Archiwum sierpień 2005, strona 1


sie 22 2005 sail 2005
Komentarze: 2

Wczoraj bylam na paradzie Sail 2005 i nie zawiodlam sie- fajna impreza rodzinna, przy nabrzezu w Amsterdamie staly przycumowane najpiekniejsze zaglowce swiata w tym polskie jachty Pogoria i Dar Mlodziezy. Byly tez repliki jachtow z minionych stuleci, jednego z nich, Prinza Willema obejrzalysmy z kolezanka od wewnatrz. Tak w ogole to mozna tam bylo spedzic kilkanascie godzin albo tez kilka dni. W roznych godzinach zalogi zapraszaly na jachty, wstep na impreze byl wolny. Po IJ Haven caly czas trwala parada statkow i zaglowcow na motorach, Co jakis czas pojawial sie statek-orkiestra na ktorym graly przerozne zespoly- od rockowych po czarne kapele grajace na bebnach. Wystepowaly rowniez Holenderki w ludowym repertuarze w tych slawnych bialych czapeczkach. Byla rowniez kapela szantowa, ale holenderskie szanty byly co nieco inne od brytyjskich.Zastanawiajace ze przy tej ilosci lodzi nie dochodzilo do kolizji, na jachtach panowala radosna atmosfera, ludzie pili wino przy stolikach i ogolnie byli wyluzowani.

 

Byl nie najgorszy dojazd – ja z kolezanka jechalam najpierw samochodem do Eindhoven. Dojazd z dowolnego belgijskiego miasta do Amsterdamu byl znacznie drozszy a z Eindhoven jechalo sie szybko i stosunkowo tanio. Ogolnie koleje sa tutaj bardzo drogie w porownaniu z naszymi. Strzelilysmy sobie po czapeczce i zafundowalysmy przejazd wokol portu stateczkiem wycieczkowym. To byl dobry manewr, bo z brzegu nie daloby sie tyle zobaczyc. Wypstrykalysmy trzy filmy a naprawde bylo na co.

 

Zaskoczylo mnie, ze Rosjanie maja takie ogromne zaglowce, staly majestatycznie i ludzie chetnie tam wchodzili. Ale aby tam sie dostac, trzeba bylo odstac swoje w przeogromnej kolejce a jachtow do zwiedzenia bylo mnostwo. Staly tez jachty nowoczesne, jednen katamaran wyprodukowany przez firme Bonduelle od tych przebojowych warzyw byl istotnie w kolorystyce firmy. Drugi zas- o czym rozpisywala sie prasa i bylo to na stranie- to dar ksieznej Beatrix dla niepelnosprawnych. Nawet byly chrzciny tego katamaranu przez darczynce, ale trudno bylo sie polapac o ktorej to bylo godzinie.

 

Zaskakiwala tez stosunkowo niewielka ilosc smieci plywajacych, plastikowych butelek przy takich tlumach. No i calkiem smieszny pomysl byl ze sprzedawaniem nie za gotowke ale za plastikowe zetony. Wartosc jednego zetonu byla 2 euro a jedna mala butelka z woda mineralna kosztowala jednego munta- (munt to byl jeden zetonik). Moze to mialo zapobiegac naduzycion i kradziezom? Nie wiem, ale wiem, ze kupowanie malego opakowania wody za jednego munta mniej boli niz za 2 euro….ze tez u nas na cos takiego nie wpadli………

 

Powrot byl calkiem mily gdyby nie to ze oczywiscie zamiast jechac E-34 w strone Antwerpii pojechalam na Venlo. I jak to na autostradzie- gubie sie zawsze, to juz regula. Ale w koncu dotarlysmy co nieco po 7 co i tak bylo niezle. Na szczescie psy nie zrobily mi niemilych niespodzianek…..siedzialy tak dlugo. Ale sadze, ze dzis im to wynagrodze rowerkowym spacerkiem….

