Najnowsze wpisy, strona 67


lut 19 2004 telefony....
Komentarze: 2

Dawno nie pisałam, chyba jednym z powodów był mój wszechobecny dół związany z mnogością zajęć i roboty. Nie dawałam sobie rady z pracą bo po prostu zostałam z tym sama...właściwie to zawsze tak jest, że gdy naprawdę są sprawy istotne i ważkie to nie mam na kogo liczyć. Sklecić prawie stustronicowy raport samemu nie jest sprawą łatwą, ale powoli zmierzam ku końcowi. Zresztą co tu dużo gadać, naprawdę muszę sobie radzić sama, bo faceci to albo się mądrzą albo są niezdarni i zanim coś zdecydują to czas już dawno mija. Pewnie gdzieś są tacy, którzy potrafią myśleć i przewidywać, ale ja takich....nad czym ubolewam, nie znam.

 

Toteż dziś z pewną radością celebrowałam pączki w pracy. Zrobiłam sobie odrobinę przerwy i w pracy poszalałyśmy z moimi babami..... Teraz czuję się obżarta, ale większy optymizm we mnie wstąpił......podzielę się wiec dość dziwnymi telefonami które miały dziś miejsce.

 

Miałam dziś dwa dość dziwne telefony, jeden od faceta z którym kiedyś byłam, ale już nie jestem..na szczęście....a drugi od faceta, który mi się oświadczył. Zresztą oświadcza mi się co jakiś czas. Na ogół po pijaku.

 

Ten pierwszy, człowiek zamożny, raczej należałoby powiedzieć wręcz bogaty. Fakt, szarmancki dżentelmen  i facet  o wielkich doświadczeniach w materii męsko-damskiej. Niezmiernie pewien siebie....Kiedyś mi to było potrzebne – objawy adoracji i poczucia, że bywa się kobietą przynajmniej od czasu do czasu. Do momentu, kiedy zauważyłam, że on jednak jest potwornym sknerusem. W rozmowach telefonicznych  zawsze prezentował klasę a w czasie spotkań szyk i styl, garnitury od Armaniego, krawaty Pierre Cardin, no i opary perfum, począwszy od Hattrica, Bossa aż do innych. Kiedyś spotkałam go, kiedy byłam z koleżanką na grzybach, on też tam był, ale nie sam. Jakaś kobita pochylona pracowicie wrzucała grzybki do koszyka. Potem były telefony z cmokaskami do jakichś innych babek.....w pewnym momencie stało się to nudne i przewidywalne. Na szczęście wszystko delikatnie rozeszło się po kościach.....aksamitne rozstanie bez rozstania. Teraz dzwoni od czasu do czasu i prawi dusery.....a dziś mnie to nawet rozbawiło. Miał ochotę na pączuszki....dosłownie i w przenośni......

 

Drugi to chodzący brak akceptacji. Jest niskiego wzrostu, co u facetów na ogół jest jakimś strasznym kompleksem, ale u niego przyjął formę całkiem  absurdalną. Kompletnie nie ma do siebie zaufania i uważa się za nic niewartego. To prawda, jest sam, rodzice nie żyją,  z bratem i siostrą nie ma najlepszych układów. Za spełnienie uważa związek z kobietą na stałe i małżeństwo. Jest starym kawalerem. Nie wiem, dlaczego jakoś nie potrafi sobie kogoś znaleźć, uważam, że jednak facet zawsze wybiera i jest przez to uprzywilejowany. Bab jest mnóstwo i to do tego wolnych.....A gdy już w ostateczności wybierze kogoś to ta kobieta zazwyczaj go koszmarnie wykorzystuje, choruje, jest jakaś nieszczęśliwa i  później mi się żali...Jestem dla niego miła, bo jest mi go szkoda, ale to chyba zbyt daleko do planów matrymonialnych....on chyba zawziął się na mnie. Przyznam, że sama nie wiem, co robić, bo z jednej strony uważam go za dobrego człowieka i chcę mu pomóc, ale nie wyobrażam sobie z nim związku uczuciowego.....Oświadczyn jednak nie przyjęłam......

 

Taaa...faceci to jednak nieudany gatunek...choć jak zaznaczam, nie jestem feministką.

 

 

 

 

kaas : :
lut 15 2004 miłość
Komentarze: 2

Minęły Walentynki i właściwie mało nie to obeszło, bo jestem już innym pokoleniem. Nie odczuwam żalu, że żaden z moich znakomitych przyjaciół nie wysyłał sms-ów. Są na to za leniwi i za starzy....Tyrałam ciężko przez cały weekend i niestety jeszcze ze dwa dni pracy chyba przede mną. Ale nie sposób było nie pomyśleć czasem o miłości, bo leciały takie różne filmidła-romansidła. Obejrzałam film z Jackiem Nicholsonem i Helen Hunt który zresztą kiedyś już widziałam. Historia pisarza, człowieka o paskudnym charakterze i kelnerki o trudnym życiu i kłopotach. Koniec z happy endem, zakochali się wbrew logice.

