sie 23 2004

dość tych facetów


Komentarze: 2

Mam niezawodny sposób na irytację i podniesienie poziomu adrenaliny, należy po weekendzie zajrzeć na stronę mojego banku. Efekt murowany, zaraz zaczynam się wkurzać tym, że znów poszło za dużo i na co tym razem wydałam. Muszę pewne rzeczy jednak popłacić i wielki ból mi sprawia realizowanie przelewów. Ale nie mam wyjścia.

 

To, co się dzieje w robocie to doprawdy żal. Jedynej osobie, której się chce pracować to praktykantowi, jest on obcojęzyczny i ja staram się mu zapewnić warsztat pracy. Muszę latać jak idiotka po magazynach i innych działach, bo on używa angielskiego i by się nie dogadał. Skandalem jest jednak to, jak go traktuje polska strona- do tej pory jedzie na pożyczonych pieniądzach, bo nie wypłacili mu należnego stypendium. W gruncie rzeczy to ta organizacja niby powinna zajmować się życiem studentów a oni sobie wszystko zasadniczo leją….

 

Ja naprawdę przestaję się dziwić, że mój przyjaciel mógłby cały czas spędzać mieszkając na wsi. Ja tam naprawdę żyję pełnią życia i nawet ciągły powód mojej frustracji, czyli sracz nie wkurza mnie tak bardzo jak bezwład tej idiotycznej firmy, która pracuje wbrew jakimkolwiek zasadom ekonomii. Wczoraj wróciłam z weekendu na działce, Młoda nie pojechała, bo była chora i leżała. Dzwoniłam do niej i dowiadywałam się o jej stan gardła, poprawiał się i było nieźle. Ale gdy wróciłam wczoraj do domu około 9 wieczorem siedziało 6 osób i dzwonili do domu następni. Ogarnęła mnie złość, bo naprawdę wróciłam brudna i zapyziała i marzyłam o wannie z ciepłą wodą  i polataniu w gaciach i z mokrą głową. Nie wściekłam się, ale Młoda czuła, że jestem poirytowana. W końcu mam czasami chyba prawo do posiedzenia we własnym domu bez stada jej znajomych.

 

B coś burknął przez gadu, ale nie było specjalnie miłe ani niemiłe. Takie ot zdawkowe. Jest czymś bardzo zajęty, nie wtajemnicza mnie, zresztą nawet nie chcę za dużo wiedzieć, bo i po co…... Zresztą uprzedzał, że będzie zajęty. W tym tygodniu pewnie przyjedzie W, jakoś ostatnio zauważyłam, że traktuję go cieplej. Po rejsie pozostał jakiś osad, zbyt wiele było nieprzyjemnych gadek z B.

W jest jakiś bardziej szczery, potrafi się dzielić ze mną swoimi kłopotami. Któregoś dnia rozmawiałam przez telefon z jednym i drugim….i o dziwo, mimo, że spędziłam z B tyle czasu wspólnie, nie odczuwałam żadnych emocji, z W gadaliśmy, jakbyśmy się rozstali pół godziny wcześniej. On pamięta o wielu sprawach i pyta się o pewne rzeczy, które dla B nie mają znaczenia.

 

Zaletą W jest w sumie razem dość klarowna sytuacja rodzinna, z tego, co mówi i widziałam, wyłania się obraz kochających i dbających o siebie ludzi. Stąd współczynnik empatii jest znacznie wyższy. Ale pozostaje niestety strach, konserwa i przyzwyczajenie, na które nie mam wpływu. Bardzo dba, aby znajomość nie wyszła poza narzucone ramy, choć cały czas na pewne rzeczy odpowiada…poczekaj. Raczej nigdy się nie kłócimy, to nie ta konwencja, raczej salonowa konwersacja. Ten układ z nim to ciągłe oczekiwanie, czekanie na coś, co być może się zdarzyć, ale może i nigdy nie będzie miało miejsca. Za każdym razem, gdy przyjeżdża to myślę, że może coś pęknie. Ale wszystko jest z góry zaplanowane….

 

Aby oddać sprawiedliwość muszę przyznać, że to B jest przy mnie a przynajmniej był, gdy tego potrzebowałam i pewnie rzuciłby wszystko, gdyby mi się coś stało…..Ale B z kolei ma dość mętne i dla mnie nie zrozumiałe układy rodzinne, ale ma odwagę wyjechać ze mną, kłócić się, ale i zatroszczyć o mnie. W pewnym momencie jest jednak szlaban i za chińskiego boga  nie dowiem się, co kryje się pod różnymi niedomówieniami. 

 

Dosyć o facetach, nigdy z nich nic pożytecznego nie wyszło......Dręczę się niepotrzebnie pewnymi oczywistościami. Wniosek jest jeden i zapewne ten sam – znaleźć należy innego i co tu dużo ukrywać, wniosek jest słuszny. Ale coraz bardziej przyzwyczajam się do samowystarczalności, potrafię rozróżnić co dolega samochodowi, dzisiaj tłuką mi się dziś klocki hamulcowe, czas wymienić. W sobotę pokosiłam całą działkę i zgrabiłam, wsadziłam karpy i przeflancowałam aksamitki. Porobiłam zakupy. Zmywam i szyję, na działce zrobiłam pół kapy patchworkowej. Będę robiła ogórki i kompoty ze śliwek, których drzewo pięknie owocuje. Dziś byłam na piwie z przyjaciółmi. Nie cierpię na brak kontaktów towarzyskich, ciągle mnie nie ma w domu. Trochę brak mi czasu na rozwój umysłowy, czytam nader rzadko i też na działce, kiedy nie ma takiej presji roboty i internetu, nie ukrywam konkurencji dla czytania.

 

Nawet nie dręczy mnie fakt, że nie mam kogoś do przytulania, bo jakoś przestałam sobie to wyobrażać i przestaje mieć to dla mnie znaczenie. Zawsze po czymś takim generują się same tylko kłopoty, tęsknota i udręki, pisze się wiersze i frustruje. Może i nie jestem do końca konsekwentna, gdyż powinnam wreszcie przestać utrzymywać te niezdrowe kontakty z W i B. One stwarzają miraż komfortu psychicznego, bo się nie muszę starać o nic nowego i innego, bo wydaje się, że obaj są w zasięgu ręki. I tak, chyba jesień to najwłaściwsza pora aby z tym skończyć....ale czy na pewno potrafię.....????

 

 

 

kaas : :
26 sierpnia 2004, 08:09
trzeci raz to czytam albo i czwarty. i odnalazłam słowo klucz tej notki - samodzielność.
24 sierpnia 2004, 13:36
poczekajmy do zimy :-))))))

Dodaj komentarz