kwi 13 2004

listy z netu


Komentarze: 6

Dzisiaj zajęłam się liczeniem pitów. No cóż, czas podatków się zbliża nieuchronnie. Na szczęście jako samotna matka mogę różne dziwne rzeczy sobie odliczyć. Okazało się, że po pierwsze nie mogę funduszu remontowego odliczyć bo ...zabrakło mi jakichś 20 zł do dolnego limitu 560 zł, Niby kwota odliczenia niewielka, ale jakby nie było spora część osób na tym dostaje w tyłek, bo spółdzielnie tak kalkulują aby roczny fundusz remontowy był właśnie taki, aby nie można go było odliczyć.... Do tego mogę przekazać na użytek organizacji użyteczności publicznej maksymalną kwotę 9 zł 71 gr. Ciekawe co taka organizacja zrobi z taką kwotą- może pójdzie na papier toaletowy...lub inne rzeczy. To śmieszne, przekazywać np. hospicjom kwotę niecałych 10 złotych od takiego łba jak mój....

 

Szukając stare pity znalazłam stare listy od B. Były bardzo śmieszne i w życiu nie przypuszczałam, że B okaże się takim szalonym cholerykiem...to do Myszki na temat wirtualnych miłości .Listy od wirtualnych facetów były zawsze w totalnej sprzeczności od ich realnych właścicieli. To pierwsza zasada znajomości wirtualnych – brak korelacji pomiędzy prawdziwym obliczem piszącego a tym co pisze.

 

Ja swoje mniej lub bardziej miłosne listy archiwizuję na kompaktach. Są to potem przyjemne chwile kiedy sobie je otwieram i przypominam sobie od kogo były. Czasem te znajomości były bardzo krótkie, przy jednak moich skłonnościach grafomańskich to pisałam dość soczyste i sążniste listy, które niektórych wprawiały w zdumienie. W pewnym momencie mogłam z nawet dość dużym prawdopodobieństwem określić, czy z danym facetem warto się zadawać a nawet pójść do łóżka.....a z którym będzie sprawa krótka. Wcale to nie zależało od tego czy facet pisał mi dusery, bardziej od tego o czym pisał.

 

I następny problem- wyobrażenie o danej osobie....ja pisałam w latach 1999-2000 wtedy kiedy aparaty cyfrowe były prawdziwą rzadkością natomiast nie każdy miał skaner. Wówczas prośba o zdjęcie nie zawsze mogła spotkać się z odzewem. Czasem korespondowałam przez pół roku i nie wiedziałam z kim. Praktycznie niewiele razy spotkałam się z tym, że z powodu zdjęcia korespondencja zostawała przerywana, ale i tak się zdarzało. Ja natomiast nigdy tego nie robiłam. Oczywiście wizualnie nie każdy mi się podobał, w końcu nie z każdej korespondencji rodził się związek, lecz sądziłam i sądzę nadal, że takie zerwanie korespondencji jest niegrzeczne.

 

Mam do tej pory wiele zdjęć i archiwizuję je też na płytach. Ale moich najbliższych przyjaciół poznałam w realu i bez zdjęcia.....zresztą w ciekawych nadzwyczaj konfiguracjach....ale o tym kiedy indziej. I to jest zadziwiające, że najbardziej wartościowe kontakty wykuwały się z czasem, kilka tygodni lub miesięcy korespondencji a dopiero potem spotkanie w realu. Szybkie akcje zazwyczaj szybko się kończyły. Dlatego jestem wrogiem zbyt szybkiego dawania zdjęć i pospiesznego poznawania się.

 

W jakimś sensie umiejętność pisania listów odzwierciedla charakter i inteligencję człowieka. Poznałam zarówno technokratów piszących wspaniale o swoich doznaniach muzycznych jak i np. wdowca co pisał mi co ugotował swojej trójce dzieci, które sam wychowywał po śmierci żony. Trafiali się również nudziarze...i co tu dużo mówić...w realu również okazywali się nudziarzami....

 

No i byli ci co pisali zaraz o miłości. Wówczas listy takie traktowałam jako przejaw jednak pewnej nieszczerości i pozerstwa...bo o miłości nie powinno mówić się za dużo.

Listy mogą uwodzić, znam faceta, którego listy są tak doskonałe, że są one inspiracją dla wielu romansów.

Dlatego uważam, że takie dzisiejsze formy na skróty typu znajomości z gadu czy z czatów są dalece uboższe aniżeli taka korespondencja. Nie lubię też Sympatii...może to jakieś uprzedzenie, to raczej formacja dla młodzieży. Bo widzę jak moi młodzi to przeglądają, jak żurnal z biura matrymonialnego lub katalog sprzedaży wysyłkowej.

 

Czy można znaleźć miłość przez net? Wiele osób zadaje sobie takie pytanie. Widząc różne randkowe strony wydaje się, że tak, lecz wbrew pozorom takie bazy wcale nie dają gwarancji, że ludzie którzy tam siedzą są zainteresowani związkiem. Spotkałam całą masę kalek emocjonalnych siedzących w sieci latami, którym nikogo nie udało się spotkać....całą masę playboyów, chłopczyków szukających sponsorki........i innej maści oszołomów.....więc jednak nie jest to takie łatwe.......

 

kaas : :
14 kwietnia 2004, 21:23
Oczywiście, że można. To doskonałe miejsce, choćby dla nieśmiałych osób, które "twarzą w twarz" nie odważyłyby się tak otworzyć, jak czynią to w necie. Zatem znajomość tutaj może być doskonałym początkiem jakiegoś uczucia - początkiem, bo by nazwać to miłością w pełbym tego słowa znaczeniu należy to jednak zweryfikować w tzw. realu. Bo przecież inaczej byłoby to kompletnie pozbawione sensu :)
14 kwietnia 2004, 18:52
Nie trzeba dawać zdjęć, można je umieścić w necie i pokazać, nie ma wówczas obawy, że zajmą komuś cenne miejsce na dysku, albo trafią do \"kolekcji\". A emocje, uczucia... na blogach ich nie brakuje :-))))))
14 kwietnia 2004, 11:19
Ja tam nie wiem. Dopóki nie było e-maili, pisałem jeden list na 10 lat - taka była średnia. A teraz nie ma praktycznie dnia, żebym do kogoś czegoś nie pisał - chociaż komentarz na blogu... :-)
łp
14 kwietnia 2004, 09:42
można ..
14 kwietnia 2004, 03:23
a ja sie nie zgadzam, trzeba naprawde uwazac ale tak naprawde mozna kogos znalesc, ale przypadkiem nie przez jakies anonse, w mojej opini....pozdrawiam kaas :) pa pa puszek :*
14 kwietnia 2004, 00:47
oczywiscie ze przez net nie znajdzie sie miłosci, przyjazni tez nie, tutaj mozna tylko wymieniać poglądy,mozna sie spierac , dykutować....jednak ci, którzy tutaj spędzają najwiecej czasu uciekaja od głownego nurtu, zamiast na scenie teatru zyją gdzieś w garderobie,gdzieś z tyłu.....pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz