Archiwum 21 stycznia 2004


sty 21 2004 kraksa.....
Komentarze: 4

Trochę mam czasu, jestem znów sama a Młoda poszła na randkę. Psy poszły spać po bardzo namiętnym spacerze z udziałem dwóch suk mających cieczkę. Więc powracam myślami do moich dwóch ostatnich dni.

Wiele się dzieje, przedwczoraj wjechałam babie w tyłek w jakiegoś Seata czy coś w tym stylu, nagle i niespodziewanie się zatrzymała na zakręcie, gdy włączałam się do ruchu w olbrzymim korku. Nic jej się nie stało, jechała solidnym zachodnim autem, ale ja potłukłam kierunkowskaz i pękł mi błotnik. Miałam ochotę ją zabić, gdy wysiadła z rozłożonymi rączkami, taka papużka w futerku, która pojęcie o płynnej jeździe ma jak wilk o gwiazdach. Powiedziałam używszy kilka słów powszechnie uznanych za obelżywe, żeby zjeżdżała i nie blokowała ruchu, bo jej się nic nie stało i niech spada. Oczywiście nie nadawałam się do roboty, trzęsło mnie tragicznie.

Wizyta Profesora, zawsze mnie nastraja bardzo romantycznie. Był miły i naprawił mi kierunkowskaz, jest czymś w moim życiu wyjątkowym, o nim już było wczoraj....no i pozostaje pewien klimat nostalgii, gdy wyjeżdża.

Ale pozostaje B....no i ciągle powraca pytanie, jak to wszystko wyważyć. B jest dobrym człowiekiem, ale jest uwikłany w sprawy domowe i nie bardzo potrafi czegokolwiek zrobić aby coś w swoim życiu zmienić. Ale on jest realny, prawdziwy facet, który się zachowuje jak facet i stawia mnie do pionu. Jest dobrym człowiekiem i zawsze pomocnym w kłopotach. Czasem bywa męczący i kłócę się z nim, ale relacje z nim są prostsze. Nie wpędza mnie w nastroje i frustracje, jest konkretny. Też w życiu dostał za swoje, jest po rozwodzie, ale jego ex-żona o ile zrezygnowała z niego to nigdy nie zrezygnowała z jego usług, więc ciągle naprawia coś w domu. Jest to kliniczny przykład, kiedy dwoje ludzi nie potrafi się kulturalnie rozstać i ciągle sobie dokłada. Chyba oboje mają już zszarpane nerwy, ale ona boi się samotności i ciągle trzyma w cuglach jakąś niewidzialną smycz, aby nie uciekł za daleko. Wie ona, że on wybywa i jej to specjalnie nie przeszkadza, ale też on nie potrafi niczego radykalnie przeciąć. Więc tkwię w takim układzie mając z tego pewne, choć niewielkie korzyści- wakacje, wspólne spotkania, które są dla nas ważne...no i wolność. Bo tak naprawdę to widzę, że szanse bez radykalnych decyzji na jakikolwiek trwały związek są nie za duże. Te uwarunkowania i bagaż problemów i doświadczeń- chciałbym czasem odrobinę swobody. Ale musze przecież stworzyć DOM dla młodej, nie ma ojca i tak bardzo bym chciała, aby miała miejsce do którego zawsze może wrócić po trudach i szaleństwach dnia.....więc czekam, może coś się zmieni.......

 

kaas : :