Archiwum listopad 2005, strona 1


lis 18 2005 wczorajsza dyskusja
Komentarze: 5

Obiecałam sobie, że do wczorajszej nazwijmy to dyskusji nie wrócę, bo uważam sprawę za zamkniętą. Chciałabym przytoczyć jednak dwa komentarze z „konkurencyjnego” bloga na bloxie, gdzie piszę to samo- jest to może podyktowane tym, że zawsze „duplikowane” notki mają większą szansę przetrwać. Ponadto mam tam innych czytelników. A oto co napisali jako komentarze:

 

jea6

2005/11/17 14:38:31

To dobre okreslenie "ze zyja w szklanych kloszach", tak wlasnie jest, kiedys rozbija o nie sobie dupe i beda wyc do ksiezyca. Co do kompa nie ma rady, zrob to co ja (u mnie tez zawsze byly wojny o dostep), kup sobie netbooka i rooter i wara innym od twojego sprzetu. A z kotem mozna sobie poradzic inaczej, znam sposob na nauczenie by walil bezposrednio do muszli ;-)

-

erzebet

2005/11/17 22:36:48

oj, będą zbierać owoce i może wtedy zapłaczą ... Ale to też trochę chyba kwestia wychowania - żeby dziecko nic nie musiało robić, tylko uczyło się. Żeby miało lepiej niz ja i nie harowało w fabryce ... jak w domu nic nie musi robić, to myśli, że wszędzie i wszyscy za niego zrobią, a potem tylko frustracje, bo życie nie oszczędza ... Dobrej nocy życzę :)

 

Normalne komentarze, jakieś punkty widzenia. Bo w końcu wczoraj zaczęłam analizować czy doprawdy nie obraziłam całego pokolenia, całej nacji.....

Nie chcę powracać do tamtej sprawy, obiecałam. Niepotrzebny ostatni komentarz Fanberki do poprzedniej notki. Awantura była całkowicie bezsensowna. Nie wniosła nic a spowodowała tylko niesmak.

Przyznam, że chyba powoli rozumiem odczucia ludzi, którzy przestali pisać na tym blogu albo piszą rzadko i przez zęby. Boją się. Boją się jakichś fundamentalistów wylewających własną adrenalinę i dokuczających. Albo piszą o czymś tak ot sobie, cytując jakieś fragmenty literatury. Człowiek pisząc bloga otwiera swoją duszę. Czasem po to aby się wyładować, odreagować złość czy chandrę, Niekoniecznie wygłasza prawdy życiowe i jest w tym momencie guru. Po prostu cos go w danym momencie dręczy czy wkurza. Obiektywny komentarz, jeszcze na przykład z odrobiną humoru może pomóc, człowiek uśmiechnie się.  Dowalanie tylko wpienia i odbiera chęć do życia. A na pewno chęć do pisania.

Jeśli ktoś pisze tutaj cokolwiek więcej niż dwa słowa naraz jest narażony przynajmniej na spotkanie w czasie swojej kariery pisarskiej z przynajmniej jednym oszołomem, który ni stąd ni zowąd zacznie mu dowalać. Najczęściej bez dania racji. I bez sensu.

Pół biedy jak człowiek jest permanentnie nieszczęśliwy, albo tylko tak pisze- wówczas w jego obronie staje rzesza ludzi poprawiających sobie samopoczucie...biedny, no to może ja nie mam aż tak źle? Nie przejmuj się, dołek minie.....To niebezpieczne, bo i wtedy też czasem trafia się ktoś, kto walnie- sama sobie tego piwa nawarzyłaś to je pij......I ti też uważam za chamstwo. Lepiej się od tego powstrzymać.

Często lepiej nie komentować notek, jeśli się nie ma naprawdę nic do powiedzenia czegoś co może coś wnieść. Pozostawmy autora sam na sam z jego notką- tak naprawdę to głównie pisze się dla siebie.

