Archiwum 12 marca 2006


mar 12 2006 przyjaźń polsko- bułgarska
Komentarze: 1

No i wczoraj nie pojechałam do muzeum. Jakoś czuję się co nieco zmęczona presją mojej Bułgarki co do chodzenia po muzeach. Ona pragnie zaliczyć dosłownie wszystko, co ludzkość wyprodukowała w Belgii. Ja jakoś nigdy nie byłam szczególnie dobra z historii czy malarstwa. Jestem fanem muzyki raczej, może w najmniejszym stopniu operowej. Ale też byłoby szkoda abym mając okazję nie zobaczyła dorobku ludzkości na tym terenie mając być może niepowtarzalną ku temu okazję.. Poza tym, że Albena jest to upierdliwe babsko, zna się na rzeczy i wiele wie. Ma ambicję obejrzeć jak mówiłam- wszystko.

 

Wczoraj pojechaliśmy do Lier, to całkiem niedaleko Antwerpii. Właściwie teraz mogę z całą stanowczością powiedzieć, że wszystkie miasteczka w Belgii są według tego samego schematu: centrum z malowniczymi kamieniczkami, potem Grote Markt z ratuszem na środku, kanałki, wielka katedra z przykładami średniowiecznego malarstwa sakralnego pod patronem jakiegoś dziwnego katolickiego świętego- wczoraj było świętego Gummera, no i knajpy. Co do knajp to mam mieszane uczucia, bo te wszystkie w centrum są na ogół rozdęte cenowo i za nieproporcjonalne pieniądze oferują byle g. Natomiast jest to święty punkt programu Albeny- pójście na „nice coffee”.

 

 

Okazuje się, że w Brukseli podali sakramencko drogą zupę pomidorową z proszku, kudy jej do zupki z Winiar, wczoraj byłyśmy w „very nice” herbaciarni i dostałam kilka mililitrów herbaty na ogromnej tacy, z urządzeniem do zaparzania oraz z małą klepsydrą, która wskazuje ile się ma herbata moczyć, miseczką z brązowym cukrem, i kostką białego a jakże cukru też. Do tego ciasteczka regionalne, deko już nieświeże zresztą. Albena zamówiła jeszcze ciasto. Normalne coś formatu wuzetki zostało przyniesione na olbrzymim talerzu. Polane zresztą sosikiem, ze smużką likieru, truskaweczką, kawałkami kiwi i czymś jeszcze. Ponieważ powiedziała- ja płacę- nie protestowałam, w końcu benzyna a właściwie gaz był mój.

Kiedy przyszedł rachunek, zaczęła go liczyć. No i okazało się, że ciasteczko z wodotryskami wyszło po 4 €. Całość kosztowała do kupy jakieś 8,50. Honorowo ponownie zaproponowałam zwrot i odmówiła -  a za chwilę się zaczęło.

 

A czemu do cholery to ciastko takie drogie- zaczęła nadawać do kelnerki swą kulawą angielszczyzną....a bo jest takie w cenniku- przecież dałam cennik. Pani mnie oszukała- perorowała niezrażona Albena. Na blacie to ciastko po 1,80€. Zrobiło mi się głupio i próbowałam uspokajać ją. Słuchaj, powiedziałam, byłyśmy w knajpie. Gdybyś sobie to ciasteczko kupiła sama a nie przynieśli ci to zapłaciłabyś rzeczywiście rzeczone 1,80€ A tak doliczyli sobie za obsługę. Ale czemu mi nie powiedzieli. W innych knajpach jest inaczej....Cała awantura była o dwa euro.

 

Wymiękłam. Doszłam bowiem do wniosku, że nie wytłumaczę jej, że na całym świecie rżnie się w bambus cudzoziemców, że trzeba być idiotą jeśli chce się napić czegoś aby iść do knajpy w centrum starówki dowolnego miasteczka bo oni są nastawieni na dojenie- pewnie płacą gigantyczny czynsz. Wyszła kolejna cecha mojej Bułgarki- taka socjalistyczna pazerność. Jeszcze przez kilka kilometrów słyszałam- ale przecież w witrynie  to ciastko kosztowało euro osiemdziesiąt......

 

Ktoś kiedyś mi powiedział, że jestem złośliwa i nie lubię ludzi. Zapewne ta panienka co tak bąknęła- ona być może ludzi lubi, no i jak podkreślała- jest fajna bo nie ma celulitisu- już wyemigrowała, bo miała taki zamiar. Ale to jest częściowo prawda. Niektórzy ludzie działają na mnie toksycznie. Staram się być miła i sympatyczna a oni są napastliwi i agresywni. Spytałam się Albeny, co by powiedziała, aby do muzeum pojechać w niedzielę na przykład. Nie ma mowy- odpowiedziała- w niedzielę to ja wypoczywam. Wszystko robię powolutku, nigdzie się nie spieszę....dodała. Nawet nie przyszło jej do głowy spytać- a czy tobie bardziej pasuje sobota czy niedziela? Skoro jej jest lepiej jeździć w sobotę to i mnie musi być dobrze....

 

Dzis jest miła niedziela. Siedzę sobie leniwie. Nic nie muszę. Nie muszę znosić niczyich humorów. Może tylko psich, ale z tymi sobie poradzę......

 

 

kaas : :