Archiwum 17 stycznia 2004


sty 17 2004 Ameryka......ameryka
Komentarze: 2

Ameryka...zawsze gdy zadzwoni moja przyjaciółka, która jest od dość dawna w Stanach to zaczynam ustawiać sobie właściwe proporcje na temat czym jest szczęście. Dla mnie zawsze szczęście było wyjazdem stąd jak najdalej. Moja praca naukowa tutaj jest nic nie warta a przynajmniej w wymiarze finansowym. Małżeństwo zdechło a mąż się zabił, córka marzy też o wyjeździe bo po co ma być bezrobotna....Ale jak to jest z tym szczęściem naprawdę?

 

Gdy rozmawiam z przyjaciółką słyszę ją jakby była obok a jest wiele tysięcy kilometrów.....więc opowiada mi jak i ile za co płaci, co robi w mieszkaniu, ile płaci za internet czy telefon. Płaci mało. A jednocześnie mąż mieszka daleko, bo nie mogą razem znaleźć pracy w jednym mieście, córka studiuje i dobrze jej idzie, ale też jest daleko, w sumie razem takie jest życie dla większości Amerykanów....ona ma już zieloną kartę. W ogóle żyje dość podobnie tylko inna jest skala jej problemów. Musi ciułać urlop, aby odwiedzić mamę, która jest sama i nie może być z nią blisko na codzień, ma odpowiedzialną pracę. I ma kompleks, że pewnie wszyscy w Polsce oczekują, że może znajdzie im pracę, wyśle forsę, pomoże....a nie bardzo potrafi....tam pracują na czarno Meksykanie, mają swoje enklawy, co wśród nich robiłby Polak....

Jej wybór nie był prosty, ale w końcu okazał się słuszny. Ma gdzie mieszkać i nie zabija się o przeżycie do pierwszego. Na razie jest zdrowa i ma pracę. Pracuje na drugie pokolenie.....tak naprawdę to nie wiem, czy jest szcześliwa....

 

Pewnie byłabym mitomanką, gdybym przedstawiała jakieś zalety pozostawania tutaj kontra amerykańskie luksusy, ale.....tu jestem u siebie i jak mi się nie podoba to mogę wywalić to w mojej firmie, że mogą mi skoczyć. Mogę mieć skwaszony wyraz twarzy i prezentować political incorrectness. Mogę w każdej chwili pójść na grób wiarołomnego i postawić świeczkę, odsuwając wieniec od jego kochanki, zawsze okazały i drogi bo stłumienie wyrzutów sumienia kosztuje....mogę idąc do łóżka posługiwać się moją ojczystą mową. Wiem, że gdy zabraknie mi siły mogę pojechać na grób Mamy i przypomnieć sobie jakie rady dałaby mi na daną okoliczność a gdy zabraknie mi forsy to ojciec pożyczy na miesiąc bo sam spłaca raty.....Też chodzę do banku, czasem bank dzwoni do mnie . Młoda też studiuje a i pracuje, bo musi za coś chodzić na piwo i dołożyć do budżetu przed następną wypłatą....

Żal mi tylko:

Ze klimat jest paskudny, pół roku wrednej temperatury

Ze chałupa dość nieduża a większej nie będzie

Że debet i deficyt budżetowy na okrągło

Że rządzą łobuzy, ale Bush też łobuz

 

Przyznam, lubię podróżować i chciałabym kiedyś może tam nawet pojechać, nawet przyciskając odciski palców i dać się sfotografować. Czy naprawdę chciałabym tam jednak mieszkać? Sama nie wiem.....

 

Boże wielki, przed chwilą przeczytałam, że Niemen zmarł....znów koniec czegoś z mojej młodości?

 

 

kaas : :