sie 17 2004

lamus


Komentarze: 6

Dziś będę porządkowała w pracy kwiatki, jest nas w dziale całe cztery, nie ma specjalnie zleceń, jest cisza i spokój. Szefowa siedzi w swoim pokoju i jest jakby mniej wojownicza. Może dlatego, że wszystkie herbatkowe kury są na urlopie i nie ma z kim pomargolić. Mnie to osobiście odpowiada. Czasem ich ględzenie a jej agresja mnie męczy.

Mam potrzebę przemeblowania czegoś, zawsze taka mi się rodzi wtedy, gdy skądś wracam a zwłaszcza z urlopu. Ale jednak to nie jest takie proste, w pracy należałoby wyrzucić stare graty, które mają co najmniej po 30 lat i są obleśne. I wcale nie są antykami. Ale ostatnio jakoś firma cienko przędzie i zapewne chęć zmiany wystroju mojego labu poczytano by za jakąś ekstrawagancję.

Na zmianę wystroju w moim pokoju nie mam środków, rzecz nie podlega dyskusji. Przyznam, że z dużą chęcią wyeksmitowałabym regał, niby ma dopiero 10 lat, pseudo dąb rustikal, ale jest mocno old fashioned.

Zastanawiałam się nad komentarzami Deja-vu, tak to prawda do tanga trzeba dwojga….ale czy naprawdę w wieku młodym traktujemy miłość jak inwestycję? Sama wiem po sobie, że gdy poznałam mojego przyszłego męża, miałam wizje jak to razem będziemy w stanie przewrócić do góry nogami świat. Nie zastanawiałam się nad tym, ile mogę zyskać, czy mój związek zapewni mi dobre i dostatnie życie. Widziałam jak moi rodzice starali się żyć po partnersku, czasem siedzieli w długach a czasem było lepiej. Mama chorowała, straciła słuch a mimo to pracowała a ojciec jej zawsze pomagał, jak było trzeba to stawał przy garach i robił zrazy. I taka możliwość polegania na sobie i porozumienie było dla mnie motywem zawierania związku- na dobre i złe. Myślałam o ciągłości pokoleń, o tym jak moja mama opiekowała się babcią w strasznej chorobie, jak opiekowała się nami a ojciec tkwił przy niej. Ja też jestem winna ojcu szacunek i opiekę. Choć teraz ma żonę i może nie jest to tak w tej chwili istotne. Rodzice bezwarunkowo mogli na siebie liczyć, choć charaktery mieli diametralnie różne i czasem kłócili się dość ostro.

Pewnie gdybym nie była wychowana w tak harmonijnej rodzinie, większą uwagę zwracałabym na pewne rzeczy, które do mnie dotarły znacznie później. Bardzo szokujące było dla mnie potwornie materialistyczne podejście do życia mojej teściowej, która zdradzana nieustannie i poniewierana przez męża miała dobre w sensie materialnym życie przez jego diety dolarowe. Akceptowała poroniony związek swojej córki z dużo starszym facetem, bo widziała, że jego matka ma ileś tam butelek mleka złota- związek z hukiem rozpadł się po krótkim czasie od zawarcia ślubu. Teść swój dom traktował jak hotel, miało być uprane, zrobione. Zdarzało się, że teściowa piekła ciasto dla kochanki teścia.

Wydawało mi się, że mój mąż jest daleki od podzielania punktu widzenia moich teściów. Ale jednak geny zwyciężyły………małżeństwo moje, mimo że przez wiele lat harmonijne, po wielu latach okazało się wielką życiową porażką. Nie mniej jednak nie zmieniam swojego punktu widzenia na sprawę związków i relacji, jeśli są one podszyte kalkulacją, materializmem, wykorzystywaniem i poniżaniem i zdradą to budzi to mój sprzeciw i niechęć.

Może dlatego w każdym moim związku lub nazwijmy to pseudozwiązku, próbuję odtworzyć te relacje, jakie miały miejsce w mojej rodzinie. Oboje rodzice byli różni, mama znacznie bardziej przebojowa, ojciec za to bardziej skrupulatny i oszczędny. Ale istniały jakieś priorytety i wspólnota działań dla dobra ogółu. Ich wzajemne relacje nie miały nic wspólnego z cukierkowatością i wyznaniami miłosnymi a przejawiały się w postaci czynów. Dlatego doceniam pewne gesty całkiem wymierne, natomiast pobożne życzenia z złudzenia staram się weryfikować.

