Archiwum 26 marca 2006


mar 26 2006 w stolicy libertynizmu i zepsucia
Komentarze: 2

Nie bardzo miałam jak przez dwa ostatnie dni pisać, bo telewizor stoi koło komputera i Młoda podgląda to co się pisze. A mnie to krępuje. Prawdę mówiąc obowiązuje nas jakaś niepisana umowa, że nie podgląda się takich rzeczy, ale mimo to gdy siedzi w pobliżu, jakoś tracę nastrój.

 

No i pojechała - teraz zapewne niebawem dotrze do Brukseli, potem Charleroi i do Warszawy. Te tanie linie mają wadę, że lotniska są daleko od miasta, ale za to jednak jest to znacznie taniej niż LOT. Musiała dużo wcześniej wyjechać a leci późno.

 

W końcu odwiedziłyśmy Amsterdam i słynną już w Europie wystawę o której piszą w Polityce. Wystawa jest głośna i dotyczy zestawienia twórczości dwóch malarzy, którzy za życia się nie znali i tworzyli w całkiem innych realiach. Caravaggio, Włoch, nigdy nie był w Holandii, choć sporo podróżował natomiast Rembrandt z kolei był zasiedziałym Holendrem nie  ruszającym się z kraju, mieszczaninem, portretującym swoją żonę Saskię (miał też i drugą żonę) i czwórkę dzieci. W artykule z Polityki autorstwa Piotra Sarzyńskiego przedstawione jest przesłanie wystawy jako pewnego rodzaju współzawodnictwa dwóch tuzów, obrazy zostały zestawione ze sobą celem dokonywania porównań. Ja odniosłam zgoła inne wrażenie, w gruncie rzeczy tematyka i klimat został dobrany na zasadzie znalezienia elementu podobieństwa i raczej nie potrafiłabym przyznać tzw palmy pierwszeństwa, kto dany obraz namalował lepiej. Nie jestem w ogóle znawcą malarstwa, lecz zdecydowanie widać było różnicę pomiędzy bardziej nastrojowym klimatem dzieł Rembrandta  a realizmem szczegółów aż do bólu Caravaggia. Obrazy były sprowadzone z różnych stron świata- muzeów  w Londynie, Petersburgu, kolekcji prywatnych w Stanach....Tłumy ogromne.

 

Potem postanowiłyśmy pozwiedzać libertyński Amsterdam. Miasto to robi wrażenie miejsca gdzie oddycha się wolnością  i tolerancją. No cóż, to przywilej miast portowych, zawsze robią na mnie wrażenie.....Media zwłaszcza moherowe przedstawiają w ogóle w całości Holandię jako kraj eutanazji i manifestacji gejów, lesbijek i legalizacji narkotyków. Faktycznie widziałam coffee shopy, za ciemnymi firankami, ale nie widać było aby waliły tam specjalne tłumy. Na szybach często był narysowany liść marihuany a w księgarniach można dostać książkę jak ją uprawiać. Podejrzewam, że przy dzisiejszej sytuacji na rynku pracy ludzie po prostu nie interesują się tym, muszą być wydajni i w formie, aby przeżyć i utrzymać posadę. To bulwersuje i fascynuje jedynie przybyszów zza żelaznej kurtyny, podobnie jak kiedyś sex shopy. Sama w latach 70 w Anglii z wypiekami na twarzy oglądałam takie przybytki a nawet wlazłam do takiej kabinki, gdzie za jakieś ćwierć funta mogłam pooglądać sobie jak gziły się dwie lesbijki. Wyszłam zawiedziona.

 

A co do eutanazji to doprawdy szybciej uwierzę, że u nas w Polsce w Pogotowiu poczęstują pawulonem wbrew naszej  woli aniżeli tam. Tam panuje kult fitness, ludzie są i starają się być sprawni jak długo się daje. Może i to zastępuje im i religię. A jak już nie dają rady to odchodzą na własną prośbę, bo takie prawo mają. Czy to słuszne czy nie – to ich wybór. Niemniej jednak są wzajemnie sympatyczni i życzliwi- doświadczyłyśmy tego chociażby od tramwajarza, który z zaangażowaniem opowiadał jak dostać się do muzeum a nawet ogłosił przez megafon gdzie należy wysiąść. Starszym osobom pomaga się przejść, rowerzystów puszcza a nie rozjeżdża- jakoś nie widziałam tego nihilizmu i braku wartości duchowych o którym z taką lubością prawi nasza propaganda. Pewnie i za krótko byłam.

 

No i kolejna  sprawa bulwersująca. Opustoszałe kościoły. W centrum Amsterdamu znajduje się taki kościół, chyba ongiś nawet katedra, zamieniona na muzeum. W pierwszej chwili mnie to zaszokowało. W kościele stoją doniczki z bambusami i jest wystawa o sztuce Indonezji. W zasadzie po jakimś czasie pomyślałam, że skoro nie ma wiernych to szkoda aby budynek niszczał. Jest taki piękny i zabytkowy. Renowacja kosztuje drogo i smutne wrażenie na mnie zrobił taki wspaniały kościół w Lier, bodajże z 17 wieku, gdzie na podłogę lała się woda, bo była dziura w dachu, kościół wyglądał smętnie, zapewne niewielu wiernych bywa tam na nabożeństwach....

 

Nie chcę aby mój opis kilku chwil w Amsterdamie był jakąś polityczną demonstracją, ale niestety nieodparcie odnoszę wrażenie, że jeśli będzie się zmuszało ekonomicznie młodych Polaków do emigracji, nawet choćby na kilka lat, nie dając im w kraju godnej pracy a nie żebraczego zasiłku to niebawem większość tak czy owak przejmie tamtejsze wzorce i ideały. Można dyskutować czy dobre czy złe, ale na pewno wygodne. Jeśli będzie się żerowało dodatkowo na ich zarobkach, rżnąc podatki z tego co zarobią tam, to nie wrócą w ogóle. Ci co wrócą, przekonają się, że to co młóci propaganda jest bez sensu i że można żyć bez strachu. Odejdą od Kościoła na zawsze  i będą mieli gdzieś nasze tradycje i bogoojczyźniane zadęcia. I może nadejdzie dzień, kiedy w Katedrze Świętego Jana będzie zorganizowana wystawa na temat aborygenów i ich kultury, by zarobić na renowację......

kaas : :