 

kaas : :
sie 19 2005 szczescie- czyli prawo do niego
Komentarze: 3

Chyba ustosunkuje sie do wypowiedzi Martyni, ktora zawsze cenie za zwiezlosc i trafnosc wypowiedzi…dzis piatek, wiec jak dyrektywy moga poczekac….a temat jest bardzo wazny chyba…

 

Pyta w imie czego nalezy sie poswiecac? Pisalam o kilku konkretnych sytuacjach jakie ostatnio trafilam, z gatunku mesko-damskich. Zawsze twierdze, ze jednak ludzie sa ze soba a przynajmniej powinni byc dobrowolnie i wtedy dopiero to mozna nazwac szczesciem. Bycie ze soba pod presja, z litosci czy tez dla swietego spokoju z kims po to aby nie byc samym to nie jest szczescie dla nikogo tylko iluzja….. Czesto tak jest, ze zaangazowanie emocjonalne drugiej strony jest mniejsze niz mozna sie tego spodziewac, pojawia sie obawa o trwalosc zwiazku. Czesto boli…

 

Prawda jest rowniez ze niektorzy ludzie w takiej strukturze jak trwaly zwiazek nie potrafia funkcjonowac w ogole. I co tu duzo ukrywac, sama chyba jestem z kims takim emocjonalnie zwiazana….tak mi to na to wyglada….Ale dopoki zwiazek jest niesformalizowany a obie strony wolne wszystkie chwyty sa dozwolone a nikomu nic do tego.

 

Mimo wszystko uwazam, ze malzenstwo to jednak jest instytucja usankcjonowana pewnymi obwarowaniami, majaca oprocz seksu it ego co sie potocznie nazywa szczesciem zapewnic byt obu stronom. Sama padlam ofiara czlowieka niepowaznego oraz niedojrzalego zyciowo i wiele lat mi zajelo aby odrobic straty po jego decyzji “pojscia za szczesciem”. W swietle moich doswiadczen uwazam jednak, ze czlowiek zyje czasem dlugo i znacznie dluzej niz w czasach Ewangelii i nie jest niejednokrotnie w stanie zyc w taki sam sposob przez wiele lat z tym samym partnerem. Wiec ludzi nie ma co winic ze sie rozstaja czasem. Wiec nie mam nic przeciwko na przyklad rozwodom czy separacjom, ale z uczciwym podzialem dotychczasowego dorobku zyciowego. Takie rozwiazanie wydaja sie byc cywilizowane. Pewnie, kosztuje to czasem wiele nerwow i bolu obie strony, ale lepsze jest to niz jakakolwiek inna opcja. I faktycznie, postronne opinie w tej kwestii sa rowniez niepotrzebne….Znam pary, ktore sie rozstaly i podzielily dorobek rzetelnie i sa po wielu latach na przyjacielskiej stopie, bedac z innymi partnerami…

 

Niestety najczesciej stosowana opcja jest oszukiwanie sie i wzajemne, kretactwo w ktorym jedna ze stron jest ewidentnie poszkodowana. I to nazywa sie “prawem do szczescia”. Ja uwazam, ze mimo wszystko obojetnosc ludzka, ceniona jako cnota tolerancji w aprobowaniu i nie mieszaniu sie do takich przypadkow jest czasem przyczyna wielu nieszczesc.

 

Kazdy uwaza ze ma prawo do szczescia- a czymze ono naprawde jest? W takim kontekscie jak powyzej to jest jedynie realizacja i zaspokajanie wlasnych egoistycznych potrzeb. Facet w ten sposob argumentujac, zwalnia sie z obowiazku wychowywania np. kalekiego dziecka, co jest nagminne, odchodzi od zony po latach- czego nie da sie wytlumaczyc niedobraniem partnerow, do innej, bo mu tak wygodnie, bo ladniejsza, mlodsza, czy tez ma inne walory, zostawia zone z kilkorgiem dzieci - tlumaczy to prawem do wlasnego szczescia…

 

Znam wielu, ktorzy sie nie rozwodza a siedza w kiepskim zwiazku, bo brak im odwagi, nie potrafia sprawy rozwiazac po mesku i wziac na bary konsekwencji podjecia decyzji o odejsciu. Chociazby sprostania koniecznosci podjecia odpowiedzialnosci za wlasne zycie, znalezienie mieszkania, lepszej pracy bo trzeba zarobic na alimenty…. i.t.p.