 

Myślę sobie, że tak naprawdę to prawdziwa miłość, kiedy już się naprawdę trafi to po prostu poraża. Ja jakoś nie mogę tego porażenia doznać, więc chyba nici z miłości, przynajmniej na dzień dzisiejszy.....Można się nie znosić, być obrzydliwym i nietolerancyjnym, mieć paskudny charakter i pod wpływem miłości nagle zmieniać się nie do poznania.....Myślę sobie, że tak naprawdę to człowiek sam siebie oszukuje, wpadając w różne związki pseudouczuciowe- lecz gdy zakochuje się naprawdę to w pewnym momencie jest to objawienie.

 

Tak, to prawda, chyba bardzo kochałam kiedyś mojego męża. To było kiedyś. Kochałam go, ale nie widziałam a może raczej nie chciałam widzieć jego lenistwa, zakłamania, złych relacji z bliźnim, czasem braku szacunku dla mnie.... Ale ponieważ go kochałam to mu wybaczałam, akceptowałam go jakim on jest. A może tak naprawdę to nie chciałam być sama??? Teraz nie ma już na to odpowiedzi.....Niestety anomalie w jego charakterze, których nie dostrzegałam obróciły się przeciwko mnie. Teraz widzę, że krótkowzroczność naprawdę w życiu się mści.

 

Kiedyś bardzo mi było przykro, kiedy zostałam sama, ale teraz wcale nad tym nie ubolewam. Umiem- choć naprawdę w głębi duszy nie chcę żyć bez miłości...ale nikt mi jej przecież nie obiecywał na tym padole, nie wiem, czy kiedykolwiek przeżyję coś tak fascynującego jak miłość. Potrafię się bez niej obyć na co dzień. Nikt nie musi mi nadawać sensu życia. Lepiej naprawdę umieć żyć ze sobą niż udawać, że podstawą jest życie we dwoje i się męczyć, naprawdę lepiej, gdy próby dialogu zawiodły to się rozstać. To fakt, że człowiek jest istotą stadną, ale nie należy z tym przesadzać.....Mitologizuje się rolę seksu. Można się ze sobą spotykać, ba sypiać, lecz niekoniecznie należy niszczyć sobie życie z powodu braku możliwości ułożenia sobie kontaktów, z braku chęci bycia z kimś....

 

...Miłość cierpliwa jest, łaskawa...ile razy czytam ten list św Pawła do Koryntian to myślę sobie zwłaszcza o pewnym wersie.....”Po części bowiem tylko poznajemy i po części prorokujemy, Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko cześciowe”...

 

I trwam tak, nie przejmując się Walentynkami i nie rujnując sobie życia. Bo czy warto się oszukiwać, łudzić, ze coś co nie jest miłością nagle się nią stanie.....??? pewnie, każdy by wolał nie być sam. Czasem zasady logiki są takie, że warto by się związać, istnieją realne przesłanki kontynuacji związków z obopólnymi korzyściami. Ale widocznie świat jest tak skonstruowany.....ludzie się dla miłości zabijaja, dręczą, krzywdzą jedni drugich.

 

Są to oczywiście gorzkie refleksje....człowiek jednak nigdy nie powinien wątpić. Zawsze przecież miłość może nadejść, kiedy najmniej się tego spodziewamy, ale trzeba dać jej szansę....

kaas : :
lut 13 2004 pogrzeb ekologiczny.....
Komentarze: 4

Byłam na pogrzebie, gdzie ciało było skremowane. Po raz pierwszy. I właściwie odniosłam bardzo pozytywne wrażenie. Nic mnie nie przytłaczało, nie było trumny tylko jakieś pudełko. Oczywiście nasuwa się zaraz dość szalona wizja nieboszczyka w urnie na regale...ale nie, przepisy sanitarne są bezlitosne, żadnych przodków na kominku.....

 

W proch się obrócisz.....wizja całkowicie chrześcijańska, jakkolwiek nie należę do pokolenia, które przeżyło Oświęcim to jednak proces spalania jest dla mnie dość przerażający. Termiczna degradacja ciała oddzielająca definitywnie od świata żywych....ale trzeba przyznać, że równie koszmarne są spekulacje na temat zakopanych żywcem.......

