzi się recykling kopert. Polega to na ty, że korespondencję dla danego adresata dostarcza się w kopercie w której dostarczona była już wiadmość do kogo innego, nazwisko poprzednika się skreśla.
Dlaczego jest tu dobrze- otóż to po prostu jest zamożna firma, nie wiem, czy ludzie robią tu więcej niż u nas. Nie mam kompleksów na temat braku wiedzy, to co oni robią to wiem. Oni mają po prostu lepszy sprzęt, zastępujący pracę wielu ludzi u nas. Mają dostęp do literatury od ręki, siedząc przy biurku. Nie muszą się martwić, skąd zdobyć kasę na badania. No cóż, bogatemu to i diabeł dzieci kołysze.....
Dodaj komentarz