Archiwum 04 kwietnia 2006


kwi 04 2006 Dzicz to dzicz.....
Komentarze: 3

Powolutku idzie. Wracam zwykle dość zmęczona siedzeniem przy kompie. Coś tam dłubię sobie ale już bez pośpiechu. Ciągle myślę o tym jak szybko upływa czas, znów robi się wpół do dziewiątej.

 

Napisałam Heldze list, że zostaję dłużej o dwa miesiące i nie musi się śpieszyć z czytaniem mojego sprawozdania, które dostała w lutym. Olała, nie odpowiedziała, co więcej znów mnie nie widzi jak przechodzi koło mnie. Domyślam się, że jest wściekła, że wszystko się odbyło poza jej plecami i bez uzgodnienia z nią. Zastanawiam się czy wszyscy Niemcy tak mają? Czy ich olewanie kogoś spoza narodu panów może jest uwarunkowane genetycznie. Zadziwiające to, w końcu jestem w jej grupie i jako taka powinna być zainteresowana  stanem osobowym swojej grupy. I tym co robią. Ale ona jest wyłącznie zainteresowana swoim tyłkiem i swoją karierą.

 

Odwiedziła mnie wczoraj również moja Bułgarka. Tym razem przyszła z mężem i córką. W piątek byłam u niej na piwie. Dziś mieli jechać razem do Amsterdamu na wycieczkę. Ale wczoraj przeżyłam coś zadziwiającego. Moje psy nie należą do goliatów a jeden jest jamnikiem. Wszyscy troje bali się wejść do mnie do domu. Stali przerażeni. A psy, wiadomo jak to psy, szczekają. Ale to nie są wściekłe rottweilery czy amstaffy żądne krwi. One są z natury towarzyskie, powąchają a potem sobie idą. Córka jej zachowywała się jakby psa widziała po raz pierwszy w życiu. Uciekała i piszczała. Histeryzowała jak mamusia. Coś niesamowitego. Również jej mąż, facet postawny się przestraszył. Czyżby w Bułgarii wybili wszystkie psy a ja o tym nic nie wiem....

 

Szykuję się na zjazd rodzinny. Raczej duchowo niż fizycznie, ciast nie piekę (notabene jutro stawiam ciacha w pracy w związku z przedłużeniem kontraktu ale kupione). A B przyjeżdża w maju. Więc będzie się trochę działo. Powinnam skończyć jeszcze pewne sprawy związane z artykułem, wywiesić pranie i zrobić trochę rzeczy co prawda mało inspirujących aczkolwiek potrzebnych.

 

Dzisiaj miałam dzień, który się zaczął dość fatalnie. Otóż dziś był dzień zielony to znaczy wywozili śmiecie biodegradowalne. Robią to raz na dwa tygodnie. Dwa tygodnie kisi mi się w zielonym pojemniku syf. I dziś coś ekipie odbiło, że przyjechała raniutko, jeszcze nie zdążyłam wyjść z domu. Było to sporo przed ósmą. Gdy wyszłam z pojemnikiem zobaczyłam, że śmiecie są już zabrane. Jak nigdy, Zazwyczaj przyjeżdżali koło południa a i czasem później. No i trafił mnie szlag. Bo nie dość, że to wszystko kitwasi się u mnie na balkonie to jeszcze miałoby stać następne dwa tygodnie. Nigdy!!!!. Wzięłam kubeł i poszłam pod drzewko. I wywaliłam jak leci, skórki od banana, jakieś resztki wpółspleśniałe. Oczywiście zasypałam to wszystko darnią i liśćmi. Niech biodegraduje sobie w lesie. Skoro sąsiedzi notorycznie wywalają kości i moje psy mają nieustanną ucztę jak tylko się odwrócę to czemu banany nie miałyby poleżeć pod kupką darni. Dzicz to dzicz.

 

 

 

kaas : :