 

Powracając do samej ceremonii, istotnie nie było śladów przerażenia i atmosfery przygnębienia, jakie towarzyszą zazwyczaj, gdy niesie się trumnę. Każdy znający zmarłego jest w stanie sobie wyobrazić jego wygląd, jego ostatnie chwile, natomiast urna z prochami takich skojarzeń nie budzi. Jest ewidentnym symbolem tego, że zmarły nie jest już z nami, jest już gdzieś indziej.....

 

Rozmawiałam z wdową i powiedziałam jej, że właściwie popieram taki ekologiczny pogrzeb. Miejsca są kosztowne i jest ich coraz mniej......

 

Pożegnanie było bardzo symboliczne...kilka przemówień, Zmarły był bardzo zasłużonym i prominentnym człowiekiem. Pamiętam go jako starszego już profesora, który budził moje zakłopotanie, jakie odczuwam zawsze, kiedy spotykam na swojej drodze człowieka, który jest zdecydowanie mądrzejszy ode mnie......dowcipnego, z pewnym subtelnym poczuciem humoru......

 

Jego ostatnie miesiące to okres zmagania się z chorobą, która zmogła go, nikt nie wie, ale chyba to była jakaś odmiana Alzheimera.....umierał więc już od dawna.......

Leży niedaleko od grobu mojego męża. Więc tam  będę wpadała.....

 

 

 

kaas : :
lut 10 2004 dziś motoryzacyjnie........
Komentarze: 5

Totalnie parszywy dzień. Nie znoszę starych pudernic, wyfiokowanych i wymuskanych. Takie pindy zawsze człowiekowi zaszkodzą. Nie tak dawno taki babsztyl podstawił mi się i jak jechałam pod górę, nagle się zatrzymał, cholera wie dlaczego.

 

Jechałam w korku pod górę i ona też, przede mną. Zatrzymałyśmy się, chcąc włączyć się do ruchu do równoległej ulicy. Gdy zrobił się moment luzu to ruszyłam a babsztyl nagle stanął dęba, nie wiem nawet czy nie zaczęła zjeżdzać w tył. To był moment. Podejrzewam, że puściła sprzęgło, samochód jej zdechł i zaczęła się staczać w dół. No i oczywiście stłuczka.

 

Wylazłam wściekła, stłukł mi się kawał zderzaka i kierunkowskazu. Babie nic się nie stało, no ale przecież to ja w nią puknęłam. Powiedziałam, że nie widzę, żeby się coś jej stało, jej zderzak w przeciwieństwie do mojego był cały i nienaruszony. Przeprowadziłam więc szybką kalkulację, wymiana zderzaka mojego, około 2 stów, kierunkowskaz 20 PLN, a babie nic. Więc powiedziałam niech spada, bo nie wygląda na to aby się coś stało jej i jej samochodowi. Wówczas wpadła w histerię i zaczęła wrzeszczeć że wzywa policję. Powiedziałam, żeby nie tamowała ruchu i zjeżdzała, bo jej nic nie jest – wiadomo, że przyjazd policji to kilkusetzłotowy mandacik a mnie i tak zawsze powiedzą, że wina jest moja bo kierowca musi zawsze przewidzieć że delikwent z przodu może umrzeć, zasłabnąć, stanąć dęba i do tego kierowca musi dostosować szybkość do warunków jazdy. A szybkość zawsze jest za duża. Wtedy jechałam chyba ze 20 km/godz.

 

Wsiadłam więc i pojechała do roboty. Tymczasem babsztyl pojechał prosto jak się okazuje na policję. Policja zadzwoniła wczoraj do mnie i poszłam dziś zeznawać. Kosztowało mnie to sporo zdrowia ale poszłam już dziś wyluzowana. Całkiem miły młody policjant, spodziewał się spienionego i kłótliwego babona a tymczasem pogadaliśmy sobie od serca. I dowiedziałam się, że :

 

Wcale nie trzeba wzywać policji do każdego incydentu typu stłuczka, jeśli są to niewielkie szkody to lepiej nawet tego nie robić, bo można tylko zarobić mandat  i to znacznie przekraczający wartość potencjalnej naprawy,

 

Wcale się nie traci całej bonifikaty ubezpieczenia tylko 10% a nie 60% jeśli nawet udowodnią winę i ściągną z OC,

 

Jeśli będzie sąd grodzki (co za absurdalna nazwa, ale taka jest) to dopiero on wydaje orzeczenie o winie i nie trzeba się jakimś skunksem przejmować i prosić go o łaskę, że daje się mu gotówkę ze strachu, że straci się ulgę w ubezpieczeniu. A w sytuacji, gdy jest mała szkodliwość społeczna to często sąd odstępuje od wymierzenia kary.

