Archiwum wrzesień 2005


wrz 29 2005 skaner
Komentarze: 1

I znow brak czasu a doba powinna miec znacznie wiecej niż 24. Od dwóch dni walcze o skaner. To zadziwiające, ze w firmie, która ma kasy jak lodu stanowi to jakis problem. Jest to wydatek około 100 euro. Wersja z kopiarka i faksem kosztuje w Aldim 262 euro i pewnie kupiłabym ja już dawno, ale mnie przestrzegaja, ze jak kupie sobie taki kombajn to jak zepsuje się byle g… to wszystko jest do wyrzucenia. Nie wywalam pieniędzy pochopnie w bloto, najpierw musze zrobic rekonesans rynkowy. Duzo tu szajsu w ladnym opakowaniu, trzeba uważać.

 

Robie prezentacje, która ma na celu przedstawienie moich technik i możliwości zastosowania ich w praktyce tutejszej firmy. Do tego kompiluje dane ze starych moich dokumentow- ha przydaly się stare i gnijące na polkach sprawozdania, które przezornie ze soba latem przywiazlam. Stamtąd będzie sporo przykładów. Ale musze je wpierw zeskanowac. I tu pojawia się problem.

 

Firma posiada wielkie kombajny kserujaco skanujące. Szkopul w tym, ze skany sa tylko w formie pdf, co oczywiście nie pozwala na wiele manipulacji. Ponadto musze zejść do sali gdzie stoi ta machina. Zwróciłam się z tym do naszej odpowiedzialnej za informatyke. Odpowiedziala- ale nasza sekretarka może PDF przekonwertowac na JPG. No tak, może, ale tabelek mi nie zrobi Poza tym to jest jej czas pracy, musiałabym nad nia stac i zawracac jej d…..

 

-Ale skaner nie jest w wyposażeniu standardowym - odparla nasza odpowiadajaca za informatyke. Ale ja robie prace niestandardowa bo robienie prezentacji nie jest dzialaniem standardowym, potrzebuje skaner z programem OCR, czy to tak wiele jak na instytucje europejska?

 

Połaziła, pokręciła się i przyszla. Wiesz, mowi- jest tutaj taki skaner. Ma go sąsiedni zakład, Musisz poprosic tego faceta- o tego- pokazala mi goscia w okularach. Może się zgodzi. Facet oczywiście nie miał nic przeciwko temu. Ale sam fakt petania się i proszenia mnie wkurza.

 

Od kilku jak się dowiedziałam lat stal skaner i u nas. Nikt lacznie z nia nie wiedział, czy w ogole chodzi czy nie. Wiec zabrałam stojacy od lat skaner do elektronikow. Mowie- sprawdzcie chłopaki, bo może on jest dobry, wtedy zainstalujcie mi program OCR. Niestety okazalo się, ze sprzet jest padniety. Wiec zamówiłam nowy, już nie pytajac „odpowiedzialnej” bo to przekraczalo dzialanie standardowe.

Wyslalam jej kopie maila, ze zamowienie zostalo przyjęte.

 

A swoja droga to zastanawiające. Urzadzenie, które można kupic nawet w sklepie z zarciem takim jak Aldi jest towarem tak malo dostępnym. Może jestem niedoszkolona, ale konwersja najpierw do PDF a potem innego formatu jest chyba bardziej skomplikowana niż uzycie Fine Readera na przykład. A oni uważają taka ścieżkę postepowania za oczywista.

 

Tutaj nie można samemu niczego instalowac. Teoretycznie mój tlen chodzi na wariackich papierach ale udalo mi się go uruchomic i nie było afery. Nie można używać Outlook Expressa tylko Microsoft Outlook. Po inne programy trzeba pisac podanie czyli zamówić u informatykow. Taki unijny zwyczaj…..