 

Wiec siedzi taki zonkos w sieci i podrywa, jest to smutne i zalosne. Obok siedzi zona co nie ma pojecia jak dziala komputer albo spi. Do tego taki facet gada tez i na temat. dobra dzieci i ze je kocha nad wszystko, co jest po prostu smieszne. Ze swojego zycia robi karykature..jest jednak na tyle leniwy, ze nie potrafi nic konsekwentnie przeprowadzic. Czy mam przejsc obojetnie, ze tacy robia wode z mozgu np mojej kolezance? Nie oceniac bo ona ma wlasna wizje szczescia? Oczywiscie, kazdy bedzie robil co zechce, ale uwazam, ze mam prawo takie cos potepiac…..

 

Inny znany mi przypadek ,tez z sieci….Facet, wieloletni kierowca Tirow, kiedys mi gadal ze jego zona znalazla sobie na gadu kochanka dwie wsie dalej, zaniedbuje dzieci. Szuka szczescia. On tez szczescia szuka w ten sam sposob jak widac….Jest rozzalony, rozchorowal sie z tego wszystkiego, musi sie wygadac. Nie wiem, moze i ja bil…ale niezaleznie od tego siedzial w trasie, zwozil dolary i euro, wyremontowal dom a ona z tego korzystala iles lat. Wreszcie widocznie sie jej znudzilo czekanie na faceta spiacego po parkingach i zabawila sie….Teraz targuja sie o dzieci.

 

Ludzie bez problemow przeprowadzaja sie, jedni do drugich. Taka powszechna akceptacja tego procederu powoduje, ze czasem konczy sie to tragicznie. Sama tego doswiadczylam. Bo w mysl aktualnych pogladow, wielu ludzi uwaza sie, ze najwieksza cnota jest tolerancja i nie zajmowanie sie cudzymi sprawami. Moralna negatywna ocena odejscia tak ot sobie przez srodowisko moze by powstrzymala niektorych przed zbyt pochopnymi ruchami w tej kwestii. Bo czasem nie ma juz drogi w druga strone…..

 

Sama probuje rowniez znalezc definicje szczescia. Dobry partner to wielkie szczescie to prawda. Nie zawsze jest to jednak mozliwe, tak jak rowniez nie zawsze sie ma odpowiednia urode, zasoby finansowe czy tez mozliwosci. Wczoraj zastanawialam sie nad dziewczyna z unitu, Hiszpanka. Jest znacznie mlodsza a ja nigdy w zyciu nie bede zyla tak jak ona. Jest sliczna dziewczyna, ma oddanego meza i dwojke dzieciakow. Finansowo sa ustawieni do konca zycia, pracujac w instytucji unijnej, posady sa dozywotnie. Oboje maja swietne samochody o chyba ze 3 mieszkania na swiecie- dwa w Hiszpanii a jedno w Szwecji- maz jest Szwedem. Do tego ona jest urocza i jest swietnym naukowcem, ma doktorat. Ladnie sie ubiera i na pewno jest szczesliwa. Udalo sie jej- niektorym los mniej sprzyja.To ja powinnam byc nieszczesliwa, bo nie mam nawet polowy takich bonusow od losu jakie ona ma…..

 

Mimo wszystko walcze o swoje szczescie i mimo przeciwnosci jestem w jakis sposob szczesliwa. A jestem bo wygralam walke z moja tragedia i jej upiorami, dlugami, z niepewnoscia z niewiara w siebie, moge codziennie spogladac w lustro bez obrzydzenia. Wszystko zawdzieczam wlasnym staraniom….zero protekcji….Los mi czasem cos chrzani nie zawsze wychodzi tak jakbym chciala. Ale gdybym miala walczyc o wlasne szczescie to zawsze mam takie prawo….ale z otwarta przylbica i bez obawy o szepty zza wegla….Ale tez wiem jedno- moje intencje musza byc jak holenderskie okna- przejrzyste, bez oslonek i nic do ukrycia…..

