pogrzeb ekologiczny.....
Komentarze: 4
Byłam na pogrzebie, gdzie ciało było skremowane. Po raz pierwszy. I właściwie odniosłam bardzo pozytywne wrażenie. Nic mnie nie przytłaczało, nie było trumny tylko jakieś pudełko. Oczywiście nasuwa się zaraz dość szalona wizja nieboszczyka w urnie na regale...ale nie, przepisy sanitarne są bezlitosne, żadnych przodków na kominku.....
W proch się obrócisz.....wizja całkowicie chrześcijańska, jakkolwiek nie należę do pokolenia, które przeżyło Oświęcim to jednak proces spalania jest dla mnie dość przerażający. Termiczna degradacja ciała oddzielająca definitywnie od świata żywych....ale trzeba przyznać, że równie koszmarne są spekulacje na temat zakopanych żywcem.......
Powracając do samej ceremonii, istotnie nie było śladów przerażenia i atmosfery przygnębienia, jakie towarzyszą zazwyczaj, gdy niesie się trumnę. Każdy znający zmarłego jest w stanie sobie wyobrazić jego wygląd, jego ostatnie chwile, natomiast urna z prochami takich skojarzeń nie budzi. Jest ewidentnym symbolem tego, że zmarły nie jest już z nami, jest już gdzieś indziej.....
Rozmawiałam z wdową i powiedziałam jej, że właściwie popieram taki ekologiczny pogrzeb. Miejsca są kosztowne i jest ich coraz mniej......
Pożegnanie było bardzo symboliczne...kilka przemówień, Zmarły był bardzo zasłużonym i prominentnym człowiekiem. Pamiętam go jako starszego już profesora, który budził moje zakłopotanie, jakie odczuwam zawsze, kiedy spotykam na swojej drodze człowieka, który jest zdecydowanie mądrzejszy ode mnie......dowcipnego, z pewnym subtelnym poczuciem humoru......
Jego ostatnie miesiące to okres zmagania się z chorobą, która zmogła go, nikt nie wie, ale chyba to była jakaś odmiana Alzheimera.....umierał więc już od dawna.......
Leży niedaleko od grobu mojego męża. Więc tam będę wpadała.....
Dodaj komentarz