 

Fanaberko,dzieki za wszystko– po Corela tez napisze podanie lada dzienJ))))

 

 

kaas : :
wrz 27 2005 interwju
Komentarze: 2

Dzisiejszy dzien rozwalil mnie zupelnie, bo odbyl sie ceremonial tzw rozmowy kwalifikacyjnej. Robia u nas takie przeszeregowanie ze stypendysty na pracownika czasowego, na zreszta, co tu ukrywac, dosc korzystnych warunkach dla mnie. Aby urzędoleniu stalo się zadość najpierw kazali mi naskładać sporo dokumentow, czesc z nich musiałam skombinowac z kraju. Potem miala być ta rozmowa a nastepnym etapem sa badania w Luksemburgu. Po jaka cholere te badania sa potrzebne to nie wiem. Nie bylam jeszcze w Luksemburgu i jak będę miala tam okazje pojechac to z cala pewnością pojade- A nawet się przebadam.

 

Takie imprezy nieodmiennie mi się kojarza z określeniem- pojawila się nowa swiecka tradycja, znane skądinąd z przepysznej komedii, znanej wszystkim. Otoz uścisnęli mi reke, nasz kadrowiec, drugi specjalista ds. osobowych i do tego kolega z mojego dzialu.

Potem odbylo się przedstawienie celu tej rozmowy, informowanie, ze zmiana formy zatrudnienia jest dobrowolna a potem były pytania. Pierwsze dotyczylo tego, kto jest komisarzem do spraw nauki. Wiedziałam. Janez Pomocnik. Drugie było branżowe, tez wiedziałam a trzecie- co się dzialo 27 wrzesnia sto lat temu. Wybałuszyłam galy. Przemiotlam moja wiedze i nic za cholere nie chcialo mi się skojarzyc.

 

Komisja mnie pocieszyla, ze 27 wrzesnia sto lat temu Einstein opublikowal swój artykul na temat teorii względności i tak naprawde to tego nikt nie zgadl. W koncu nie jestem fizykiem. A rezultat rozmowy i tak jest pozytywny, bo taki od samego początku miał być. Wazne było, ze komisja miala protokol z odbytych rozmow i o to chodzilo.

 

Nawiasem mowiac zrobilo mi sie glupio, ale nie do konca, bo 27 wrzesnia mialo miejsce jeszcze sporo innych wydarzen, o których ni cholery nie miałabym pojecia. Do nich należały takie wydarzenia jak :w 1540 jezuici dostali karte praw od papieża Pawla III, papiez Urban 7 zmarl po 13 dniach papiestwa- najkrótsze papiestwo w historii, Szwedzi zostali w 1605 pobici pod Kircholmem ( to pewnie powinnam pamiętać), w 1787 przedstawiono konstytucje amerykanska do ratyfikacji, Meksyk w 1821 osiagnal niezależność od Hiszpanii. W 1822 Jean Francis Champollion rozszyfrowal Kamien z Rozety a w 1825 roku ruszyla pierwsza linia kolejowa pomiedzy Stockton i Darlington. Do tego w roku 1854 utonal statek parowy Arctic wskutek czego utonęło 300 osob i był to pierwszy wypadek na Oceanie Atlantyckim. Potem Wikipedia podaje notke o Einsteinie a w 1928 roku USA uznalo Chinska Republike Ludowa

 

Ogolnie rekrutacja do instytucji unijnych stanowi swego rodzaju konkurs, nie ukrywaja tego, ze chodzi o to aby ludziom zrobic sieczke z mozgu. Na stronie epso sa procedury zatrudniania się. Oprocz eurowiedzy, która może powalic w pierwszym etapie egzaminu, w konkursach wymaga się znajomości takich dzikich faktow jak powyższy.No ale co zrobic- jak w gre chodzi dożywotnie byczenie się, BMW z numerkami rejestracyjnymi eur i aureolka z gwiazdkami a także znizka na perfumy to dla pechowcow nie ma miejsca………