 I jeszcze jedno. Swego czasu na blogi.eu.org a teraz na bloksie jest grupa osób, która się wzajemnie czyta i wspiera. Nie znając się. I jakoś się od kilku lat lubimy....Jest tam miejsce dla blogów zdradzanych żon, fanatyków hedonizmu i ich przeciwników, małych dziewczynek., szalonych rozwodników Też czasem spotykają się komentarze co najmniej dziwne. Ale jest miejsce dla opinii kontrowersyjnych. Ja tam się nie spotkałam z tym co tutaj.

Tutaj nie mogę się zaaklimatyzować, choć piszę tak długo. Mam dość bezpodstawnych ataków na siebie, Nie musze być, jak wczoraj powiedziała w komentarzu Harley- twarda i ścierać się. Ani pokazywać „pazurków”. To nie jest demonstracyjne odejście. To już trzecia chyba próba. Do trzech razy sztuka. Starczy.

 

kaas : :
lis 17 2005 frustracje starego zgreda
Komentarze: 4

Dzis znow zafundowali nam spotkanie na temat naszych indywidualnych praw. Tytul brzmiał dosc zachęcająco. Myślałam, ze będzie rewolucyjnie. Bo nie ma to jak walka o prawa indywidualne….

Tymczasem jedyne co było ciekawe to prowadzacy facet, z wyglądu przypominający Dustina Hoffmana z czasow, kiedy gral w Absolwencie, troche może bardziej zarośnięty, ale ogolnie przystojny. Rozmarzyłam się, przypomnialy mi się kawałki Simona i Garfunkela, Ms Robinson a facet pieprzyl swoje. Niestety poza aparycja nie prezentowal nic ciekawego. Ot, omawial dzialanie jakiejs przybudówki unijnej zajmującej się sprawami socjalnymi, pensjami i dodatkami. Tutaj jest to na ogol raczej określone przepisami, to nie to, co w mojej polskiej firmie gdzie się chodzilo z morda po podwyżkę, jak już na czynsz zaczynalo brakowac…

Zainteresowanie wzbudzily jednak wzmianki o terminie rozliczania delegacji, no coz jest to glowna działalność tej firmy. Spotkac przez tydzień szefostwo w komplecie jest malo prawdopodobne.

 

Wczoraj dobrze napisałam o Młodej i wykrakałam. Znow rano była awantura. Po prostu czasem mnie wpienia fakt, ze Mloda traktuje przyjazd tutaj jak na wczasy. Rano jest zawsze urwanie glowy ze względu na zwierzaki, trzeba zmienic piasek, dac kotu jesc i wyprowadzac psy. Kiedy bylam sama radziłam sobie z tym, ale myślałam ze jak ona przyjedzie to cos się zmieni przynajmniej w kwestii kota. Obsługiwanie jego piaseczku jest zawsze dla mnie meka, bo jestem na koty uczulona. Nie jestem w stanie nic zrobic, kot mieszka z nami, kocham zwierzaki…..Mloda obiecala pomoc i zaangażowanie się w obsłudze kota. Sadzilam, ze mnie wyreczy, tymczasem dzis rano obie kuwety były zasikane, natomiast Mloda zrobila sobie kawusie z mlekiem i zasiadla przed monitorem śledząc perypetie Dariusza Kordka w Onecie o 7 rano. Ja biegałam po pokojach zbierając się i szykując do codziennego spaceru z psami i to, co zobaczyłam wywołało u mnie prawdziwa furie. Obrazila się na mnie i na rowerze pojechala do stacji, po ciemku. Na szczescie dzis swieci slonce, wiec nie zmoknie, ja się sprężałam aby być dobra i dostalam za swoje…..zawsze człowiek dostaje w tylek jak chce za dobrze…..

 

Jest regula, ze gdy ona wraca z kraju po dłuższym pobycie to mam jeden dzien „dobroci dla zwierzat” i dwa tygodnie szaleństwa. Ona nie jest w stanie przestawic się, ze jest tutaj po to aby uczyc się jezyka i pisac prace. Wisi w sieci a nuz ktos wejdzie na gadu i zwalcza jak ktos do mnie zechce zagadac. Ja zas mam w pracy na tyle dosc kompa, ze traktuje go tylko jako narzedzie do prowadzenia rozmow, czasem tez odpowiadam na maile. Ale wieczorem pogadac lubie. Ponadto przed moim powrotem z pracy ona zazwyczaj ma sporo czasu…

 

Nie będę dzis z nia polemizowac, bo dobrze wie, kiedy przekracza granice. Po prostu w takich sytuacjach staram się wyalienowac. Duze mieszkanie to doskonala sprawa, można schowac się i uciec. Siaduje sobie w moim buduarze i czekam az atmosfera się oczyści. Az rozum wroci…..

