gru 07 2005

wizyta serwisu


Komentarze: 2

Nic nie robie bo czekam na serwis. Ma on przyjść do aparatu, który spadl. Wraz z ubezpieczycielem. Nie wiem, może to już opisywałam. Wzięliśmy kiedys sprzet z innego zakładu, wielkiej wartości, bo u nich stal od wielu lat. Taki sprzet mogłam zobaczyc raz, gdy pisałam moja prace doktorska i był unikatem. Kiedy się okazalo, ze może być dla nas przydatny i można go zabrac  a co wiecej, mogę na nim popracowac do woli, bylam entuzjastka. No i wreszcie, po kilku miesiącach zapadla decyzja, ze go przenosimy.  U mnie w mojej firmie a Warszawie od takich rzeczy jest kilku rosłych chlopa z wozkami i barami. Oni nosza butle z gazem i przenosza ciezkie rzeczy, maja pasy i inne urzadzenia. Tymczasem tutaj jeden z madrych ludzi tutejszych zażądał ,ze najlepiej będzie jak zrobimy to osobiście. Nie musze dodawac, ze sprzet jest ciezki jak cholera. Zostalam sama z para zdechlakow. Jeden w stopniu fonctionaire czyli stalego pracownika zmyl się natychmiast, aby go przypadkiem zobaczyli ze robi co innego niż klepie w komputer. Zostalam sama z facetem postury gnoma i metr 50 w kapeluszu. Do tego dostalismy wozek jaki sluzy do wozenia nieboszczykow w szpitalu. No i na wyboju sprzet się wypieprzyl a mój calkiem mily kolega zdechlak nie był w stanie go utrzymac. Ja pchałam ten karawan.

 

Oczywiście nikt się nie przejal, choc widziałam, ze fonctionaire az buzowal. I pomyslam sobie ze jeśli w jakikolwiek sposób otwarzy paszcze i powie pod adresem moim lub zdechlaka cokolwiek to opernicze, używając określeń fuck, shit i może jeszcze jakies by mi się przypomnialy. Ale nic nie powiedział.

 

Potem przyleciał drugi fonctionaire i obaj zaczeli gdakac nad tym sprzętem. Ja ciagle jeszcze miałam mordercze mysli,  ale skoro się nikt nie przyczepial do mnie, dalam spokoj.

 

Dzis rano mój ulubiony austriacki lover na parkingu spytal mnie ni mniej ni wiecej- a słyszałem, ze ten sprzet (tu padla nazwa) zwalil się. Zdziwiłam się, ze on się o tym dowiedział dopiero teraz. Widac chłopcy trzymali sprawe w sekrecie, bo i tak powinni za to beknąć. Owszem, przyznalam- ma dzis być serwis i obejrzy oszacujac czy aparat nadaje się jeszcze do naprawy czy nie. Ale to precyzyjny przyrząd- odparl. Wiem to, w koncu robie w tej dziedzinie. I sama nie wiem, czy wszystkiego szlag nie trafil. Po moich oględzinach nie wyglądało to zle ale to trzeba sprawdzic, powiedziałam. Aby skończyć te jalowa gadke dodalam- pewnie firmy prowadza takie crash testy dla instrumentow. Wiedza, ze placowki nie mogą pozwolic sobie na tragarzy. I zwalaja sprzet oceniając na ile się rozpieprzy. Austriak wziął to gadanie dosłownie. Ale to przeciez nie jest samochod? Powiedział, ni to pytajac nie oznajmiając. Życzyłam mu wiec milego dnia i poszlam do swojej kanciapy.

 

Serwis się spoznia. Kit im w ucho. Teraz zaczyna mi być to obojętne. Jedno marnotrawstwo wiecej, jedno mniej- cholera z tym. Ale czekam az przyjdzie. Chce popatrzeć na idiotyczna mine fonctionaira, gdy będzie opowiadal cale zdarzenie. I zapewne nie omieszkam się tego w odpowiedni sposób skomentowac……

 

kaas : :
07 grudnia 2005, 11:36
czyli cos jest u nas lepiej niz w tej unijnej placowce, w mojej pracy nie wolno nam bylo PC-ta samej przestawic, od tego byli specjalisci ...
07 grudnia 2005, 11:14
Czasem aż ciarki przechodzą mi po grzbiecie, że to wszystko jest takie, jakby XV wiek decydował o XXI...

Dodaj komentarz