Archiwum 01 marca 2004


mar 01 2004 epoka wczesnowirtualna
Komentarze: 8

Jeśli w tygodniu czegokolwiek żałuję to tego, że prowadzę ogłupiający tryb życia w pracy i nie mam czasu sobie popisać. Wczoraj roześmiałam się, gdy mój przyjaciel B nagle gwałtownie poprosił mnie o kartkę i zaczął jakieś branżowe kawałki wypisywać czyli to, co zostanie umieszczone w jego publikacji. Ja z kolei nie mam takich szans, jako przedstawicielka dyscypliny ścisłej dzisiaj siedziałam w Corelu i „usprawniałam” wykres wypluty z aparatury, który zostanie załączony do publikacji. Zero fantazji i polotu a pisze się nie z potrzeby serca lecz z powodu punktów do KBN.

 

Dlatego lubię mojego bloga. Pewnie jest wiele szczegółów, które zidentyfikowałyby mnie w moim środowisku. Mam tam przyjaciół, ale i wrogów, bo środowisko zwłaszcza naukawe bywa zawistne i paskudne. Niemniej jednak w większości wypadków technokraci nie wchodzą w coś takiego jak blogi i dlatego mogę póki co hulać sobie tutaj spokojnie.

 

Dziś będzie o anonimowości w sieci....tak mi do głowy przyszło przed północą.....Pewnie w sieci można sobie szaleć ile wlezie..ale należy ciągle pamiętać, że dopóki człowiek się nie zmaterializuje to pozostaję plikiem. Szanuję bardzo sieć, bo dzięki niej mam nowych znajomych a co poniektórych nawet przyjaciół. Gdyby nie sieć to zapewne tkwiłabym do dziś w układach kilku zaprzyjaźnionych małżeństw, z którymi się spotykałam za życia mojego męża. Są to ludzie o dość ustabilizowanym życiu rodzinno-towarzysko-emocjonalnym w których problemy rosły wraz z dziećmi, najpierw które z potomków szybciej mówi i chodzi, potem jakie zbiera stopnie a obecnie jaką ma narzeczoną czy narzeczonego. W kilku wypadkach po drodze następowały zdrady, wykryte lub nie...do tego od czasu do czasu bywam na pogrzebach rodziców, na imprezach wymienia się przepisy na odchudzanie lub ciasto „cycki Murzynki” a faceci gadają o psujących się samochodach.

 

I nie da się ukryć, że takie kontakty są sakramencko nudne. Nigdy dziecko nie było projekcją moich marzeń, był okres, że Młoda miała pały a teraz jest świetną studentką, nie lubię się odchudzać bo mam zero silnej woli, owszem przepisy zbieram a gadania facetów o samochodach i kompach są nudne.

 

Sieć  pozwoliła mi zerwać ze sztampą praca-dom-starzy znajomi. Poznałam ludzi przy których moje przejścia to betka, ludzi, którzy mogą w środku wyjechać nad morze po to by następnego dnia wrócić, kąpać się w nocy na golasa w jeziorze i ryczeć ze śmiechu, którzy umieją  i zabrać w trzytygodniową podróż zagraniczną bez zobowiązań, z którymi można kochać się w samochodzie i pisać wspólne projekty badawcze, z którymi można spędzić wakacje na żaglach po 20 latach. I dlatego cenię sobie sieć. I wcale nie uważam, że sieć jest miejscem dla psycholi i frustratów, oni są wszędzie a ja staram się w sieci poznać ludzi i  próbować dostrzegać w nich radość, dobro i serce. Wcale nie jest to miejsce upustu żółci...choć zdarza się też i tak. Nie zawsze dobrze jest gadać otwartym tekstem...

 

Oczywiście są pułapki- trafiają się nieudacznicy, którzy kreują swoją osobowość a w „praniu” to wygląda całkiem inaczej, smutasy i erotomani. Poławiacze lasek i okazji za darmo. Ludzie nudni, tak nudni, że poza siecią nie mają innych znajomych. Statystyka ma swoje prawa.....

 

Związki miedzyludzkie zawarte w sieci są również łatwe to interpretacji...często widać to po pierwszych kilku listach na czym człowiekowi zależy. Sieciowa szczerość jest dobra bo łamie bariery, na szczęście pamięć ludzka jest na tyle zawodna, że nieistotne znajomości są z premedytacja zapominane. Ja swoje listy archiwizuję na kompaktach, pewnie zrobię to samo kiedys z notkami z blogów po to, aby za sto lat moje wnuki (oby były, jak Młoda się postara), mogły poczytać sobie opis obyczajów i życia swojej praprababki z epoki wczesnowirtualnej.

 

kaas : :