 

Zastanawia mnie jedna sprawa- czemu ta młodzież jest taka? Niby nie mogę Młodej nic zarzucic, stara się, studiuje. Ale jak przychodzi do spojrzenia poza wlasny czubek nosa to zaczyna się horror. Ona sama padla ofiara nieodpowiedzialnego osobnika, który ja okłamał, ze załatwił papiery a nie załatwił nic, wiedzac jaka jest jej sytuacja. Ja w sprawach formalnych zawsze mogę na moich znajomych polegac- załatwiają mi czasem sporo rzeczy, wystarczy wspomniec. Zagadac. I nie ma sprawy. Oni sa mocno po 20 i odnosze wrazenie, ze zyja w szklanych kloszach, gdzie nikt nic nigdzie nie musi. Może dzisiaj i mam nastroj starego zgreda, ale na to nic nie poradze. Jedno mnie pociesza. Sami będą kiedys zbierac owoce swojego egoizmu i nieodpowiedzialności w przyszłym zyciu. Nie ja.

 

kaas : :
lis 16 2005 czlowiek do gazu
Komentarze: 1

Trzeba cos nowego napisac- cos nie mam za bardzo kiedy. W pracy zaczęło się troche dziac, wreszcie ustalono dzien mojej prezentacji a także musze napisac sprawozdanie roczne. Sa to dwie istotne sprawy. Zwłaszcza ta pierwsza. Co prawda nadal naczalstwo w rozjazdach a ludze z tzw średniego szczebla nie za bardzo maja moce decyzyjne, ale jakos uciekam w swoja robote i nie zamierzam się tym przejmowac. Miałam ostatnio i miewam co jakis czas kryzys co do kompetencji co poniektórych ludzi i ich zdolności, ale pisanie o tym byloby podwazaniem wiarygodności testow jako narzędzia prawidłowego doboru kadry. A nie o to przeciez chodzi aby podważać……

 

W domu jest już Mloda wiec znow walka o komputer wieczorem. Uzywam go wtedy do celow glownie towarzyskich. Uwazam, ze po pracy wieczorem mam wieksze prawa gadac z ludzmi pracującymi niż Mloda, która z kursu wraca wczesniej i ze swoimi kumplami- studentami może tez i wczesniej pogadac, bo zazwyczaj sa już w domu. Czasem wiec sa z tego powodu starcia. Ale ogolnie uwazam, ze i tak teraz jest znacznie lepiej niż było kiedys. Mloda zrobila się bardziej sklonna do kompromisu i współpracy. Zawsze wierzyłam, ze taki dzien nadejdzie, bo czas buntu kiedys musi się skończyć….

 

Czasem wiec wylazi ze mnie wredna baba i zaczynam dokuczac B. Potem pukam się w glowe, czego mecze faceta plodami swojej wyobrazni, to raz, po drugie ciagle jeszcze siedze tutaj i co by nie zrobil to jest poza moim zasiegiem, natomiast w stosunku do mnie stara się być naprawde w porządku. Zreszta B chyba dosc trafnie nauczyl się rozpoznawac moje humory. Ostatnio kazal napisac mi list co najmniej na dwie strony. Co wiecej- nawet miałam ochote go napisac, ale jakos mi przeszlo. W firmie znacznie wiecej rzeczy mnie wkurza niż problemy z B, de facto w obecnej sytuacji urojone.

 

Zaraz mam kurs holenderskiego, ide z przyjemnością. Pewnie moja zaprzyjazniona Finka nie pojdzie ze mna na lunch bo pozno koncze. Ona zreszta ostatnio lubi siedzieć w większej grupie, natomiast ja mam powoli dosc integrowania się w międzynarodowym towarzystwie. Z przyjemnością wracam w jesienne wieczory do chałupy i rozwalam się po fotelach. Mam w d… pizze, piwa i zawieranie nowych znajomości…..Ogolnie wiele rzeczy mnie tu na tyle wpienia, ze chciałabym czasem aby mój dom był moja swiatynia….