 

kaas : :
wrz 26 2005 Niedziela w Ardenach
Komentarze: 2

Wczoraj byłam w Ardenach. Marzyłam o tym już od jakiegoś czasu. Ardeny kojarzą mi się z niezbyt wysokimi górami- alpinista ze mnie żaden, ale i uroczymi miejscami, pełnymi knajpie z piwem i szynką ardeńską, nagimi skałami i zamczyskami. Mimo, że znane jest to z podręczników to zdziwienie budzi nagła zmiana regionu z Flandrii do Walonii. Natychmiast pojawiają się francuskojęzyczne napisy na drogowskazach i jedzie się do na przykład Luik a to jest Liege albo też Namen to Namur. Jedynie w Brukseli są wszędzie napisy dwujęzyczne a cała reszta regionów, będących zresztą w permanentnym konflikcie ignoruje to. Zresztą dzieci mają zasadniczo obowiązek uczenia się w szkole dwóch języków i je znają, ale ostentacyjnie używa się jednego lub drugiego języka. Ja mieszkam we Flandrii i tam oczywiście jest język niderlandzki a uzywanie francuskiego jest wobec tubylców afrontem.

 

Flandria ma opinię regionu bardziej zadbanego i uprzemysłowionego. Domki są kwadratowe i równe, wszędzie strzyżone bukszpany i trawka króciutka, często w ogródku straszą żaby i te szkaradne krasnale, ale ogólnie jest czysto, równo i  całość wygląda estetycznie. W Walonii, regionie mniej zadbanym więcej pól, lasów, domków niekoniecznie prostych i są sklepy otwarte w niedzielę..

 

Namur leży nad rzeką Mozą, jedzie się dalej wzdłuż tej rzeki. Krajobraz robi się dość malowniczy, od czasu do czasu pojawiają się małe zameczki na skałach. Tak dojeżdża się do Dinant. Był to końcowy etap naszej podrózy, na którą wybrałam się z Młodą i psami. Zaliczyłyśmy króciutki rejs stateczkiem po Mozie, aż małego mostku, pod którym mogą przejeżdżać tylko kajaki. Dinant jest otoczony skałami, do jednej z nich przytulona jest niezwykle malownicza katedra, są tam też jaskinie, nie starczyło nam czasu. Na górze znajduje się Cytadela, z której rozciąga się świetny widok na miasto. Mam zdjęcia, calkiem fajne, ale mają ponad 1 mega sztuka- chętnie bym wstawiła, ale zaiste nie wiem jak je zmniejszyć...może ktoś biegły poradzi....

No i coś absolutnie oryginalnego. Otóż jest to miasto gdzie się urodził Adolf Sax wynalazca saksofonu. Przed jego domem w którym się urodził stoi śmieszny pomnik w kształcie saksofonu, ludzie nader chętnie się przy nim fotografują, my też pstryknęłysmy sobie fotki.....

 

Tak bardzo chciałabym wyruszyć w te dalsze Ardeny, przy granicy francuskiej. Ale trzeba zebrać cztery litery nieco wcześniej niż o 10.....

 

Wróciłysmy wieczorem, pogoda już zaczęła się psuć i z pewnym niepokojem obserwuję tendencję do powrotu typowej belgijskiej siąpaniny. Młodą boli głowa a to nieuchronny znak, że będzie lało na pewno.......

 

kaas : :
wrz 24 2005 a może monarchia.....
Komentarze: 2

Już miałam zamiar iść popisać w moim buduarze, kiedy niespodziewanie Młoda oświadczyła, że idzie spać. Korzystam z okazji i może uda mi się przejrzeć blogi. Cały dzień latałam jak w ukropie, jak zwykle w sobotę. Dziś był dzień klienta - jutro też będzie, taki mają tu zwyczaj. Dzień klienta polega na tym, że dostaje się drobny bonusik, gdy się coś kupi, na ogół jest to drobiazg. Róznie sklepy czczą klientów w ich dzień. W M&S wydałam co nieco na sztruksy, czarne. Dali czekoladkę. W sklepie z materiałami budowlanymi kupiłam z kolei podstawkę do doniczki a dostałam odmrażacz do zamków w aerozolu. W Kringlu częstowali herbatą i ciastem. Ogólnie było sympatycznie. Każdy lubi dostawać gadżety, nawet jak to są małe duperelki.....

