Archiwum 10 maja 2004


maj 10 2004 niespodziewana stówka w maju
Komentarze: 3

Wróciłam od ojca, Niespodziewanie poczęstował mnie stówką tak przydatną w tym miesiącu, Pieniądze....temat ten jakże ściśle wiąże się z obecnością lub nie facetów w moim życiu, co więcej doszłam do wniosku, że gdybym miała dostateczną ilość gotówki to byliby oni całkowicie zbędni. Nie, to bynajmniej nie oznacza, że dostarczają mi oni środków do życia, raczej nie, choć któryś coś pożyczy, czasem też na wieczne nieoddanie.....

 

Rzecz polega na tym, że świat oferuje tyle atrakcji, które są do zdobycia za środki materialne, że starszawy facet (w których gustuję) naprawdę nie jest w stanie mi czyli raczej starszawej pani, którą niewątpliwie jestem, ich dostarczyć. Tak się jakoś składa, że faceci z którymi przebywam są albo bogaci i sknerusy do granic przyzwoitości albo ludzie fajni, ale o dość ograniczonych środkach finansowych. A młodzi..no cóż....nie trafił mi się żaden sensowny więc się nie wypowiadam......

 

Wracając dziś wieczorem z mojego dawnego domu rodzinnego przypomniałam sobie jak kiedyś zakochałam się w moim mężu. A również nasze pierwsze dni po ślubie. Czytanie prozy iberoamerykańskiej. Oglądanie kultowych filmów Bergmanna. Słuchanie Roberty Flack, Chicka Corei lub Donny Hathawaya. Pierwsze zakupy pościeli i szkła z bąbelkami do naszego pierwszego wynajętego mieszkania....., przejeżdzałam przez stację benzynową w której tankował zawsze nasze maluchy 126p....wiem, że to już nie wróci na pewno, jestem na to zbyt cyniczna i realistyczna i w sposób zbyt zgorzkniały patrzę na ten świat. Po prostu nie wierzę, że kiedykolwiek potrafiłabym znów wzlecieć, zrobiłam się niesłychanie pragmatyczna, nie żądam wierności od facetów, z którymi się spotykam, czerpię radość z miłych chwil z nimi...i tyle. Oni są zbyt niereformowalni i naprawdę nie da się wiele oczekiwać od nich a na pewno żadnych wzlotów. Dobra wycieczka czy udany zakup dałby mi stanowczo więcej satysfakcji.....

 

Moja pensja jest uwalana pożyczkami, które muszę brać. Odkąd jestem sama jak na złość wszystko mi się prywatyzuje, uwłaszcza czy przewłaszcza. Coś muszę wykupywać. I robię to zarzynając się pożyczkami, które potem spłacam, nie są to póki co na szczęście kredyty bankowe. Pożyczki są z pracy- jak to kiedyś było w kabarecie- z pracą jestem związana przez kasę zapomogowo-pozyczkową. Pensja pracownika instytutu jest marna nawet jak się ma stanowisko zastępcy kierownika.

 

Miałam kiedyś nagle gwałtowny spadek dochodów. Co prawda nigdy nie żyłam ponad stan, zawsze w granicach przyzwoitości. Po pójściu szanownego w tango nawet mi się poprawiło początkowo, bo nie traciłam kasy na papierochy i jego nieustające piwa. Nawet po otwarciu przewodu dostałam jakieś stypendium. On również poczuwał się, że świństwo, które zrobił trzeba jakoś zrekompensować. Ale potem przestał panować nad wszystkim. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było założenie własnego konta i wycofanie dochodów ze wspólnego. A on brał, co prawda nie wykreśliłam się ze wspólnego i to był mój błąd. Wierzyłam, że wróci. A on zaczął robić debety bez kontroli- więc trudno się dziwić, że wkrótce zaczęły przychodzić pisma pogróżcze z banku. Dług co prawda spłacił, ale niedługo jeszcze pożył.

