Archiwum 08 października 2005


paź 08 2005 sprzęt
Komentarze: 1

Poranek mglisty i nieprzyjemny, Młoda jeszcze śpi. Kot poluje na psa, który rewanżuje się złowieszczym warknięciem. Jest wyjątkowo poirytowany bo to jest poczciwe bydle i bardzo zacne i nie ma najmniejszego zamiaru zrobić tej wrednej małpie krzywdy. A kocica doprowadza nas do białej gorączki, skacze, dewastuje wszystko i niszczy, do tego jeszcze zrobiła się wybredna i kocie puszki jej nie odpowiadają. Woli jeść to co panie jedzą....

Może i koło południa zrobi się jeszcze ciepło. Ale poranki belgijskie teraz są zimne i mgliste. A do tego zaczyna się sezon grzybowy po raz wtóry. Wczoraj w firmie poszłam za radą koleżanki za jeden z budynków. Znalazłam całą masę prawdziwków. „Polish mashrooms”- z uśmiechem zaczepił jeden z moich niemieckich kolegów. Zrobiłam je wczoraj i niewiele z nich już zostało. Nie boję się świecenia......a grzyby są smaczne.

 

Unia udławi się dnia pewnego własną taktyką. Wszechpotężna biurokracja zaczyna paraliżować każdy rodzaj aktywności. Moja sprawa ze skanerem jeszcze nie dobiegła końca. Wczoraj byłam przepytana na okoliczność na co mi potrzebny. Gdybym wiedziała, że faceci mają poczucie humoru to powiedziałabym, że do wytwarzania i przekazywania w kopertach białego proszku. Ale tu wszystko jest kompletnie na poważnie.

 

Do tego od pewnego czasu załatwiam instalację pewnego sprzętu, dostałam ofertę proforma od firmy instalującej. Wszystko teoretycznie byłoby ok., gdyby nie to, że nagle zaczęto zadawać pytania- po pierwsze, czyj jest podpis na wniosku o instalację. Okazało się, że wiceszefa. W biurowcu nie rozpoznali go. A dlaczego nie szefa- bo szef jest w Stanach od pewnego czasu- odpowiedziałam. Ale czemu nie podpisał informatyk- spytali. Dlatego, że nie kupuję odpogramowania, tylko upgrade- odparłam. Ale i tak musi podpisać informatyk. Nie było wyjścia, poszłam do informatyków.

 

Całkiem sympatyczny gość spytał się co to za program. Odpowiedziałam, że do obsługi aparatu. Aha- ale w jakim jest języku i czy chodzi? Odpowiedziałam, że na pewno w angielskim, cała aparatura na ogół jest obsługiwana w programach anglojęzycznych, chyba że jest to produkt lokalny, ale tak czy owak wersje językowe na ogół są po angielsku  w takich instytucjach jak ta. Ale czy aparat chodzi- spytał- ależ skąd, wówczas nie wzywalibyśmy serwisu do montażu. Aparat leży kilka lat pod płachtą. Przyszło mi do głowy zreanimować go, bo takich w Polsce jest kilka sztuk a ten sobie po prostu gnije.....

 

Podpisał w końcu i kolejny come back do biurowca. Wlasciwie powinnismy oglosic przetarg. Ale przecież – spytałam- chyba raczej producent powinien instalowac a wlaściwie reinstalowac sprzet? No i kwota nie wygórowana. Dobra- zgodził się ze mną spec od papieroligii stosowanej- w poniedziałek wysyłam do firmy zgłoszenie. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z poczuciem zwycięstwa, w pokoju czekało na mnie chyba z 6 maili na ten temat. Jedyna rzecz pozostała niejasna- czemu nie szkoda tym ludziom czasu na roboty merytoryczne, tylko zajmowanie się w gruncie rzeczy sprawami mało istotnymi.....

 

Zdjęcia będą w terminie póżniejszym, teraz jadę odbywać cotygodniowy rytuał rozpasanej konsumpcji czyli jadę na bazarek warzywny

 

kaas : :