Archiwum 25 kwietnia 2006


kwi 25 2006 yes,yes,yes.....
Komentarze: 2

Wczorajszy dzien byl jednym z najdziwniejszych w moim zyciu. Zobaczyłam jak potrafia ludzie manipulowac i jak trudno się przed tym obronic. Po raz pierwszy Unia pokazala swój dosc ohydny pysk……

 

Wczoraj przyszlam totalnie zdeterminowana bezczynnnoscia w mojej sprawie. Już Marta, moja dobra dusza z pokoju chciala pojsc jako Staff Committee do dyrektora aby wyjaśnić sprawe mojego dlaszego zatrudnienia, kiedy minela się z sekretarka. Mam dla ciebie dobra wiadomość- oznajmila- dyrektor przedłużył ci kontrakt o 3 miesiace. Wiadomość rzeczywiście była dobra, ale po krotkim czasie uświadomiłam sobie, ze koncze kontrakt w polowie sierpnia. Do tego dochodzi mi kilka dni urlopu. A wiec znow gowno zrobie……Ale lepszy rydz niż nic. I z tym błogim poczuciem zabrałam się za informowanie ludzi w kraju, co ze mna.

 

Jedna z istotnych spraw jest mój podatek. Stek bredni jak go liczyc w przypadku pobytu w tym kraju jest nie do zrozumienia i jak dla mnie – mimo ze sama od zawsze rozliczałam pity- zabawa w podatki polsko/belgijskie jest horrorem. Czesc roku pracowałam w Belgii i płaciłam podatki rzadowi belgijskiemu, czesc roku pracowałam w Belgii placac podatki Unii a dwa miesiące pracowałam w Polsce. Konia z rzedem jak to teraz rozliczyc. Poszlam wiec po porade do mojej kadrowki.

 

Z kadrowka się znamy jak łyse konie, zaraz po przyjedzie tutaj poszlam do niej z flaszka żubrówki, nie jako lapowka, ale raczej symbolem, mam zwyczaj wozic żubrówkę jako cos oryginalnego, choc daje się pic tylko z soczkiem jabłkowym, aby było strawne. Ona zapamietala to i zawsze milo sobie gawędzimy.

 

Po gadce na temat podatkow temat zszedł na temat kontraktu. Ona wiedziała o tym i spytala czy jestem zadowolona. Spojrzałam się ze zdziwieniem, bo tu kazde przedłużenie to laska panska, ale przyznalam, ze z punktu widzenia roboty to niewiele mi daje. Wtedy powiedziala, ze 3 miesiace to stanowczo za malo i dyro ma prawo dac mi wiecej. Przyznala tez ze przyszedł do niej i powiedział, ze daje mi malo bo ja chce wrócić do kraju jak najszybciej. Bylo to oczywistym łgarstwem. Nigdy nic takiego nie mówiłam…..Po czym poszlo już szczerze. Powiedziala, ze jest taka opcja zwiazana z ustaleniem pracy jako terminowej i termin zakończenia pracy jest rowny z zakończeniem kontraktu. Wówczas nie ma szans na dłuższy pobyt. Zastanow się zanim to podpiszesz- powiedziala. Ten dokument blokuje cie.

 

Krew mnie zalala. Poszlam do mojego officiala i nagadałam mu, ze dyro robi w konia nie tylko mnie, ale i jego. Daje ludzi do pracy innym officielom, choc nie maja sprzętu a jego roluje i opowiada głupoty, nieprawda bowiem jest ze może mi dac tylko 3 miesiace. Z czego polowe spędzę na urlopie Hindus obserwowal z zaciekawieniem nasza dyskusje. Officialowi powiedzialam, ze jedyne co można sensownego zrobic to isc teraz zaraz już do dyra i kawa na lawe…….i to ze mna.

 

Official zbladł i mu się zacza jezyk platac taki był stremowany. Dyro nie przerywal mu, po jakims czasie ja wyraziłam opinie na temat zakresu prac. No i nadszedł moment rozmowy o terminach…..I tu nastąpiło clue akcji. Dyro po prostu zaczal lgac. Powiedział, ze nie ma szans mi dac wiecej niż 3 miesiace, bo rozmawial z kadrowka i tylko tyle można. Było to oczywiste kłamstwo. Dotad miałam pokerowa twarz, ale w tym momencie powiedzialam spokojnie, ze również dzis rozmawiałam z kadrowka i powiedziala mi ze 3 miesiace to jest minimum. Wówczas zaczal się platac w zeznaniach. I na odsiecz przyszla mi sekretarka. To kochana osoba. Zza wegla dodala- ona ma racje, 3 miesiace to minimum. Wówczas powiedział-nooo to w takiom razie nic nie szkodzi abys zostala do listopada…..Szczena mi opadla do ziemi.

 

Official wyszedl jeszcze bledszy. Jego belgijskie poczucie lojalności i uczciwości i solidności zostalo wystawione na ciezka probe. Dzis rano powiedział mi, ze trzeba o tym zapomniec jak najszybciej. Przeciwnie skarbie- powiedzialam z pewna doza ironii- zapamiętaj to sobie i weź jako nauczke jak rozmawiac z dyrem na inne tematy w przyszlosci- dodalam….

 

Teraz jestem jak niewierny Tomasz, musze dotknąć kontraktu aby uwierzyc ze istnieje, bo jakby nie było to znow ktos może nałgać i przekłamać. Ale nauczylo mnie to jednego, ze w stosunkach z eurourzednikami wszystkie chwyty dozwolone. I jak premier miałam ochote krzyknąć yes,yes, yes, ale zamiast tego wieczorkiem zrobiliśmy sobie z dziadkami mala libacyjke……..

 

kaas : :