 

kaas : :
sie 19 2005 zawracanie tylka
Komentarze: 2

Dzisiaj zaczyna sie weekend- w tym tygodniu zamierzam spedzic go inaczej- w sobote oczywiscie sklepy bo jakze inaczej, trzeba kupic zwirek koci, zapasy rzeczy roznych, mleko w kartonach czyli ogolnie rzeczy ciezkie i nieprzyjemne do dzwigania. Ale w niedziele postanowilam niezaleznie od wszystkiego pojechac do Amsterdamu na parade zaglowcow pod nazwa Sail 2005.. Zjezdzaja sie one z calej Europy, beda tez dwa polskie, maja byc rekonstrukcje lodzi z zamierzchlych epok typu wikingow czy Vasa i najnowsze konstrukcje. Ksiezniczka Beatrix ma chrzcic katamaran zbudowany na jej czesc. Trzeba przyznac, ze impreza zapowiada sie z rozmachem. Jada ze mna dwie dziewczyny, Polka i Finka, najpierw dojezdzamy samochodem za ganice czyli ok 50 km a potem lapiemy pociag. Port jest praktycznie przy dworcu, polazimy i poogladamy ale niestety bede musiala byc w domu ok 19, ze wzgledu na psy. To prawda, zwierzaki podporzadkowuja w jakims stopniu nasze zycie.

 

Wczoraj moj austriacki szef w okolicy 12 lazil jakis podminowany i nieobecny. Sprawa sie wyjasnila, ze spieszyl sie do super blond laski, ktora czekala przed budynkiem na niego w swoim srebrnym slicznym samochodziku. Wsiedli i pojechali na weekend. Cholera, wydawalo mi sie, ze jest facetem przyzwoitym, ale dziewczyny od razu nadaly mi, ze zakochal sie w swojej doktorantce i rozwiodl sie z zona. Kolejny lobuz, nic dodac nic ujac….zreszta trudno oceniac tak do konca nie znajac szczegolow. Ale lobuz na pewno….

 

Pogoda sie zrobila upalna, choc pewien niepokoj budza chmurki na niebie. Prawie regula bez wyjatkow jest fakt, ze w niedziele pada…nie daj Bog w tym tygodniu…..

 

Wczoraj rozmawialam z moja przyjaciolka, wielka entuzjastka Sympatii. Ona spreparowala sobie takie info, ze faceci garna sie do niej jak muchy. Fajna dziewczyna i nauczyla sie jednego, ze jak sama wierzy, ze jest atrakcyjna to faceci tez beda tak uwazali. I nie zawodzi sie na tej filozofii - jej opis jest tak wykreowany, ze mnostwo facetow sie nia interesuje. Tlumaczylam wczoraj jej, ze facetom dazacym do kontaktu z nia nie chodzi o wcale o stworzenie zwiazku ale o przezycie jakiejs kosmicznej przygody wirtualno-emocjonalnej. Zawalaja ja potem setkami sms-ow, pisza bzdury, jedna dwie kolacje i spotkania…i that’s all….Ona w tym wszystkim ma swoj urok, wiele pogody zycia i radosci. Probowalam tlumaczyc, ze jej model zycia to nie jest model ogolnego stosowania. Ja np. nie potrafie do konca rozumowac tak jak facet i dazyc do przezycia przygody dla jej samej. Realistka jestes do bolu- tak skonstatowala- i chyba to prawda. Ja nie mam ochoty na przezywanie milosnych uniesien w sieci i telefonie komorkowym i czytac slodkosci, ktore w nadmiarze mdla….na gadu od czasu do czasu odzywa sie do mnie facet, nie znam go i jakos nie palam checia poznania. Wypisuje takie teksty- no i cio? W pierwszej chwili pomyslalam, ze sie pomylil, ze to literowka. Potem zaczal pisac, ze jestem kobieta idealna i za mna teskni. Odpalilam, ze jak mozna tesknic za plikiem jpg- akurat mu wyslalam zdjecie….On mi tez- dosc przystojny zonkos w garniturze. Zdjecie to wysylal forwardem wiekszej ilosci pan, o czym swiadczyly rozne adresy.