 

Na przykład brak zmysłu technicznego u tutejszych facetow. Facet normalnie powinien mieć zaciecie do rzeczy technicznych. Ostatnio pojawil się problem z instalacja gazowa do aparatury. W kraju w mojej firmie jest kilku facetow, zamawia się u nich butle i oni lub jeden z kolegow z dzialu  przychodza i instaluja. Maja klucz francuski i to potrafia robic. Tutaj nikt nie wie co i jak. W magazynie siedza ludzie, którzy teoretycznie znaja angielski ale jak do nich dzwoniłam to nie zrozumieli o co mi chodzi. Butle trzeba targac samemu, robic instalacje tez. Wiec w koncu się wkurzyłam- czy jestem tu do cholery technikiem gazownikiem? Czy nie ma tu facetow odpowiedzialnych za takie rzeczy? Przeciez instalowanie gazu i szczelność instalacji jest jednym z parametrow bezpieczeństwa pracy. A tu tak o to walcza….Boja się miligramowej probki substancji a przy instalacji gazowej ma prawo grzebac każdy???? Nagadałam szefowi od tych spraw- powiedziałam, ze po pierwsze nie mam narzedzi i nigdy nie łączyłam butli pod cisnieniem z aparatura, po drugie nie mam zamiaru odpowiadac jak zewnetrzna instalacja, która Allach wie kiedy kto sprawdzal, pierdyknie. Po trzecie mam roczne sprawozdanie i ten tlusty francuzik, który się obija przed monitorem i nawet nie potrafi powiedziec dzien dobry moglby tez troche popracowac.

Poskutkowalo. Chłopcy się za to wezma a ja obiecałam pomoc przy pomiarach i rzeczach wymagających wiedzy merytorycznej. Triumf ale połowiczny. Bo nabieram powoli przekonania, ze faceci tutejsi sa przyzwyczajeni do nieróbstwa, fachowcy maja dwie lewe rece, dentyści to rzeznicy a sniadzi to obiboki a wszystkim jest tysiąc razy lepiej niż nam w Polsce i rodacy daja się manipulowac silami pochodzącymi stad miedzy innymi……którym chodzi o to aby u nas był ciagle burdel………

 

 

kaas : :
lis 14 2005 mily dosc weekend
Komentarze: 1

Internet mi zdechl- w zwiazku z tym mam szanse cos napisac teraz offline. Poczta chodzi- wyslalam dwa listy do kadr i dzialu socjalnego sprawie zasilku na dziecko ( Mloda jest już nie taka mloda, ale pod przepisy podlega bo się kształci).

Miałam sporo atrakcji od soboty- najpierw przyjechala z kilkugodzinnym opóźnieniem Mloda, potem miałam wizyte przyjaciółki z Polski. Wiązało się to ze sporymi przygotowaniami, sprzątaniem, ale przyznam, ze bylam zadowolona. Od jakiegos czasu mój życiorys sprowadzal się do bywania w pracy i wracania do domu. Wiec zapragnęłam troche towarzyskich wrażeń.

Spędziłyśmy sobote w sklepach, choc moja przyjaciolka podobnie jak ja kupowanie dla siebie traktuje jak dopust bozy. Należy do osob, które wszystko poświęcają dzieciom. I z jednej strony cale zycie tyra, aby mialy wszystko, jezyki, zagraniczne podroze, jest bowiem sama, ale z drugiej odnosze wrazenie, ze za bardzo się od tego uzależniła. Chciałaby aby wszystko mialo swój porządek i aby uczestniczyla w ich zyciu. Bywa wiec nieszczesliwa, gdy w odpowiednim czasie nie daja znaku zycia czy planuja sobie czas inaczej. Na szczescie ma ona dosc rozsadku, aby zadbac również o swoje przyjemności. Weekendowa wizyta u mnie była tego dowodem.Ale już kupic sobie ciucha nie chciala…

