paź 22 2005

asertywność


Komentarze: 3

Powiedziałam Młodej przed wyjazdem do Polski aby pojechała na grób ojca i zrobiła porządek. Niech kupi znicze i wieniec. Na rocznice jego śmierci niech zamówią z przyjaciółką mszę. Jej przyjaciółka ma chody w kościele, więc może się uda w tak krótkim terminie Ja siedzę sobie sama w chałupie, kot dostał poranne lanie za to że gryzł, z psami byłam na spacerze, na szczęście dziś nie pada a nawet wychodzi słońce.

 

Wczoraj pokłóciłam się z koleżanką stypendystką z Polski. Siedzą tutaj takie dwie zgorzkniałe stare panny. Muszę jednak wyjaśnić, że stara panna to nie fakt życia samemu, ale pewien rodzaj mentalności, który dokładnie do tego prowadzi. Są przecież świetne babki, które nie wychodzą za mąż, bo nie trafiły na odpowiedniego faceta czy też instytucja związku małżeńskiego z gruntu im nie odpowiada. Ale są i takie, że przez to, że zrzędzą , krytykują a do tego mają super mniemanie o sobie- ludzie uciekają od nich gdzie pieprz rośnie....To jest według mnie definicja klasycznych starych panien.

 

Tak się składa, że często uprawianie nauki jest konsekwencją samotności. Aby zrobić doktorat trzeba poświęcić wiele czasu. Ja go zrobiłam dość późno, wtedy gdy już z powrotem ten czas miałam....Popołudnia w laboratorium, pisanie do drugiej w nocy, nieustające liczenie i korekty- to doprawdy kłóci się z domowym rytmem życia rodziny. A te dwie moje krajowe koleżanki robiły doktorat znacznie wcześniej. Nie mając dziecka i rodziny zajęły się uprawianiem nauki. Nie pozostało to bez wpływu na ich mentalność. Naukowo są niezłe, ale życiowo nie do zniesienia.

 

Nigdy nie miały rodziny, dalej pomimo wieku 35-40 są córeczkami rodziców. Są zapatrzonymi w siebie egocentryczkami, nagminnie krytykują wszystko co jest inne

Czasami trafiają się im faceci. Ich związki z facetami są jednak dziwaczne, jedna z nich aktualnie ma faceta, cudzoziemca z którym porozumiewa się w języku obcym dla obojga. Druga aktualnie faceta nie ma ale bardzo by chciała mieć. Ci których miała po jakimś czasie odchodzili. Mieli dość. Jej wyższości, zarozumialstwa i pychy.

 

Jedna serdecznie nienawidzi tej firmy i ciągle chce do kraju, do mamusi. Aż siedzi na końcu języka- to jedź w cholerę. Ale wiem, że już składa następne oferty na wyjazd do pracy za granicą. Jej obłuda i nieszczerość są porażające. Ostatnio prawie całkiem przestałam się z nią spotykać. Zauważyłam, że jej obecność wokół mnie wytwarza toksyczne jady, jestem podenerwowana, czuję się nieswojo. Jak przestałam z nią chodzić na lunch to odetchnęłam z ulgą ....

 

Druga z kolei uważa, że jest Bóg wie kim, będąc tutaj. Unika Polaków jak zarazy. Zauważyłam, że to typowe dla dziewczyn ze wsi, córek gospodarzy. Z góry jednak zaznaczam, że nie dyskryminuję wszystkich, ale też prawdą jest, że one aż do bólu chcą tutaj się zaczepić z obawy przed powrotem do siebie. Spotkałam kilka takich. Są pracowite, zresztą na pewno nie było im w życiu zbyt łatwo. Ale to ostentacyjne szukanie i włażenie w tyłek cudzoziemcom jest naprawdę żenujące. Ona wydzwania do mojej Włoszki co najmniej 5-6 razy dziennie, nigdy w jakiejś konkretnej sprawie. Ma faceta z Ameryki południowej, nawet sympatyczny, ale mam niejasne odczucie że ten związek trzyma się tylko dlatego, że on nie wie jaka ona jest naprawdę i żadne nie zna języka ojczystego drugiej strony.