 

Gdy dowiedzialam sie, ze jest zonaty to pierwsze o co spytalam to co z zona. On powiedzial, ze zona jest zimna i oschla kobeta. Ale Wigilie i Wielkanoc spedzacie razem? –spytalam- tak – odpowiedzial. To jesli ci zle to sie rozwiedz- zaproponowalam- nie moge ze wzgledow finansowych  I pewnie nie chcesz unieszczesliwiac dzieci- ciagnelam. Temat wydal mu sie niezreczny, wiec go skonczyl. I co z nasza kawa- spytal? Bylo to pytanie bez sensu bo wiedzial, ze siedze za granica i zapewne zadawal je tym paniom, ktorym wyslal rowniez zdjecie. Wkurzylo mnie to i powiedzialam, ze nie wiem kiedy bede w kraju, ale na pewno nie w najblizszej przyszlosci. Mam nadzieje, ze da sobie spokoj z zawracaniem mi tylka na gadu….

Wiec ja tez nie zawracam tylka tylko biore sie za robote, nudne to, ale skonczyc trzeba….

 

kaas : :
sie 17 2005 uwaga zły kot
Komentarze: 4

Nie cierpię tego cholernego kota- ta jędza budzi moje najgorsze instynkty. Nie dość, że się duszę to gryzie i drapie bezustannie nie tylko mnie ale i psy. One też uciekają gdzie pieprz rośnie. Może jej to z czasem przejdzie, ale na razie muszę się przed nią chować. Mam całe łapy podrapane. Do tego potwornie rzuca się na żarcie, z miaukiem a jak nie dostaje to wrzeszczy w niebogłosy i wbija pazury w łydkę. Nie zrobię nigdy krzywdy zwierzakowi, nie bardzo wiem co mam z nią zrobić- w Polsce na pewno ją sprzedam ojcu, bo w małym mieszkaniu nie wyrobię. Tu jej szczęście polega na tym, że ma gdzie ganiać.

 

Do tego nie wiem w jaki sposób nauczyła się załatwiać dokładnie wtedy, gdy gadam z ludźmi na Skype. Kilka razy zdarzało mi się wyłączać rozmowę, bo czuć było tak koszmarnie, że nie dało się wysiedzieć. Młodej nie ma więc wszystko spada na mnie. Ale jak Młoda wróci.....

 

Do tego te gówna ze żwirkiem musze trzymać na balkonie w specjalnym worku. O belgijskim systemie wywożenia śmieci już pisałam. Lato nie lato, wywożą śmiecie tzw szare dwa razy w miesiącu. I tak mam na balkonie gnijące śmiecie biologiczne, na których lęgną się z lubością muchy plujki, szare śmiecie obejmujące wszystko i puste pojemniki po psim, kocim żarciu, które również śmierdzą. Smród everywhere.....

 

Belgijska służba zdrowia jest równie fajna jak mechanicy samochodowi. Ci pracują tak aby robota, niezależnie jaka trwała godzinę albo jej wielokrotność. A więc łażą, kręcą się i marudzą tak aby oddać samochód po co najmniej godzinie. Wczoraj byłam z koleżanką- Polką u dentysty. Ma dość skomplikowany przypadek wrastających wewnątrz zębów mądrości. To trzeba ciąć chirurgicznie. A tu ważne jest aby się załapać na konsultacje. Ona ma to już nie pierwszy raz, więc tłumaczyła dentyście, że chce tylko się spytać, czy się podejmie zabiegu, bo zdaje sobie sprawę, że to raczej sprawa dla chirurga szczękowego. On na to, że musi się z nią umówić na konsultacje. Wczoraj wiozłam całą przerażoną ale nic z tego nie wyszło. Facet oczywiście nie był w stanie nic zrobić. Ale założył jej kartę, poględził, że to musi być zadanie dla chirurga szczękowego i zainkasował 30€. Z tego ubezpieczalnia jej zwróci 15€. Do tego za pół roku prześle zaproszenie na wizytę, domyślam się, że będzie również wysyłał kartki świąteczne i informował o promocjach.....