 

To wszystko powiedział mi ten miły policjant, który w zasadzie współczuł mi, że znalazłam się w ogniu sprawy sądowej o – jak to było w protokole-zarysowanie zderzaka. Podejrzewam, że babsztyl chciałby naciągnąć PZU na wymianę zderzaka.

 

A więc pójdę na tę sprawę i będę walczyć. O to, że winnym może być też ten z przodu, gdy nie umie jeździć i nagle stanie dęba. Jeśli na blogu trafi się jakiś prawnik a przypadkiem to przeczyta to niech skomentuje...jeśli zechce free of charge.......

 

kaas : :
lut 08 2004 niesolidność....
Komentarze: 3

Cały dzień miałam nie najgorszy, ale kilka wydarzeń spowodowało to, że adrenalina mi skoczyła na maxa.

 

Wpieniona jestem moją niską asertywnością. Dziś zamontował mi facet dekoder AsterCity co podobno umożliwi mi oglądanie programów w wersji cyfrowej. Trzeba przyznać, że właściwie wzięli mnie gwałtem, tak naprawdę to nie mam ochoty oglądać HBO, nie mam na to czasu. Ale perspektywa, że i tak będę musiała sobie ten dekoder w końcu założyć a jego cena może wzrosnąć spowodowała, że się zdecydowałam. I tak rolują ludzi i mamią, że będzie niedługo 250 programów. A czy dam radę tyle tego oglądać ? Mam deczko starszawy telewizor i nie mam pojęcia czy ta jakość cyfrowa to będzie lepsza. Ponadto – to jest główny motyw, ciągle mi brak forsy, niby 15 zł/miesiąc to nie majątek ale zawsze.......

 

Druga osoba, która mnie wpieniła to Pan Narcyz, dawny mój przyjaciel. Siedział u mnie przez kilka lat i przyjeżdzał a ja go traktowałam jak prawdziwego przyjaciela z honorami i z piwkiem na deser. A teraz się przekonałam, że jemu po prostu chodziło o chatę, zwyczajnie o hotel free of charge. Znalazł sobie teraz lepszy lokal i zamiast po prostu przyznać mi się do tego, że sorry, ale teraz ma wikt i opierunek w lepszym stylu to udaje obrażonego, że niby jakieś śmichy chichy z niego sobie robiłam. Fakt, jest teraz z właścicielką lokalu a jest ona osobą zamożną, notabene uroczą i miłą osobą....ale sposób w jaki mnie potraktował jest nawet przez nią oceniony jako pożałowania godny......

 

A trzecia- a to zabolało mnie najbardziej, to mój współpracownik i przyjaciel z daleka, moja cicha sympatia. Jest współautorem pracy, która ma być w piątek oddana. Siedzę dniami i prawie nocami i oczy mi wysiadają przy kompie, praca jest już prawie gotowa.....miał wiele rzeczy zrobić, poprawić wysłałam mu mailem teksty z nadzieją, że będą na dziś gotowe. A on cóż, jeszcze w piątek  ze mną rozmawiał, żebym mu przysłała teksty więc koło północy przesyłka była gotowa. Dziś zaniepokojona brakiem maili i odpowiedzi zadzwoniłam i cóż....dowiedziałam się, że sobie ot tak po prostu wyjechał.....ma ponoć wrócić w środę.....to chyba żarty, zaraz zadzwoniłam na komórkę, nie, nie wściekłam się choć miałam wielką ochotę, siedział gdzieś, jakieś były hałasy...ogólnie jakiś luzik, nawet nie spytałam się gdzie jest i z kim.....co z korektą......twierdzi, że zdąży, ale chyba sobie ze mnie kpi.......sama będę musiała pokombinować, może starczy czasu.......

 

Nie, nie odezwę się więcej do niego, po prostu nie dam się już więcej wykorzystywać, nie będzie mowy o dalszej współpracy.......myślę, że chyba teraz mogę już pozwolić sobie na ignora.....wiele zainwestowałam w tę przyjaźń, wspólne wyjazdy. Przyznam, że nie jest to kwestia zazdrości, w końcu mam też kogoś z kim bywam, ale po prostu jakaś wzajemna rzetelność chyba obowiązuje.....

 

Tak, na ludziach bardzo można się zawieść...i myślę, że kiedyś pewnie bardzo bym z tego powodu rozpaczała. Zainwestowałam kupę serca i wysiłku, aby obaj czuli się u mnie i ze mną dobrze. Zlekceważyli mnie....i myślę, że to kolejna dla mnie lekcja życia.  Pewnie mam taki parszywy charakter, że niejedna osoba mnie zechce wyrolować i wleźć mi na łeb...ale może będę potrafiła się szybciej po tym pozbierać........

 

 

 

kaas : :