 

Z kolei niedziele postanowiłyśmy poswiecic wojazom. Zabrałam ja na wycieczke nad morze do mojej ukochanej Ostendy. Choc pewnie byloby bardziej pożytecznie pojechac do Gandawy i pozwiedzac albo tez zajsc do Muzeum Rubensa w Antwerpii. Ale perspektywa pogapienia się na otwarte Morze Polnocne dla takich wilkow morskich jak my była nie do pogardzenia, wiec wybrałyśmy taka podroz. Nadspodziewanie zrobilo się naprawde nie listopadowo, troche wialo co prawda, ale swiecilo slonce. Pogoda była jednak zbyt zimna, aby zamoczyc choćby kawalek malego palca, ale muszelki zbieralo się przednio.

 

Antwerpia i Meir prezentowaly się fantastycznie w świetle iluminacji. Katedra NMP wyglądała imponująco. Może uda mi się ja wstawic do nastepnej notki.

 

Wieczorem poswiecilam troche czasu Młodej i jej relacjom z kraju. Jakos odpoczęłam od Unii i jej pieprzonych problemow. W koncu nie musze się tym stresowac. Dzisiaj spokojnie przystąpiłam do moich statutowych obowiazkow. Oderwanie się od tego na dwa dni było calkiem dobre.

 

Ochrzanilam również wczoraj B. Nic mnie tak nie wpienia jak fakt, ze gdy rozmawiam z kims na Skype a ten ktos gada od rzeczy bo klepie równocześnie na gadu. To prawda, czasem mnie tez się do zdarza, ale uprzedzam rozmowce, ze ktos stuka i stukacza, ze rozmawiam. Tymczasem B klepal namiętnie, wiec wywaliłam : siedze w Belgii i na razie się nie wybieram poki co do kraju i uwazam, ze możesz w tym momencie pogadac ze mna albo powiedz, ze nie masz czasu. Jeśli ten babiszon z którym klepiesz jest tak wazny to hasta maniana. Masz kiepska podzielność uwagi i albo ze mna gadasz albo z tym babskiem. Nie da rady wash and go….sorry…..Troche zgłupiał, ale niech się przynajmniej nauczy dobrych manier……..

 

 

 

kaas : :
lis 11 2005 strajk
Komentarze: 1

Podobno strajk sie udal- napisal o tym do mnie facet, glowny organizator. Zreszta nie tylko do mnie, również do calej reszty ludzi na tych kontraktach przyszedł mail o sukcesie strajku i renegocjacji warunkow. Co z tego będzie- cholera wie….. Przeczytałam tez uważnie komentarz Jea6 z mojego bloxa pod którym podpisuje się obydwoma rekami. Oto on :

 

Zaloze sie ze wszyscy trzesa tylkami, zeby sie tylko nie narazic. Wszyscy marza po cichu o przedluzeniu kontraktu, zmianie statusu itp i wola nie wchodzic w konflikt z szefostwem (lub unijnym systemem). Ta sytuacja jest zreszta tym drugim na reke, chocby mazenia pracownikow byly zwyklymi mzonkami wola trzymac ich w niepewnosci i ludzic do konca zachowujac kontrole nad biedakami. A z takich mailowych protestow to oni sie smieja. Jakbyscie sie tak skrzykneli z innymi pracownikami zwlaszcza z nowych krajow czlonkowskich i zrobili manife, zaprosili dziennikarzy i narobili smrodu w mediach to byc moze zaczeliby sie z wami liczyc. Zobacz chociazby na podstawie ostatnich wypadkow we Francji, ze obojetnie jakie wladze maja wszystkich gleboko w dupie do momentu kiedy "zywiol ludzki" sie nie wkurwi i nie przywali. Tylko od takiego momentu jest mozliwosc zmian regul gry.