 

Jedyną zaletą, że facet był ogromnie przyjemny, miał świetnie wyposażony gabinet a rozmowa odbywała się- jak zeznała koleżanka- w postaci leżącej. Oni tu wszystko robią na leżąco, nawet pobierają krew. Do borowania na życzenie znieczulają lub podają narkozę. Nie jestem zwolennikiem operacji na żywca, ale bardziej boję się zastrzyku niż tego borowania.....

 

Jednak trafiają się również rzeczy miłe w tym życiu. Dostałam długo oczekiwany list od Mata, jak zwykle długi, ciepły i przemiły. Był teraz za granicą, więc się nie odzywał. Teraz wraca po urlopie do pracy. Odpisałam natychmiast, tak bardzo mnie on rozradował. Jego listy uświadamiają mi, że są jeszcze fajni faceci i to do wzięcia, ale mam pewne obawy, że z uwagi na odległość załatwi go jakaś jego sąsiadka z góry czy też koleżanka z rejsu. Wiadomo, że nieobecni nie mają racji...co zrobić, żeby go tutaj ściągnąć, choć na trochę....muszę o tym pomyśleć......

 

Z B sytuacja wróciła do normy. Jak zwykle jak jesteśmy z dala od siebie to jest można by rzec poprawnie. Sama zastanawiam się, na ile muszę jeszcze popracować nad sobą aby uznać, że on mi nie jest do niczego potrzebny, może być miłym przerywnikiem w codziennej egzystencji, ale nie mogę go traktować jak wsparcie. Bo chyba to mnie najbardziej dołuje. Wydaje się mi, że jest on na tyle wrażliwy, że rozumie moje stany ducha...i to jest prawda, czasem przesyła takie teksty, jakby czytał we mnie jak w otwartej księdze. A jednocześnie jest co tu dużo ukrywać, zwyczajnie niewierny, nikomu. Nawet chyba tej babce. Ciagle przecież jesteśmy w bliskim kontakcie, co prawda słownym tylko.

Wredna kocica chyba wreszcie zrozumiała, że ze mną się nie da gwałtem. Wlazła mi na kolana i mruczy. Mam nadzieje, że z wiekiem się na tyle ucywilizuje, ze nie będę marzyła aby z własnej i nieprzymuszonej woli wyskoczyła przez okno lub utopiła się w sraczu....

 

kaas : :
sie 14 2005 tu i teraz.....
Komentarze: 1

Trochę odpuściła mi chandra, bardzo wiele myślę nad sobą i nad swoją sytuacją życiową i co dalej z tego wyniknie. Jednak chodzenie na spacerek czy jeżdżenie rowerem przynosi mi relaks, robię to z przyjemnością a przy okazji psy mają jogging. Jak jamnior nie wyrabia to go wsadzam do sakwy i jedziemy dalej. I mam czas na myślenie.....

 

Tak, to prawda, że uczciwe postawienie sprawy na jakim etapie jest związek czyni cuda. Przypuszczam, że każda z dziewczyn niezależnie od wieku wolałaby być poinformowana w jakim stadium znajduje się związek w sposób uczciwy i możliwie rzetelny przez partnera. A już na pewno chciałaby wiedzieć, że związek jako taki się skończył i że nie ma sensu ani szans na rekonstrukcję. Bo to nie zawsze też jest oczywiste. I to niekoniecznie powinno się odbywać w atmosferze awantury.

