sie 19 2005

szczescie- czyli prawo do niego


Komentarze: 3

Chyba ustosunkuje sie do wypowiedzi Martyni, ktora zawsze cenie za zwiezlosc i trafnosc wypowiedzi…dzis piatek, wiec jak dyrektywy moga poczekac….a temat jest bardzo wazny chyba…

 

Pyta w imie czego nalezy sie poswiecac? Pisalam o kilku konkretnych sytuacjach jakie ostatnio trafilam, z gatunku mesko-damskich. Zawsze twierdze, ze jednak ludzie sa ze soba a przynajmniej powinni byc dobrowolnie i wtedy dopiero to mozna nazwac szczesciem. Bycie ze soba pod presja, z litosci czy tez dla swietego spokoju z kims po to aby nie byc samym to nie jest szczescie dla nikogo tylko iluzja….. Czesto tak jest, ze zaangazowanie emocjonalne drugiej strony jest mniejsze niz mozna sie tego spodziewac, pojawia sie obawa o trwalosc zwiazku. Czesto boli…

 

Prawda jest rowniez ze niektorzy ludzie w takiej strukturze jak trwaly zwiazek nie potrafia funkcjonowac w ogole. I co tu duzo ukrywac, sama chyba jestem z kims takim emocjonalnie zwiazana….tak mi to na to wyglada….Ale dopoki zwiazek jest niesformalizowany a obie strony wolne wszystkie chwyty sa dozwolone a nikomu nic do tego.

 

Mimo wszystko uwazam, ze malzenstwo to jednak jest instytucja usankcjonowana pewnymi obwarowaniami, majaca oprocz seksu it ego co sie potocznie nazywa szczesciem zapewnic byt obu stronom. Sama padlam ofiara czlowieka niepowaznego oraz niedojrzalego zyciowo i wiele lat mi zajelo aby odrobic straty po jego decyzji “pojscia za szczesciem”. W swietle moich doswiadczen uwazam jednak, ze czlowiek zyje czasem dlugo i znacznie dluzej niz w czasach Ewangelii i nie jest niejednokrotnie w stanie zyc w taki sam sposob przez wiele lat z tym samym partnerem. Wiec ludzi nie ma co winic ze sie rozstaja czasem. Wiec nie mam nic przeciwko na przyklad rozwodom czy separacjom, ale z uczciwym podzialem dotychczasowego dorobku zyciowego. Takie rozwiazanie wydaja sie byc cywilizowane. Pewnie, kosztuje to czasem wiele nerwow i bolu obie strony, ale lepsze jest to niz jakakolwiek inna opcja. I faktycznie, postronne opinie w tej kwestii sa rowniez niepotrzebne….Znam pary, ktore sie rozstaly i podzielily dorobek rzetelnie i sa po wielu latach na przyjacielskiej stopie, bedac z innymi partnerami…

 

Niestety najczesciej stosowana opcja jest oszukiwanie sie i wzajemne, kretactwo w ktorym jedna ze stron jest ewidentnie poszkodowana. I to nazywa sie “prawem do szczescia”. Ja uwazam, ze mimo wszystko obojetnosc ludzka, ceniona jako cnota tolerancji w aprobowaniu i nie mieszaniu sie do takich przypadkow jest czasem przyczyna wielu nieszczesc.

 

Kazdy uwaza ze ma prawo do szczescia- a czymze ono naprawde jest? W takim kontekscie jak powyzej to jest jedynie realizacja i zaspokajanie wlasnych egoistycznych potrzeb. Facet w ten sposob argumentujac, zwalnia sie z obowiazku wychowywania np. kalekiego dziecka, co jest nagminne, odchodzi od zony po latach- czego nie da sie wytlumaczyc niedobraniem partnerow, do innej, bo mu tak wygodnie, bo ladniejsza, mlodsza, czy tez ma inne walory, zostawia zone z kilkorgiem dzieci - tlumaczy to prawem do wlasnego szczescia…

 

Znam wielu, ktorzy sie nie rozwodza a siedza w kiepskim zwiazku, bo brak im odwagi, nie potrafia sprawy rozwiazac po mesku i wziac na bary konsekwencji podjecia decyzji o odejsciu. Chociazby sprostania koniecznosci podjecia odpowiedzialnosci za wlasne zycie, znalezienie mieszkania, lepszej pracy bo trzeba zarobic na alimenty…. i.t.p.

 

Wiec siedzi taki zonkos w sieci i podrywa, jest to smutne i zalosne. Obok siedzi zona co nie ma pojecia jak dziala komputer albo spi. Do tego taki facet gada tez i na temat. dobra dzieci i ze je kocha nad wszystko, co jest po prostu smieszne. Ze swojego zycia robi karykature..jest jednak na tyle leniwy, ze nie potrafi nic konsekwentnie przeprowadzic. Czy mam przejsc obojetnie, ze tacy robia wode z mozgu np mojej kolezance? Nie oceniac bo ona ma wlasna wizje szczescia? Oczywiscie, kazdy bedzie robil co zechce, ale uwazam, ze mam prawo takie cos potepiac…..

 

Inny znany mi przypadek ,tez z sieci….Facet, wieloletni kierowca Tirow, kiedys mi gadal ze jego zona znalazla sobie na gadu kochanka dwie wsie dalej, zaniedbuje dzieci. Szuka szczescia. On tez szczescia szuka w ten sam sposob jak widac….Jest rozzalony, rozchorowal sie z tego wszystkiego, musi sie wygadac. Nie wiem, moze i ja bil…ale niezaleznie od tego siedzial w trasie, zwozil dolary i euro, wyremontowal dom a ona z tego korzystala iles lat. Wreszcie widocznie sie jej znudzilo czekanie na faceta spiacego po parkingach i zabawila sie….Teraz targuja sie o dzieci.

 

Ludzie bez problemow przeprowadzaja sie, jedni do drugich. Taka powszechna akceptacja tego procederu powoduje, ze czasem konczy sie to tragicznie. Sama tego doswiadczylam. Bo w mysl aktualnych pogladow, wielu ludzi uwaza sie, ze najwieksza cnota jest tolerancja i nie zajmowanie sie cudzymi sprawami. Moralna negatywna ocena odejscia tak ot sobie przez srodowisko moze by powstrzymala niektorych przed zbyt pochopnymi ruchami w tej kwestii. Bo czasem nie ma juz drogi w druga strone…..

 

Sama probuje rowniez znalezc definicje szczescia. Dobry partner to wielkie szczescie to prawda. Nie zawsze jest to jednak mozliwe, tak jak rowniez nie zawsze sie ma odpowiednia urode, zasoby finansowe czy tez mozliwosci. Wczoraj zastanawialam sie nad dziewczyna z unitu, Hiszpanka. Jest znacznie mlodsza a ja nigdy w zyciu nie bede zyla tak jak ona. Jest sliczna dziewczyna, ma oddanego meza i dwojke dzieciakow. Finansowo sa ustawieni do konca zycia, pracujac w instytucji unijnej, posady sa dozywotnie. Oboje maja swietne samochody o chyba ze 3 mieszkania na swiecie- dwa w Hiszpanii a jedno w Szwecji- maz jest Szwedem. Do tego ona jest urocza i jest swietnym naukowcem, ma doktorat. Ladnie sie ubiera i na pewno jest szczesliwa. Udalo sie jej- niektorym los mniej sprzyja.To ja powinnam byc nieszczesliwa, bo nie mam nawet polowy takich bonusow od losu jakie ona ma…..

 

Mimo wszystko walcze o swoje szczescie i mimo przeciwnosci jestem w jakis sposob szczesliwa. A jestem bo wygralam walke z moja tragedia i jej upiorami, dlugami, z niepewnoscia z niewiara w siebie, moge codziennie spogladac w lustro bez obrzydzenia. Wszystko zawdzieczam wlasnym staraniom….zero protekcji….Los mi czasem cos chrzani nie zawsze wychodzi tak jakbym chciala. Ale gdybym miala walczyc o wlasne szczescie to zawsze mam takie prawo….ale z otwarta przylbica i bez obawy o szepty zza wegla….Ale tez wiem jedno- moje intencje musza byc jak holenderskie okna- przejrzyste, bez oslonek i nic do ukrycia…..

 

kaas : :
Na dmuchanie w plewy szkoda mi c
19 sierpnia 2005, 20:38
19 sierpnia 2005, 18:57
No - oczywiście - pierdoła - zapomniałem o tym mailu. He He.
19 sierpnia 2005, 18:53
Bzdury totalne. \"Podlożylaś\" się praktycznie w każdej linijce, którą napisalaś. Przeczytaj to jeszcze raz. Zwlaszcza o upiorach. A potem się wreszcie zastanów. A jeżeli chcesz podyskutować - to na maila, bo tutaj szkoda nerwów. O rrrrany - jaka sieczka...

Dodaj komentarz