 

A propo wziątków....W piątek zakończył się audit. Trzeba przyznać, że był niesamowicie wyczerpujący. Audytor siedział w moim biurze i oglądał wszystko co można było obejrzeć, żadnej taryfy ulgowej. Ze strony firmy występowała moja Hiszpanka z pokoju. Niesamowita dziewczyna, dopiero niedawno wróciła z urlopu wychowawczego, w styczniu urodziła córeczkę i ma jeszcze małego synka. I dostała w spadku rozbabrane co nieco pod względem dokumentacji laboratorium po innej młodej matce, która z kolei od lipca siedzi na urlopie wychowawczym. Hiszpanka dawała sobie radę rewelacyjnie, była uprzejma, kompetentna ale i bez zbędnego lizusostwa. Wiele dni przed auditem siedziała z ludźmi i dorabiała braki do późnego wieczora. Nie słyszałam od niej żadnego stękania-ani tego że ma małe dzieci a jedna babcia w Madrycie, druga zaś w Sztokholmie. Dziećmi zajmowała się inna młoda matka, tymczasowo na urlopie wychowawczym ze swoim dzieckiem. Tutaj istnieją takie organizacje wzajemnej samopomocy. I wcale nie jest to kosztowne. Pozwala to na powrót do pracy dużo wcześniej, jak matka ma takie ambicje. Bo jak nie, to zasiłek starczy na siedzenie w domu, nawet jak nie ma chłopa, to bogaty kraj, to prawda... U nas tego nie ma. Sama nie wiem dlaczego. Kiedy była komuna to się nie dziwiłam, ale teraz- tak jak brak jest ludziom pieniędzy to nie wiem, czemu nie ma takiej samopomocy, fakt, płatnej, ale nie rujnującej budżetu. Dobrą nianię z kolei znaleźć trudno, z tego co opowiadają koleżanki to takie baby siedzą, piją kawę i oglądają TV a dziecko śpi i jest zasikane. Tak nasza rzeczywistość. Hiszpanka na nianię nie narzekała.

 

Powracając do auditu- jak slyszalam to było ostro i zero spoufalania się. I to lubię. Praca to jest praca. Przypominam sobie jak szefowa po naszym warszawskim audicie opowiadała na co cierpi każdy z auditorów, który na wątrobę a który na podagrę, kogo zdradza mąż i czy dziecko może znaleźć pracę czy nie. Zawsze tego nie cierpiałam, tego fraternizowania się i dupowłażenia.

W przerwie obiadowej żadnych obiadków z auditorem, było ich trzech, sami poszli do kafeterii i co więcej, sami za swój lunch zapłacili. Pewne zasady tu obowiązują. I tak być powinno.

 

Znajoma Finka mówi, że w ich firmach jedyną dopuszczalną formą „wziątków” jest wspólne picie kawy, nawet jest zabronione wspólne jedzenie lunchu z potencjalnymi klientami czy ludźmi typu auditorzy. Łapownictwo w Finlandii jest bezwzględnie tępione. Może dlatego ona po kontrakcie chętnie chce wrócić do siebie...Prawdopodobnie jakieś afery łapówkowe są i tam, nie wiem, nie mam na ten temat żadnych informacji, ale przeciętny człowiek wie, że mu nie wolno i tak nie wypada, to bardzo ułatwia życie codzienne.

 

Zmieniając temat- rozmawiałam sobie wczoraj z moim przyjacielem. Dawno nie gadaliśmy, u nich wiele się nie zmieniło, ludzie wiedzący co chcą, teraz marzą o jednym- kiedy wreszcie na emeryturę. Wiesz, mówi- znów kłócą się w telewizji. Nie muszę już póki co tego słuchać- odpowiedziałam- i chwała Bogu. I mało mnie obchodzi kto wygra bo wiadomo, ze wszyscy mają ubabrane łapy. I dalibóg, będą znów uchwalać prawo, jak dalej się nachapać oraz wykiwać ten biedny naród, bo to robi każda opcja, jak dać bogatym i oskubać tych, którzy nie mają.

 

Wczoraj do mnie na gadu zagadała dziewczyna 24 letnia. Powiedziała że jest zdesperowana, bo szuka pracy już od dawna, jakiś czas pracowała w biurze, teraz pracę straciła i co ma robić.

