sty 23 2005

czas na wszystko


Komentarze: 2

Dzisiaj chodzi za mną fragment z Księgi Koheleta, nie nie jestem taka religijnie nawiedzona. Choć miałam dziś kolędę, ale jakoś nie było uduchowienia i atmosfery, raczej inspekcja.....

 

Wzięło mi się to z jednej z ballad Pete Seegera, które w międzyczasie ściągam z sieci : wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem, jest czas rodzenia i czas umierania.....i dalej są znane frazy, piosenka stara jak świat jest chyba z lat 50-60. I tak sobie myślę, że ten czas na wszystko musi przyjść. Czasem przychodzi, gdy się tego nie spodziewamy.

 

W piątek dowiedziałam się, że papiery są ok., nie mam jeszcze mieszkania i załatwiam wizę. I czuję, że powoli nadchodzi czas wyjazdu i powoli przyzwyczajam się do tej myśli. Ale według mnie musi to wszystko potrwać jeszcze, nie zamierzam jechać na wariata, musi być wszystko dograne. I pewnie przeciągnie się do połowy lutego. W gruncie rzeczy, gdyby nie było świąt to pewnie bym była gotowa, ale w końcu to również kiepska informacja z ich strony, nie piszą maili. Nawet jak proszę. Więc zadzwoniłam.

 

Powracam myślami do czwartkowej rozmowy z Matem. I jest to właśnie ironia, że ktoś taki jak Mat pojawia się w moim życiu właśnie teraz. I tu nie chodzi o sprawy związku. Nasze stosunki są odległe od tego, aby określać naszą znajomość w kategorii „związek”. Ale czuję, że będzie to postać, która będzie coś znaczyła. Spośród ludzi poznanych w sieci jest pewna grupa ludzi, która coś dla mnie znaczy, niezależnie od tego, czy czujemy się związani czy nie. Ale ich obecność w moim życiu jest faktem a nie przelotnym epizodem. Nie dotyczy to zresztą wyłącznie facetów.

 

Rozmawialiśmy też o Sympatii. Musiałam się zgodzić z poglądem , że panowie, niezależnie od tego jacy są, spotykają się na łamach baz wirtualnych z czasem niesamowitym ogromem nieszczęścia, samotności i oczekiwań ze strony pań. Jedni to cynicznie wykorzystują, pozorują zainteresowanie i chęć tworzenia związku. W rzeczywistości są obrzydliwymi graczami i oszustami, którzy wykorzystują. Inni, bardziej uczciwi, nie mogąc sprostać oczekiwaniom, uciekają. Nie chcą udawać tego, co nie ma miejsca, aby żyć w zgodzie ze sobą i swoimi zasadami. Myślę, że jeden z takich facetów trafił się Sylvi. Trudno powiedzieć, który- czy taki, którego przerósł sam związek czy też cynik i kłamczuch......

 

Poznawanie się w realu obfituje w momenty obserwacji i konfrontację z rzeczywistością. Wtedy można dokonać selekcji na różnych etapach znajomości. W sieci okres poznawania się jest skrócony. Istnieje silna presja, że powinno to prowadzić w dalszym etapie do bycia razem.....Ponadto pisanie o szczęśliwych związkach zawartych za pośrednictwem bazy potęguje oczekiwania, że „może i mnie się uda....”.

 

Potwierdza się teza, którą wielokrotnie słyszałam, że najpierw należy zadbać o własne, subiektywne poczucie szczęścia. Należy wypracować sobie formułę dobrej samooceny i umiejętności czerpania radości z własnego życia. Nie można obarczać nieumiejętnością radzenia sobie z samotnością czy brakiem samoakceptacji potencjalnego kandydata na partnera. Facet nie ma być pocieszycielem i sensem życia.

 

Chyba po raz pierwszy próbuję ustawić sobie własne warunki gry. Wymaga ona nadzwyczajnej cierpliwości. Zero przyspieszania faktów i rozdmuchiwania oczekiwań. Stad moje refleksje nad znaczeniem czasu. Musi nadejść właściwy czas. Ale i też nie wiem, czy na końcu będzie czekała nagroda......czy warto próbować.....hmmmmm....

Mam trochę ułatwioną sytuację, gdyż mam inne problemy. Nasze rozmowy na temat mojego wyjazdu stwarzają pewien , moim zdaniem konieczny dystans. Nie chcę więcej szaleństw, które prowadzą do żali i rozczarowania. Więc myślę o czasie.

 

kaas : :
23 stycznia 2005, 23:02
krótko mówiąc zgadzam się :-)
23 stycznia 2005, 21:09
Kaas, co to jest szczęście? I jak je widzą kobiety...

Dodaj komentarz