Archiwum 24 maja 2006


maj 24 2006 podroze samochodowe
Komentarze: 0

Znów szykuje sie od jutra parodniowe lenistwo. Wiec postanowiłam się dziś totalnie poobijać i nawet nie poszłam do laboratorium w ogole. Po dłuższej przerwie miałam znowu kurs holenderskiego i postanowiłam się co nieco postarać. Zaczęłam nawet uprawiać cos takiego jak mrowienie, co prawda idzie mi to fatalnie, mam słownictwo troglodyty i az mi wstyd. Cztery najbliższe dni poświęcę na doskonalenie znajomości narzecza. Wstyd mi, bo jestem już na 3 poziomie a ostatnio miałam problem ze zrozumieniem dwuletniej dziewczynki, która przyszła pogłaskać mojego psa.

 

W ogole wczorajszy dzień był dziwny. Rano zadzwonił do mnie do biura ciec z parkingu z informacja, ze w moim samochodzie pala się światła. Skleroza jak zwykle, często mi się to zdarza. Rzecz jasna nie zaskoczyło mnie to, choć w początkowym momencie zdziwiłam się, skąd wie jaki mam samochód. Bo co prawda moja facjata widnieje na identyfikatorze i jak przesuwam nia, on podobno może zobaczyć wtedy moja podobiznę na monitorze i wie who is who. Ale jak to skorelować z samochodem? Czy on jak KGB maja prikaz aby śledzić kto czym przyjeżdża do pracy? Zaiste dziwne. Ale podziękowałam za informacje bo inaczej akumulator by się rozładował. Ciekawe czy monitorowali syf jaki mam ostatnio w aucie tez?

 

Potem miałam pojechać spotkać się z bratem. Przyjechał na jakąś eurokonferencje na 3 dni. Wczoraj ustaliliśmy, ze spotkamy się po drodze miedzy mną a Bruksela. Wybór padł na Antwerpie. Nigdy więcej nie umowie się jadąc w Belgii samochodem. Oczywiście miasto w przebudowie permanentnej i faktycznie zjechałam z autostrady nie tam gdzie trzeba. Wylądowałam w innej części miasta i rzecz jasna spóźniłam się ponad pol godziny. Potem wpadłam jak burza na jakiś parking. Nie zapamiętałam dokładnie nazwy ulicy, ale kojarzyłam gdzie jestem. Mniej więcej.

 

Po miłym rodzinnym spotkanku wracaliśmy w kierunku dworca i chciałam zajrzeć do samochodu, kupiłam bowiem co nieco rzeczy dla nich do pochrupania i popicia. I poszłam na ulice, gdzie wydawało mi się, ze jest mój parking. Napisali ze czynny jest do 20. Zamarłam i oczami duszy zaczęłam zastanawiać się gdzie spędzę te noc i jak rano odbiorę samochód. Wyciągnęłam bilet, okazało się, ze to nie ten parking…..uff. Zanim dotarłam do Diamantparking zastanawiałam się co będzie, jeśli i ten tez będzie czynny tylko do 20, była już ponad 22. Te kilka minut były okropne. Alternatywa był powrót do mojej dziury i marsz 6 km w nocy i do tego gigantyczny rachunek za parkowanie, albo telefon do parkingowego, może wpuści, a cholera wie czy zna angielski i mnie zrozumie…….na szczęście okazało się ze parking był całodobowy.

 

Do tego jak wróciłam – a było to kolo północy - to pies w ramach protestu ze siedział sam w domu cały wieczór, narżnął mi na torbę z papierami. Uznałam to za znak. Dlatego dziś ostentacyjnie nic nie robię. A nawet ide na promocje perfum do fabryki, bo dostałam talon. O czym informuje wszystkich plujących na komunę, ze talony promocyjne dawane w zakładach pracy obowiązują również na Dzikim Zachodzie.

 

kaas : :