Archiwum 08 kwietnia 2006


kwi 08 2006 do Asi czyli słowo o urzednikach.....
Komentarze: 1

Jeszcze raz do ASI, Myślę, że sprawa psów została wyjaśniona- de gustibus....

Nie ma sensu dalej ciągnąć tematu psów.

 

Co do urzędników- no cóż. Ja pracuję w całkiem innej branży, jak chyba zdążyłaś się zorientować. Nigdy nie chciałam i nie byłam urzędnikiem, pracuję w dziedzinie nauk ścisłych. Wielokrotnie pisałam o nieprzystawaniu egzaminow EPSO jako kryteriów do przydatności do wymagań pracy badawczej. Dostałam czasowy kontrakt w instytucie a nie biurze. Z finansowych powodów chciałabym tam pracować wieczne bo to synekura niespotykana nigdzie na świecie. Natomiast stosunki międzyludzkie są na ogół parszywe, marnotrawstwo straszne a egoizm bezbrzeżny. Tak zwane środowisko międzynarodowe to kupa wyizolowanych singli z różnych krajów, mało kiedy ludzie są z partnerami, jak również rzadko się kojarzą między sobą. Gdyby nie Skype i moi przyjaciele z Polski zapewne wpadłam w depresję. Ponoć odsetek, którzy zwariowali i wysiedli psychicznie nie jest wcale taki mały......

 

Możesz wierzyć czy nie, ale moją opinię podzielają wszyscy, łącznie z działającymi przy naszych instytutach związkami zawodowymi. EPSO dla czasowych okazało się kompletnym niewypałem, panował burdel i chaos organizacyjny. Moje koleżanki zdawały i żadna nie zdała, pomimo, że obie to młode i obiecujące panie doktor a jedna ma spory dorobek w opracowaniu norm międzynarodowych i jej metody są stosowane zgodnie z dyrektywami.

 

Pod koniec roku 2005 zmieniły się przepisy o zatrudnianiu i stworzyli nowy okres przejściowy aby EPSO nie było wymogiem. Bo musieliby pozbyć się całej rzeszy fachowców, którzy od lat się w danych sprawach wyspecjalizowali.

Do tego praktycznie cała kadra funkcjonariuszy rekrutuje się z ludzi, którzy zdawali EPSO w 2003, kiedy nie było niebotycznej ilości kandydatów i nie zdawali ludzie ze Wschodu. Jak również stanowiska funkcyjne dostawali ludzie, którzy zdawali jakieś przejściowe, wewnętrzne egzaminy a pracowali już kilka lat.

 

EPSO wymaga wiedzy ogólnej o Europie i pewnego sprytu (verbal i numerical). Rzecz jasna są w Brukseli kursy, które uczą szybkiego liczenia procentów w pamięci. Nijak się ma to do umiejętności np. obsługi kosztownej aparatury analitycznej czy talentu do nauk jądrowych. Na te umiejętności pracuje się latami i facet ma potem prawo nie wiedzieć jakie były dokonania Alberta Spinelli czy za co dostał Nobla Ciechanower.

 

Rzecz jasna eurourzędnicy mają jakiś kompleks. Wcale nie myślę o nich źle, jednakowoż uważam, że w nauce nie są zupełnie potrzebni. Nie mam nic również prywatnie do nich. Dla nich EPSO jest podstawą egzystencji. Ja byłam rekrutowana innymi drogami. W mojej firmie decyzje brukselskie są krytykowane, wprowadzają chaos i marnotrawstwo. Nakaz prowadzenia badań w takim czy innym kierunku, przy braku kadry prowadzi do ogromnych zleceń zewnętrznych. Przychodzą badania, których wyników nikt nie potrafi zinterpretować. Wiele mogłabym o tym pisać. Szkoda palców bo dostanę odcisków. Zatrudnia się ludzi, którzy rozkręcają jakąś działkę a potem trzeba ich zwalniać, bo Bruksela zmieniła priorytety. Aparatura za tysiące euro ląduje pod płachtą na wiele lat. A o takiej aparaturze ludzie w Polsce mogą sobie pomarzyć. Aby odwrócić ludziom uwagę, robi się im nieustanne igrzyska, treningi i szkolenia. W syslogu zapisują się ludzie na szkolenie asertywności czy wygłaszania prezentacji, fundowane jak to się mówi- z kieszeni podatnika.

I jeszcze jedno, Asiu. Zapewne wchodzisz na forum EPSO. Czy nie zastanawia Ciebie ilość żółci , którą wylewają jedni na drugich? Jak przychodzi ktoś nowy to go albo opluwają albo ośmieszają. Kiedyś się temu dziwiłam ale teraz to doskonale rozumiem. Ciągła atmosfera rywalizacji i walki (bo CDR, bo awanse, lepsza chałupa, czwarty dom w górach) wypacza psychicznie, zwłaszcza ludzi, którzy przyjechali z Polski, z biedy i marazmu. Nasza jedyna polska funkcjonariuszka, urzędniczka C oczy szeroko otwiera jak tu jest. I pewnie również jest to udziałem, młodych urzędników brukselskich. Zaczynają w dziwny sposób widzieć rzeczywistość i szukać wroga , albo przeciwnie, niedoceniani zaczynają się odgrywać.

 

Ja jestem już za stara na te zabawy. Nie mam w sobie adrenaliny aby więcej i więcej....nie chciałabym umierać w Krainie Deszczowców. To co tutaj się dzieje, kosztuje mnie sporo zdrowia. A ono nie ma ceny......muszę je szczególnie oszczędzać, bo jakoś nie mam zaufania do tubylczych konowałów....

Smacznego jajka Asiu...ale cholera, nie ma jak tu poświęcić....Przynajmniej w moim Kaczym Dole.

kaas : :