Ma racje piszac, ze ludzie marza o przedłużeniu kontraktow czy zmianie statusu, ale to jest typowe chyba dla wszystkich pracownikow na swiecie i we wszystkich instytucjach- konia z rzedem, gdy spotka się kogos kto nie chce awansowac. No, może u nas w Polsce gdy pracuja zony przy mezach, dla przyjemności, powolutku bez stresow. Kontrakty tutaj sa wyjatkowo korzystne finansowo. Wiec doping dodatkowy. Tu do tego jest jedna niedogodność- na ogol dochodzi problem organizowania wynajęcia mieszkania, czy załatwienia transportu gratow po skończonym kontrakcie do kraju…wiec lepiej wiedziec,  na czym się stoi. Fakt, te decyzje sa podejmowane zazwyczaj pod koniec pobytu delikwenta i to jest fatalne…..

 

Ale co do trzesienia tylkami to nie jest tak do konca. W gruncie rzeczy dostając kontrakt czasowy sa określone reguly gry. Nikt nie obiecuje stalego zatrudnienia. Znam wielu ludzi, którzy bynajmniej nie daja sobie włazić na leb i notorycznych tchorzy, bojących się w pracy własnego cienia, niezależnie od rodzaju kontraktu. Problem lezy w tym, ze ludzie pochodza z niezmiernie odległych stron Europy i tak jak u mnie, nie sa w stanie się skonsolidowac. Maja interesy calkiem rozbieżne. Na przykład moja Hiszpanka pracowac tutaj przyszla, majac u siebie porownywalna pensje. Przyjazd tutaj dla wielu ludzi nie oznacza Kanady de facto. Co innego dla demoludow. Tu sa doprawdy kokosy w porównaniu z tym, co mamy i możemy mieć w kraju.

 

Odnosze wrazenie, ze wszelkiego typu EPSA maja jeden cel- eliminacje i to glownie ludzi z nowych krajow czlonkowskich. Wiadomo, ze jest rzecza powszechna dosc kiepski poziom wiedzy z dziedziny historii Unii u ludzi zza Żelaznej Kurtyny. A jest to glowny punkt programu tego egzaminu. Inne testy, w tym verbal i numerical sa nie tyle trudne ile wymagaja specjalnych trickow. Z cala pewnością sa one do opanowania zdając po raz ktorys. Ale nie każdemu się chce.

 

Ja, niezależnie od wszystkiego mam w Polsce firme, do której mogę wrócić. Pewnie, ze to nie to- pisałam o tym wielokrotnie. Ale uwazam, ze dla mnie wieksza cene ma godność i wlasna duma niż srebrniki, bo kasa jest rzecza nabyta i nie zamierzam płaszczyć się przed zachodnimi mocodawcami z UE. Na razie obie strony spełniają warunki gry. Oni mi placa a ja pracuje. Jeśli firma uzna, ze mnie będzie potrzebowala i przedłuży kontrakt to ok. Jeśli nie to do widzenia. Nie zamierzam walczyc o nie swoje przywileje i bawic się w strajki. Bo one dotycza ludzi z Zachodu, to im teraz gorzej i ciezej jest tu się załapać i utrzymac. Ale i z czasem ludzie ze Wschodu będą mogli z nimi konkurowac. Wiec nie będę strzelac samoboja do wlasnej bramki.

 

Zabawy z czasowymi rekrutacjami to jest według mnie wylewanie dziecka z kapiela. Zwłaszcza w firmach, gdzie liczy się doświadczenie i wiedza. Kilka dni temu bylam w pewnej amerykańskiej firmie ( tak, Jea6, zgadzam się z Twoja ostatnia konkluzja i cos w tym kierunku robie….). Robia kokosy na organizowaniu szkolen. Ucza oprocz obsługi aparatury rzeczy podstawowych. Firmy zatrudniaja coraz to nowych ludzi a starszych stazem się zwalnia. Nowi nie umieja nic wiec trzeba ich szkolic. Kolko się zamyka i obrot kasy jest. Ten, kto wymyślił szkolenia jest geniuszem…..

 

Czy krawawy strajk w instytucjach unijnych jest możliwy- nie wiem sama. Tu się zarabia na bulki z maslem a nie na chleb. Czy wtedy człowiek ma ochote poświęcać zycie? Bardzo w to watpie, co najwyżej na jakis czas zmieni diete……..

 

 

kaas : :