Teraz, po latach widzę, że kochanie kogoś, tylko dlatego, że istnieje jest możliwe, ale tylko częściowo i to w młodości. Później pełni się w związku jakąś rolę. Rolę na przykład dekoracji domu, kucharki, sprzątaczki, księgowej i jest ona doceniana lub nie w zależności od priorytetów, jakie w domu szanownego pana były wyznawane. Problemem moim zapewne było między innymi to, że moja teściowa była po podstawówce i pełniła rolę kury domowej i służącej dla wszystkich domowników a ja od samego początku pracowałam i nigdy nie miałam zamiaru być podnóżkiem dla męża. Aby temu sprostać, starałam się nauczyć gotować. Dla niego ciągle wszystko było niedobre, ale teraz często zdarza mi się słyszeć, że jestem w tym świetna. Również w wielu sprawach natury organizacyjnej byłam po prostu od niego lepsza. Pewnie był tego świadom, był człowiekiem inteligentnym, ale miał on dość skuteczną taktykę aby wmówić mi, że nie nadaję się do wielu rzeczy. Faceci są we wpędzaniu w kompleksy naprawdę doskonali.

Prawdę mówiąc uważam, że u faceta ważna jest elastyczność myślenia i dostosowania się do aktualnej sytuacji. Jeśli to potrafi to z całą pewnością nie będzie sam. Stąd te teorie o facetach jak telefonach komórkowych- zajęci lub poza zasięgiem. Bo jeśli potrafi myśleć elastycznie to zrobi wszystko, aby dostosować się do nowej sytuacji.

Problemem B jest to, że będąc w gruncie rzeczy dobrym i wrażliwym człowiekiem, jest nerwusem, cholerykiem, potwornym malkontentem i widzi same czarne scenariusze. Wszystko powinno być zaplanowane co do minuty, żadnej dowolności. Nie potrafi chociażby spróbować zmienić swojego życia na lepsze. Uważa, że mądrości życiowe, które wygłasza są bezwzględnymi prawdami objawionymi i nie dopuszcza do tego, że ktoś może ma inne prawdy życiowe, które wyznaje i niekoniecznie są one bez sensu. Gdy kogoś się poznaje przez dwa lata to dużo się o nim wie. W życiu wiele miał różnych sytuacji, dla mnie niejasnych. Stąd pewnie wiele naleciałości i wypaczeń.

Zawsze jednak musi być jakaś zmienna w życiorysie. Skoro on ma układ taki, jaki sobie stworzył to co próbuje zmieniać? –jak to co, kobiety! Jest ich dostatek w sieci i poza siecią i próbuje sobie dopasowywać je do swoich poglądów. Ale w konsekwencji to nic nie daje. I błędne koło toczy się dalej.

Myślę, że naprawdę nie ma znaczenia to, jak dalej się to potoczy. B ma pewne miejsce w moim życiu i zawsze będę doceniać to, co dla mnie zrobił. Zawsze tak robię, gdy odkładam faceta do lamusa- kolekcjonuję i archiwizuję jego zasługi.


kaas : :
18 sierpnia 2004, 07:50
impuls z zewnątrz i przeczytane. fragment o przemeblowaniu podbił me serce. do reszty nie czuję się kompetentna aby komentować. ale stało się impulsem do napisania notki.
18 sierpnia 2004, 07:33
kochanie kogoś, tylko dlatego, że istnieje, jest możliwe jedynie w układzie rodzic-dziecko, \"Nie potrafi chociażby spróbować zmienić swojego życia na lepsze\". Wybacz kaas, ale nikt nie może wiedzieć co jest lepsze dla B, to wie tylko on i to pewnie nie do końca.jego prawdy są wkurzające dla Ciebie, być może Twoje są wkurzające dla niego :):):) I jeszcze się odniosę do początku notki: W domach rodzinnych zostajemy wychowywani do wartości, to może być np. zdrowie, władza, czy pieniądze... w dorosłym życiu zachowujemy się w granicach przez te wartości wyznaczanych, jeśli coś zrobimy, co je pogwałci - zaczynamy czuć się źle. I nie możemy oczekiwać od człowieka wychowanego inaczej radykalnej zmiany postępowania, bo tylko się obie strony wkurwią a i tak wszystko będzie po staremu.
17 sierpnia 2004, 22:57
Hmm...Jestem daleka od tych \"problemow\".Narazie zyje tzw mlodoscia i specyficznym dla niej podejsciem do swiata,do milosci.Moze jestem zbyt naiwna.Ale w tym co piszesz jest wiele racji wg mnie.Pozdrawiam
17 sierpnia 2004, 20:24
wywołany do tablicy odpowiem napewno... narazie, mimo, ze byłem przez psy pokąsany - lubimy się z wzajemnością!
17 sierpnia 2004, 20:11
...za pozwoleniem kruka, z którym własnie rozmawiam: napisał, że za bardzo uogólniasz wszystkich mężczyzn, ja mu na to , że jesli coś bardzo boli, podchodzi się do tego bardzo subiektywnie, bo kiedy kogoś ugryzie pies, całe życie się psów boi... dopisz coś kruku, jeśli uważasz, że coś trzeba tu dodać...
17 sierpnia 2004, 20:03
....dyskutuję tak o tej twojej notce z kimś na gg ... a tak na marginesie, czy jak wejdzie tu jakaś młodzież to będzie wiedziała, co to jest butelka mleka?...;)

Dodaj komentarz