 

Przyznam, że od czasów, gdy mam do czynienia z innymi facetami niż mój mąż tylko jeden zakończył związek uczciwie, powiedział mi że on się zakochał i szaleje za tą kobietą, którą poznał. To było w epoce przedblogowej. Przeżyłam to, choć raczej nie miałam specjalnych planów co do jego osoby, jakkolwiek był kimś dla mnie bliskim i wiele czasu spędzaliśmy razem. On był wtedy w separacji a ja raczej traktowałam tę znajomość dość ostrożnie, jak to w wypadku, gdy nie ma jeszcze rozwodu..... Ale tak czy owak zrobiło mi się przykro, szkopuł w tym, że bardzo podziękowałam mu za szczerość i do dziś dnia utrzymujemy stosunki przyjacielskie. On dalej jest ze swoją ówczesną faworytką, rozwiódł się ostatecznie, ale czy jest szczęśliwy....hmmmm to jest temat na oddzielne opowiadanie. Jest moim prawdziwym oparciem w wielu sprawach.

 

Reszta facetów nie potrafiła stanąć na poziomie i pokazać klasy. Na ogół rejterowali jak gówniarze, prowokowali takie sytuacje, że trzaskałam drzwiami, czy przeciwnie- płakałam w poduszkę. A już szczytem wszystkiego było zachowanie W, który dwa tygodnie przed własnym ślubem jak gdyby nigdy nic przyjechał do mnie a o ślubie dowiedziałam się przez telefon od jego nowej żony. Teraz to opowiadam jako anegdotę, ale wtedy nie było mi do śmiechu.

 

W związkach uczuciowych nie ma miejsca na twarde zasady i hardość, czasem lepiej jest nie próbować w nie wchodzić po to aby sobie oszczędzić tego co nieuniknione, konfrontacji z naturą faceta, jego tchórzostwem oraz nieumiejętnością podejmowania decyzji. Bo jak się w nie weszło to doprawdy trudno się z wielu rzeczy wycofać bez pokaleczenia się.....

  

Mój związek z B opierał się na wzajemnej współpracy i pomocy, co można było zrealizować, gdy byliśmy w stosunkowo niewielkiej odległości. To nie było porywające uczucie, ale coś w rodzaju starego koca moherowego – człowiek otulony czuł się ciepło, miło i przytulnie, ale gdzie niegdzie się poprzecierały już dziury. Osiągnął stan stacjonarny i pewnie gdybym dalej była w Warszawie niewiele by się zmieniło-ani na korzyść ani na niekorzyść. Może gdybym też była w Warszawie, miałby on konkurencje w postaci Mata- tego już nie potrafię powiedzieć.

Każdy z nas żyje tu i teraz. Są wakacje a ja miałam ograniczony urlop. Teraz czuję się podle bo jestem naprawdę osamotniona. W Warszawie nigdy nie było takich sytuacji, jechałam na działkę i czułam się tam świetnie. Miałam zawsze do kogo zadzwonić, wpaść i pogadać gdy mnie dopadała chandra. Mogłam odwiedzić ojca, zawsze za rzadko to robiłam.

A może przypisałam B jakąś rolę, której on nie był w stanie wypełnić? Mnie wystarczały pogaduchy i wydawało mi się, że może jemu też to wystarcza. A on żyje przecież TAM. Ale mimo to w sprawach ważnych nigdy nie nawalił, odkąd tu siedzę, co więcej, to on zrobił chyba najwięcej...To jednak dla mnie przykre, że nie mam wpływu na to co on zamierza zrobić dalej- chyba że mi powie, jakie ma plany......

 

Wczoraj wysłał mi pojednawczego sms w klimacie takim jak kiedyś. Wie, że się męczę, my się mimo wszystko dobrze rozumiemy. Nie mam więcej ruchów niestety, szaach i mat, on zrobi co będzie uznawał za stosowne, może nawet zechce się z kimś związać na innych zasadach niż ze mną....ile ja bym dała za szczerą rozmowę. Ale wiem, że do niej nie dojdzie bo to nie jest ten typ, który ma to w zwyczaju.......

 

 

kaas : :