 

Po jego śmierci po blisko pół roku bździągwa złożyła wniosek o uznanie ojcostwa swojego dziecka i rzecz jasna sprawę wygrała. Być może jak Monika Levinsky schowała gdzieś dowody winy, nie wiem, nie byłam na sprawach. Do tej pory nie widziałam tego dziecka i dla mnie ono nie istnieje. Ale Młoda ma tylko połowę renty. Do tego straciłam już stypendium, bo płacone było tylko przez jakiś czas....Zaczęłam żyć z gołej pensji, wcześniej postawiłam pomnik, kupiłam samochód i założyłam lokatę. Wszystko zaczęło powoli topnieć.

 

Zaczął się kryzys. Pierwszym objawem było przypomnienie sobie – Urzędu Gminy o nie zapłaconych ubezpieczeniach za samochód za okres kilku lat wstecz. Przekonałam się, że mąż po prostu podatków nie płacił. Musiałam tę bzdurę uiścić. Z horrendalnymi odsetkami....Potem doszły inne równie bezsensowne wydatki jak sprawa przekształcenia mieszkania czy inne zaległe podatki za działkę. I tak żyjąc z gównianej pensji i jeszcze bardziej dennej renty musiałam opłacać jakieś urzędnicze bzdety.

 

Jednej rzeczy się nauczyłam- pisać listy z prośbą o anulowanie lub rozłożenie na raty lub przyznanie czegoś tam. Jestem w tym, uważam naprawdę dobra. Ostatnia moja korespondencja z oszustami z Aster City skończyła się odstąpieniem od pobrania opłaty karnej w wysokości 130 zł i rozwiązaniem umowy w miły sposób ( o sprawie tej pisałam w poprzednich notkach). Od jakiegoś czasu przed nazwiskiem dodaję dr i uważam, że to naprawdę pomaga.......

 

Idą coraz gorsze czasy, czasem nie mogę spać, dręczę się, że jest trudno żyć.... wiem, że moja Młoda ma trudne życie, daleko trudniejsze niż ja. Ma też bardziej ostry charakter, ma wolę życia i pracowania a także zdobycia czegoś. I wiem, że na równi ze mną przejmuje się niedoborami. Straszliwie zarzynają nas świadczenia i opłaty. Rozłożone na dwie pensje z całą pewnością nie byłyby horrendalne. Ale niestety musimy wydawać to co mamy.....i prawie co miesiąc bujać się.....Młoda jest chyba bardziej skłonna do oszczędzania i potrafi odmówić sobie dosłownie wszystkiego. A mnie wtedy żre, że takie niektóre jej głupie koleżanki, wymuskane i wymalowane pindy mogą sobie na dalece więcej pozwolić......

 

Ale w moim życiu pojawiali się i pojawiają dobrzy ludzie. B często płaci za mnie za wiele rzeczy, wiszę mu jakieś pieniądze, ale on mówi, nie przejmuj się, będziesz miała to oddasz....ale też i miałam do czynienia ze skunksem ,który nieomalże siła mi wyrwał przed samym Bożym Narodzeniem pieniądze, które kiedyś mi podarował mówiąc, że dla niego to są przecież grosze.....Pomimo to wielu dobrych naprawdę dobrych ludzi było, gdy było mi ciężko.

 

Raczej staram się nie mieć długów u ludzi, jak nie muszę, bo to pogarsza bardzo samopoczucie.....Wiem, że nie należy też dawać za nic. Wiele godzin wykonywałam bzdurne roboty za minimalne pieniądze, żeby przeżyć do wypłaty i mieć na coś do gara. Jestem absolutną przeciwniczką tzw studiów zaocznych fundowanych przez mamuśki leniwym potomkom. Sądzę, ze gdyby Młoda nie dostała się na studia dzienne, musiałaby robić cokolwiek aby dorobić choć trochę. Teraz będąc na dwóch kierunkach dziennych łapie się jeszcze za działania przynoszące dochód i zawsze jest zażenowana, gdy musi mnie prosić o pieniądze....choć i tak wie, że zawsze jej dam.

Nie mam za dużo kasy...ale mam pewien plan... czy wyjdzie, cholera wie.....Postanowiłam jednak sobie, że gdyby wyszedł to na pewno kupię dla B nowego grota i refpatent........

 

 

kaas : :