lis 20 2004

złośliwość


Komentarze: 0

Dzisiaj udało mi się wreszcie zrobić porządek na balkonie. Zaczęłam go robić dwa dni temu, jak poczułam, że idzie zima. Mam dwa okazałe kaktusy, moja prawdziwa duma. Jedne z nich ma dwa metry wysokości a drugi półtora,. Wyhodowałam je z takiego małego konuska wielkości palca. Po jakimś czasie kaktus złamał się i wsadziłam złamany kawałek do drugiej doniczki. Oba rosną wyśmienicie. Od wczesnej wiosny stoją na balkonie a potem jesienią je zabieram. Musiałam je przesadzić, bo jeden miał maleńką i byle jaką doniczkę a drugiemu się donica połamała. Oczywiście zamierzałam to zrobić wcześniej, ale jak zwykle, człowiek zwala wszystko na ostatnią chwilę. I jak idiotka robiłam to na mrozie. Dobrze, że je zabrałam wcześniej, bo wczoraj by padły z zimna.

 

Podobnie jukka, która również ma chyba z póltora metra. Zagraciłam sobie nimi dokumentnie pokój, jak co roku jesienią, ale kocham te moje badyle. Jestem z nimi bardzo emocjonalnie związana.

 

Pierwszy raz wykopywałam samochód ze śniegu. Zima zaatakowała ostro. Nie miałam wigilijnych skojarzeń ze śniegiem, przeciwnie odczułam złość, że muszę wygrzebywać moje zgrzebne i stare ciuchy i do tego buciska prawie stuletnie.....

 

Psom się śnieg zasadniczo podobał. Choć jamnior nie za bardzo chciał chodzić. Łapki mu marzły i zaraz chciał do wyrka. Teraz też zakopał się w poduszki.

 

Nadal odczuwam złość i niechęć do roboty. Jednym ze źródeł złości jest to, że w dyrekcji robią z nas wała, nasze pójście na urlop nie rozwiąże żadnego problemu firmy. Z drugiej, że coraz bardziej odczuwam pewien dystans i niechęć do współpracy z niektórymi osobami.

 

Uważam, że takie urządzenia jak skaner czy programy OCR powinny być na tyle w użyciu, że rutynowe dokumenty o takim samym schemacie robi się metodą skanuj- rozpoznaj-adaptuj, czasem po drodze coś przetłumacz - a taki dokument produkuje się w ciągu jednego, góra dwóch dni.

A u nas robi się z tego misterium, szefowa przepisuje to ręcznie, potem sama klepie to jednym palcem albo goni do pisania jakąś techniczkę. Trwa to kilka dni. Ponadto resztę czasu spędza na ględzeniu w biurowcu. Przynosi emocje i ploty stamtąd a robota stoi, bo ona już nie ma czasu na jej organizowanie. I byłoby wszystko ok., ale niestety to ona sama zawiera umowy, nikogo nie informuje o szczegółach i chce na wszystkim trzymać rękę na pulsie. Ludzie nie wiedzą co mają dalej robić, bo ona jest nieuchwytna i nie zostawia informacji. Tępi każdy przejaw samodzielnego myślenia, nic dziwnego, że baby „szanują pracę” czyli pracują niewydajnie, ale tak aby w każdej chwili było widać, że coś robią. I żeby się jej nie narazić. Głównym celem nie jest zrobienie roboty, tylko RWD.

 

Mnie taki styl pracy po prostu męczy. Lubię mieć zrobione, potem iść do przodu, brać się za nowe rzeczy. Albo iść do domu czy leżeć bykiem. Nie cierpię odsiadywania dupogodzin. Jakkolwiek jestem towarzyska to nie znaczy, że popieram pracę w stylu strajk włoski. Aby nie zagrzewać atmosfery, siedzę w necie i nie odzywam się. Ale czasem mnie ponosi i pozwalam się na wyrażanie swojej opinii. Wówczas odzywają się święte skrzywdzone w swoim prawie do obijania się.

 

I doczekałam się opinii od moich przyjaciółek z roboty- ty powinnaś przespać się z jakimś chłopem, bo robisz się złośliwa. No cóż, jestem jednak tym zastępcą kierownika i co by nie powiedzieć, martwię się, że w końcu padniemy wszyscy na pysk. Z taką wydajnością pracy i umiejętnościami młode kadry po prostu wykończą te osoby po 50, sama widzę, jak pracuje u nas na umowę-zlecenie taka doktorantka z Polibudy. Te wszystkie "rżnięte" w porę i we właściwym czasie przez męża pewnego dnia mogą zostać wywalone na zieloną trawkę przez syndyka, który nie będzie się opieprzał, jak będą dalej miały takie podejście do roboty.

 

Kapitalizm jest systemem krwiożerczym i nie patyczkuje się. Niektóre z naszych babek musiały nagle zmienić z dnia na dzień podejście i politykę bo poczuły jego zabójczy oddech na własnej skórze. Ale do niektórych to nie dociera. Nadal tkwią w błogiej nieświadomości, że są nie do ruszenia.

 

To może i paranoja, że w sobotni wieczór siedzę i piszę o pracy. Zaraz wychodzę w plener. Oderwę się od złych myśli, choć to nie jest łatwe.

B powoli wraca do zdrowia. Cieszę się, że tym razem udało mu się ujść cało........ale to radość z domieszką smutku.

 

 

kaas : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz