sty 16 2004

czterdziestki, które nie ryczą


Komentarze: 2

Dziś spotykam się na babskim party w pubie. Robię to nader rzadko ale ponieważ dziś pogoda jest względnie ciepła, to zdecydowałam się pójść. Ciekawi ludzie się trafiają, choć muzyka tam jest dość głośna, to jednak lubię spotkać się czasem z całkiem innymi ludźmi niż na co dzień. Ostatnio jestem dość mało zmobilizowana do rzeczy wielkich, razi mnie małostkowość ludzka, zawiść  i intryganctwo wszechobecne w mojej firmie, dość ciężka sytuacja firmy, męczące problemy dnia codziennego głównie związane z forsą, czyli jej brakiem. Więc małe piwko nie zaszkodzi.

 

Dziewczyny są z innego świata.....na ogół dobrze sytuowane i dość zadbane, brak im jednak serdecznych związków międzyludzkich. Brak im facetów, bo są same, po rozwodach, i nauczyły się żyć i dbać o własne interesy. Wrażliwość idzie w kąt, trzeba być twardą. I potem trudno jest być czułym, a panowie lubią być adorowani i dopieszczani. Czy w takim społeczeństwie jak dzisiejsze nasze to musi to tak wyglądać? Moje czterdziesto-pięćdziesięciolatki zastanawiają się co można zrobić aby móc żyć z kimś, kto pomoże i wesprze, kto zastapi nieudacznika, z którym przyszło im się rozwieść. Wiedzą, że nie mogą zatrzymać czasu i nie mogą na wiele liczyć. Ich dorosłe już praktycznie dzieci nadal potrzebują zrozumienia, pomocy i choć mają swoje życie lubią się zajmować życiem matki. Trochę je utrudnić....stworzyć trochę problemów....

 

Czasem my bezmężne gadamy sobie, że facet jest potrzebny jako hydraulik i mechanik a najlepiej gdyby dawał forsę i od razu poszedł sobie...to też jest jakaś forma terapii i radzenia sobie z byciem samą. A czasem to i prawda, bo znosić typa, który cały czas myśli o jednym i najlepiej innej jest frustrujące. Media kreują model życia starego satyra z młódką, związki tyleż interesujące co czasem nie satysfakcjonujące. Bo wcześniej czy później te rogi wyjdą na wierzch.....Ogólnie młodość jest the best....ale kiedyś się kończy.....

 

Jestem zdania, że rozwód jest ruiną ale jest lepszą rzeczą niż dręczenie się w imię wyższych wartości, w imię dobra dziecka które wcale nie ma lepiej, gdy rodzice się żrą ze sobą. Czterdziestki, które znam wyszły z tego założenia. Więc mogą pójść sobie w piątek na piwo... a że brakuje w tym mężczyzny? A gdy go miały to czy mogły wtedy gdzieś wyjść? Czy miałyby lepiej? Trudna odpowiedź......

 

kaas : :
16 stycznia 2004, 18:44
Ano zgadzam się. Także moja matka (w połowie drogi - między czterdziestką a pięćdziesiątką) zdecydowała się na rozwód i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że dobrze się stało. Chociaż wtedy byłam strasznie rozżalona... nawet mimo tego, że wiedziałam, dlaczego tak się dzieje, rozumiałam więcej niż mój młodszy brat, dla którego to było czymś kompletnie niepojętym. Fakt, to jest ruina. Ale czasem przecież trzeba coś zburzyć – by dać początek czemuś nowemu.
Pozdrawiam.
16 stycznia 2004, 18:39
o masakra temu ide na psychologie i bede seksuologiem--sex therpasit--bo zdaje mi sie ze jest za duzo rozwodow....w Maeryce 50% maleznst koncza sie rozwodem...a co gorsze...nam kobietom...bo to my zostajemy najczesciej z dzieckiem....jak mam 40 lat i dziecko, jaki facet chce mnie....i jeszcze innego dziecko wychowanie.....facet to samiec i swinia, chce miec kogos ale i niechce bo niechce sie prejechac na nich....PaPa...Pozdrawiam....Buzka...Puszek :*

Dodaj komentarz