Archiwum 27 sierpnia 2004


sie 27 2004 moje paranoje
Komentarze: 2

Są dni, w których człowiek ma bardzo podły humor. Od kilku dni mnie dopadają takie chandry. Raz jest lepiej raz gorzej. Ale jestem ogólnie wściekła.

 

Co do wyjazdu to polskie biuro pocieszyło mnie, że Zachód stosuje taką właśnie procedurę, że zostałam zakwalifikowana i nie jestem na żadnej liście rezerwowej. Muszę się uzbroić w cierpliwość. Mam czekać. Ale ja już nie wierzę w czekanie. Nauczyłam się, że albo coś się dzieje natychmiast albo zostaje odkładane na czas bliżej nieokreślony i rozmywa się w czasie i przestrzeni. Do tego zostałam zablokowana na rok, nie ma mowy o żadnym szukaniu pracy czy zwalnianiu się. Bo nagle może przyjść list z Unii a warunkiem wyjazdu jest obietnica ponownego zatrudnienia po powrocie przez firmę zatrudniającą. Więc znów czeka mnie wegetacja i życie za grosze z mglistą nadzieją, że kiedyś tam…….chyba to mnie najbardziej frustruje…….

 

Do tego pomiędzy mną a B odbywa się dość cicha, zainicjowana zresztą przeze mnie rozgrywka. Jego milczenie, połączone z burczeniem doprowadza mnie do furii, którą w sobie tłamszę i która jest pożywką dla różnego typu spekulacji. W końcu chciałabym wreszcie wiedzieć, czy rzeczywiście ten układ ma sens i w jakich granicach. Jakaś intuicja od dłuższego czasu mi podpowiada, że układ jest bez przyszłości i bez sensu i trzymam się tego jak rzep psiego ogona. Ja wiem, że moja wyobraźnia potrafi hulać, ale też zaczyna się włączać jakiś instynkt samozachowawczy.

 

Instynktownie czuję, że mój ostatni pobyt z nim na żaglach był spowodowany jedynie tym, że musiał w końcu łajbę wysadzić na brzeg a nie miał z kim popłynąć, bo go potencjalna kandydatka zawiodła i zabrał mnie. Bo byłam pod ręką i wiedział, że się zgodzę. Nie jest zbyt przyjemnie odczuwać, że jest się substytutem, nie kimś o kogo naprawdę chodzi, ale etykietą zastępczą……a takie myśli mnie nachodziły podczas częstych dość kłótni, które miały miejsce……..Pomimo, że minęło prawie dwa tygodnie, ciągle wracam podświadomie do różnych sytuacji, które prowokowały mój gniew. Wyłażą ze mnie jak choroba.

 

Sama nie wiem, dlaczego tak rozdrapuję ten układ, ale myślę, że mnie dość dużo kosztował no i kilka lat trwał…... Starałam się neutralizować wszelkie waśnie, wiele z nich nie miało sensu i było niepotrzebnych. Czasem jednak nerwy mi puszczały i dochodziło do scysji. Paniką wręcz napawa mnie obciążanie winą za konflikty, doprawdy jestem na tym punkcie wręcz obsesyjnie uczulona. Jest to pozostałość mojego małżeństwa, gdy byłam ciągle szarpana za to, że coś nie wyszło i brałam wiele rzeczy do siebie. On tak jakby miał podobną cechę- gdy coś się działo nie tak, to musiało być przeze mnie.

 

Chciałam sprowokować jakąś dyskusję, nawet w formie pisanej, aby wszystko wyjaśnić, może rozwiać moje podejrzenia, bo w końcu nawet dopuszczam myśl, że są to tylko moje jakieś fobie. Ale z drugiej strony nie było odzewu, jakieś komentarze dość dziwne i nie a propos. Z jednej strony mam komfortową sytuację, nie ma spotkań i kontaktu, więc nie powinno być problemu. Nie ma go i już, zdematerializował się. Ale mnie roznosi od środka jakaś chęć interpretacji, zaszufladkowania tego, co było……

 

Stawiam sobie pytanie czy mi zależy jeszcze na nim. Odpowiedź nie jest prosta bo powinnam się odciąć dla własnego dobra, chyba, że chcę jeszcze długo znosić jego „schizy”. Odrywając się od niego biorę rozwód z jego nieszczerością i co by nie powiedzieć oszukiwaniem siebie samej.

 

 

To, co się teraz dzieje odczuwam jako pewnego rodzaju czkawkę, nachodzi mnie ona gdy spędzam kilka tygodni czas razem a potem następuje zero kontaktów. Z jednej strony gadanie, że nie ma się czasu a potem, gdy śledzę nicka i strony randkowe ( a mam w tym doświadczenie i jakąś dziwną intuicję, że zawsze znajdę w sieci tego, kogo szukam…), widzę, że jest na nich częstym gościem……

 

Cholera, mam nadzieję, że wypisując to będę bardziej pewna, że poczuję się lepiej. Dziś jadę znów na rancho, może jutro, zobaczymy…….zawsze tam odżywam……ale nie rozwiązuje to problemów, które błądzą i kręcą się w kółko bez szans na rozwiązanie w pozytywnym sensie…..

 

Do tego mój uczeń dziś zdaje poprawkę i trochę się tym denerwuję, bo jest on strasznym panikarzem………

 

kaas : :