 

Początkowo myślałam, że jesteśmy tutaj razem, więc powinnyśmy trzymać się razem. Ale jak znieść kogoś, co ciągle jeździ po tobie jak po łysej kobyle?. Co krytykuje ciebie za jakiekolwiek inne poglądy. Co „rżnie damę, ą, ę – bułka z masłem”......Początkowo starałam się im pomagać, gdy chciały gdzieś pojechać, nie są zmotoryzowane. Zabierałam na wycieczki. Do sklepów.

 

Poprosiłam o przysługę dokładnie raz. Chodziło o przekazanie jednemu z kolegów wieczorem wiadomości, że nie będę mogła przyjść na spotkanie szkoleniowe. Nie było ono obowiązkowe, ale zgłosiłam się, bo miałam ochotę przyjść. Tymczasem okazało się, że nie dam rady. Powiedz- mówiłam do jednej z nich- niech Albert nie czeka na mnie. Muszę jechać zawieźć córkę i pewnie nie zdążę. Najpierw usłyszałam, że przecież mogę sama mu powiedzieć. Owszem- odparłam, masz rację, ale Albert jest praktycznie nieuchwytny, ty na spotkaniu będziesz, może on nie zauważy, nie spyta-szkolenie nie jest obowiązkowe, ale jak spyta to mu po prostu powiedz jak jest.

 

Oczywiście następnego dnia dostałam cierpkiego maila od Alberta- jak się logujesz, że przyjedziesz, to bądź. Wściekłam się. Odpisałam, że poinformowałam panią X, że w razie czego to mnie usprawiedliwi a moja nieobecność wyniknęła z takich a takich przyczyn. Albert zajrzał do mnie i powiedział- ok., nie ma sprawy, niestety X mi tego nie powiedziała....

 

No tak, przyznałam. Nie powiedziała. Pies z nią tańcował. Albert nie miał żalu. Mogłam to zrobić sama. Sprawa zamknięta. I pewnie tak by pozostało. Ale jeszcze przyszła X. I to zaczęła się wymądrzać co ja powinnam była zrobić. I wtedy szlag mnie trafił.

 

Wynoś się- powiedziałam w moim czystym ojczystym języku- jesteś cholerną egoistką, twojemu facetowi woziłam tyłek aby zdążył na pociąg, zawsze o cokolwiek prosiłaś mnie, robiłam niezależnie czy mi pasowało czy nie. A ty nie byłaś w stanie załatwić jednej gównianej sprawy. Jestem zajęta i proszę tu więcej nie przychodzić. Nie mam dla takich ludzi jak ty czasu w ogóle.

 

Sama się zdziwiłam własną odwagą. Ale czasem na człowieka przychodzi refleksja, że nie dogodzi się wszystkim. Nie każdy będzie cię kochał. Nie musisz dobrze żyć ze wszystkimi. Nie pozwól się zniewalać ludziom małego formatu. Pogoń tych z życia, którzy cię niszczą i zadręczają oraz są toksyczni.

No i okazało się, że można do takich wniosków dojść nie chodząc na kurs asertywności organizowany w Luksemburgu.....To tak a propos kota- dostaje w tyłek bo ciągle gryzie.....

 

kaas : :
*_*Pelłka*_*
29 października 2005, 17:08
hej spoko blog duze notki dajesz ale nie ma obrazków dawaj wiecej obrazków i bedzie wszystko tegest :D:Dwejdz na mojego bloga www.szalona-pelka.blog.onet.pl i skomentuj:D:D
22 października 2005, 19:25
Asertywność w wersji kaas :-))))
:-D
Asertywność nie jest obowiązkowa, można być, lub nie być asertywnym, to sprawa indywidualna. Jest opłacalna z dwóch powodów:
-jesteśmy pozytywniej postrzegani przez otoczenie
-lepiej się czujemy, wolni np. od moralnego kaca wywołanego agresywnością, bądź wkurwu na siebie z powodu własnej uległości.

A kocurzyca niech sobie nie myśli!
22 października 2005, 11:39
Panny, którym uciekł czas, asertywność, kot-tygrys,- wszystko w jakiś tam sposób gryzie i wszyscy zbierają za to cięgi... Samo życie. Zaciekawiasz mnie!

Dodaj komentarz