Archiwum 17 listopada 2005


lis 17 2005 frustracje starego zgreda
Komentarze: 4

Dzis znow zafundowali nam spotkanie na temat naszych indywidualnych praw. Tytul brzmiał dosc zachęcająco. Myślałam, ze będzie rewolucyjnie. Bo nie ma to jak walka o prawa indywidualne….

Tymczasem jedyne co było ciekawe to prowadzacy facet, z wyglądu przypominający Dustina Hoffmana z czasow, kiedy gral w Absolwencie, troche może bardziej zarośnięty, ale ogolnie przystojny. Rozmarzyłam się, przypomnialy mi się kawałki Simona i Garfunkela, Ms Robinson a facet pieprzyl swoje. Niestety poza aparycja nie prezentowal nic ciekawego. Ot, omawial dzialanie jakiejs przybudówki unijnej zajmującej się sprawami socjalnymi, pensjami i dodatkami. Tutaj jest to na ogol raczej określone przepisami, to nie to, co w mojej polskiej firmie gdzie się chodzilo z morda po podwyżkę, jak już na czynsz zaczynalo brakowac…

Zainteresowanie wzbudzily jednak wzmianki o terminie rozliczania delegacji, no coz jest to glowna działalność tej firmy. Spotkac przez tydzień szefostwo w komplecie jest malo prawdopodobne.

 

Wczoraj dobrze napisałam o Młodej i wykrakałam. Znow rano była awantura. Po prostu czasem mnie wpienia fakt, ze Mloda traktuje przyjazd tutaj jak na wczasy. Rano jest zawsze urwanie glowy ze względu na zwierzaki, trzeba zmienic piasek, dac kotu jesc i wyprowadzac psy. Kiedy bylam sama radziłam sobie z tym, ale myślałam ze jak ona przyjedzie to cos się zmieni przynajmniej w kwestii kota. Obsługiwanie jego piaseczku jest zawsze dla mnie meka, bo jestem na koty uczulona. Nie jestem w stanie nic zrobic, kot mieszka z nami, kocham zwierzaki…..Mloda obiecala pomoc i zaangażowanie się w obsłudze kota. Sadzilam, ze mnie wyreczy, tymczasem dzis rano obie kuwety były zasikane, natomiast Mloda zrobila sobie kawusie z mlekiem i zasiadla przed monitorem śledząc perypetie Dariusza Kordka w Onecie o 7 rano. Ja biegałam po pokojach zbierając się i szykując do codziennego spaceru z psami i to, co zobaczyłam wywołało u mnie prawdziwa furie. Obrazila się na mnie i na rowerze pojechala do stacji, po ciemku. Na szczescie dzis swieci slonce, wiec nie zmoknie, ja się sprężałam aby być dobra i dostalam za swoje…..zawsze człowiek dostaje w tylek jak chce za dobrze…..

 

Jest regula, ze gdy ona wraca z kraju po dłuższym pobycie to mam jeden dzien „dobroci dla zwierzat” i dwa tygodnie szaleństwa. Ona nie jest w stanie przestawic się, ze jest tutaj po to aby uczyc się jezyka i pisac prace. Wisi w sieci a nuz ktos wejdzie na gadu i zwalcza jak ktos do mnie zechce zagadac. Ja zas mam w pracy na tyle dosc kompa, ze traktuje go tylko jako narzedzie do prowadzenia rozmow, czasem tez odpowiadam na maile. Ale wieczorem pogadac lubie. Ponadto przed moim powrotem z pracy ona zazwyczaj ma sporo czasu…

 

Nie będę dzis z nia polemizowac, bo dobrze wie, kiedy przekracza granice. Po prostu w takich sytuacjach staram się wyalienowac. Duze mieszkanie to doskonala sprawa, można schowac się i uciec. Siaduje sobie w moim buduarze i czekam az atmosfera się oczyści. Az rozum wroci…..

 

Zastanawia mnie jedna sprawa- czemu ta młodzież jest taka? Niby nie mogę Młodej nic zarzucic, stara się, studiuje. Ale jak przychodzi do spojrzenia poza wlasny czubek nosa to zaczyna się horror. Ona sama padla ofiara nieodpowiedzialnego osobnika, który ja okłamał, ze załatwił papiery a nie załatwił nic, wiedzac jaka jest jej sytuacja. Ja w sprawach formalnych zawsze mogę na moich znajomych polegac- załatwiają mi czasem sporo rzeczy, wystarczy wspomniec. Zagadac. I nie ma sprawy. Oni sa mocno po 20 i odnosze wrazenie, ze zyja w szklanych kloszach, gdzie nikt nic nigdzie nie musi. Może dzisiaj i mam nastroj starego zgreda, ale na to nic nie poradze. Jedno mnie pociesza. Sami będą kiedys zbierac owoce swojego egoizmu i nieodpowiedzialności w przyszłym zyciu. Nie ja.

 

kaas : :