mar 20 2005

Niedziela Palmowa


Komentarze: 3

No to jeszcze przed zaśnięciem parę słów- muszę jutro wstać o 7, wyprowadzić psy i do roboty. Nie wiem ile będzie tej roboty- w firmie już luz dało się zaobserwować od piątku. Jest tutaj piękna i sympatyczna pogoda, wygląda jakby lada dzień miało przyjść lato. Gdy gadam na Skype ludzie przedstawiają mi że bardzo jest zimno i ślisko. Jakoś nie mogę tego sobie wyobrazić. Kurtki powędrowały do szafy. Na ścianie na gałązkach wiszą jaja- tutejszy wielkanocny zwyczaj polega na wieszaniu jaj jak bombek. Nie wygląda to źle a w mojej pustej chałupie taka dekoracja jest jak najbardziej na miejscu....

 

Z dziedziny polityki przejdę dziś do całkiem innej, może w jakimś stopniu obyczajowej. Palmowa Niedziela kojarzy mi się jak dotąd z wielkimi palmami które produkuje się w miejscowości Łyse i palemkami, których jest pełno na bazarkach. Dwa razy zdarzało mi się nie być w kraju na Wielkanoc. Kiedyś byłam w Niedzielę Palmową w Anglii teraz w Belgii. I mimo, że chodziłam do kościoła katolickiego to obrzędy są tam zgoła inne.

 

W kręgach zbliżonych do naszego kleru często pokutuje to, ze do kościoła chodzą stare babcie i ogólnie towarzystwo jest niewierzące. Nawet w tym roku, gdy był u mnie ksiądz po kolędzie to stwierdził, że jak już będę w Belgii to powinnam ostro ewangelizować. Bywam tutaj w katedrze, rzeczywiście msza jest w niedzielę tylko jedna, ale nie jest prawdą, że bywają wyłącznie babcie. Katedra ma chór uświetniający coniedzielne msze a do tego scholę. Odnoszę wrażenie, że scholę prowadzą matki śpiewających dzieci, też biorą udział w tych pieśniach......dzieci śpiewają bardzo wesoło i widać, że to wspólne śpiewanie ich bawi. Tutaj po prostu widać ludzi nie zaharowanych, którzy mają czas na różne rzeczy. Chodzą i ćwiczą w chórze lub prowadzą dzieci do scholi aby sobie pośpiewały. A jak są niewierzący to jeżdżą sobie na rowerkach. Mówię o życiu na prowincji w metropoliach zapewne bywa inaczej.

 

W Anglii zamiast palmy leżała na tacy garść zasuszonych liści z palm, takich jak nasza jukka, Każdy brał sobie liść palmy i ksiądz o ile sobie przypominam, święcił je, podobnie jak u nas. Tutaj w trakcie mszy ksiądz i asystujące mu dziewczynki ( na początku zaskoczyło mnie, że dziewczynki służą tu do mszy), w pewnym momencie rozdają gałązki bukszpanu. Śpiewa się coś w rodzaju hosanny po flamandzku- przyznam, że niewiele rozumiem. Niestety też nie wiem, jak będzie obchodzone triduum paschalne, jakoś nie potrafię załapać tego języka.....

 

Czy życie duchowe jest tu w zaniku- nie powiedziałabym. Może i ludzie nie latają tak gremialnie do kościoła, ale nie ma tu w takim stopniu kradzieży i zawiści i innych przypadłości podchodzących pod paragraf przykazań. Wychodząc rano zawsze wiem, że samochód będzie stał tam gdzie stoi mimo, że nie ma tu parkingu  strzeżonego. Po kradzieży malucha sprzed laty mam niekończącą się obsesję, że wyjdę ktoregoś dnia i samochód nie będzie stał na miejscu...Tutaj ludzie są przyjaźnie nastawieni do siebie. To zapewne domena ludzi sytych. Nie ma przepychania się w kolejkach- a takowe też bywają, na przykład w sobotę w sklepach jest duży ruch. Nie ma wredoty, zasypiam spokojnie, choć teraz jestem sama w piętrowym mieszkaniu a cisza jak makiem siał.

 

Pytanie moje brzmi- jakie wartości chrześcijańskie chcą szerzyć nasi bonzowie? Przyznam, że po miesiącu mieszkania tutaj nie bardzo widzę, abyśmy w ogóle mieli prawo udzielać tym ludziom jakichkolwiek nauk.....

 

kaas : :
25 marca 2005, 12:24
to chyba wszędzie tak jest, że pozory mylą, po prostu :) ze wszystkim... Domena ludzi sytych - bardzo ładne, bardzo trafna uwaga, pozdrawiam wielkanocnie. Mokrego zajączka życzę!
21 marca 2005, 20:01
przecież nie kto inny tylko sami Polacy chcą być bardziej papiescy od samego Papieża... ciekawym jak nas widzą, tam w Belgii? Kurier, a jakże dostarczył przesyłkę - dziękuję:-)
21 marca 2005, 07:12
Zawsze mi się wydawało, że brakuje nam życzliwości wobec innych ludzi i niestety w każdym widzimy wroga (no, na szczęście nie zawsze, są wyjątki)

Dodaj komentarz