Jedyne co jej mogłam poradzić to to, aby uczyła się języków i wiała, póki nie jest jeszcze za stara. Jest absolwentka geografii i nawet w szkole jej też nie chcę, nie dlatego, że jest głupia, ale są miejsca dla swoich.

Takie mało odkrywcze myśli naszły mnie po lekcji holenderskiego, kiedy dowiedziałam się, że w Belgii właśnie w 3 czwartek września zaczyna się sezon parlamentarny. Królowa wygłasza mowę tronową. Niestety z żalem stwierdziłam, ze nic nie rozumiem z tej mowy póki co. Ale pomyślałam, że monarchia jest jednak dobrą formacją, nie ma tego cyrku co kilka lat, związanych z tym kosztów młodzi książęta są od razu przygotowani do pełnienia funkcji reprezentacyjnych, bo tego uczą się całe życie i nie są pazerni bo pieniądze mają. Do tego dostarczają wielu atrakcji a to życiem prywatnym a to całym ceremoniałem. To wcale nie jest takie bez sensu.

 

kaas : :
wrz 23 2005 popoludniowe rozmowy z krajem
Komentarze: 2

Ostatnio moge pisac bloga tylko w pracy. W domu nie pozostaje wiele czasu, na zycie w ogole. Bardzo szybko mi on mija, dni się robia krótsze, obowiazkowa codzienna godzinna lub półtoragodzinna wycieczka rowerowa z psami ( moje wybiegane psy są przedmiotem podziwu znajomych Belgów, którzy obserwują jak jamnior goni szparko za rowerem).Potem zazwyczaj następuje rozmowa wieczorna z B.

 

Jakoś tak przyzwyczailiśmy się do naszych codziennych gadek. Jednym z fenomenów relacji mesko-damskich jest to, ze nie potrafią być do końca przewidywalne. Ileż razy obiecywałam, ze to nie uda się, ze nie wybaczę mu tego latania za babami, tego lata i ze zerwę ten kontakt i byłam już bardzo bliska tego. A teraz naprawdę mało mnie to obchodzi, lata sobie czy nie, niech robi, co chce-czuje się wolna, naprawdę wolna i pozbawiona jakiejkolwiek zazdrości. Baby są na miejscu. Niech walczą. Droga wolna…..

 

I okazuje się, ze codziennie w porze 18-22 siedzi w domu sam. I gadamy sobie przez kompa.

 

Mimo wszystko obchodzi mnie to jak sobie daje rade, jak będzie miał w pracy. Jego tez to interesuje i to bynajmniej nie z wyrachowania. Dlatego niezależnie od pogody i pory dnia przynajmniej raz dziennie sobie ucinamy pogawędkę. Wiem, jedno, chce żeby mu się ułożyło. I on życzy mi tego samego. On nie ma w sobie zawiści. Powiedział kiedyś- wiatr Ci wieje w plecy, oby trwało to jak najdłużej, dasz sobie rade, jesteś dobra i będą Cie chcieć tutaj. Wierze, ze naprawdę tak myśli. Bez cienia żalu czy zawiści.

 

Czasem trudno mi się gada z moimi przyjaciółkami. Wiem, ze zarabiają mało a pracują dużo. Ja nie chce sprawiać im przykrości i dranic, ale uciekałam za wszelka cenę z tego bajzlu bo już miałam serdecznie dość poniżania, fatalnych relacji międzyludzkich, zazdrości i polskiego piekła na codzien. Nie chce prawic morałów i gadać o sprawach, o których obie wiemy. I już nie chce do tego wracać bez koniecznej potrzeby….

 

Wiem jedno, ze gdyby to ode mnie zależało to nie wróciłabym tam już nigdy. Po każdej takiej rozmowie czuje jak wiele dobrego dal mi przyjazd tutaj, nawet niekoniecznie w sensie materialnym. Przestałam się bać, ze znów ktoś cos głupiego wymyśli, ze znów wydarzy się cos, co mnie rozstroi nerwowo na długi czas. Przestałam bać się każdego poniedziałku i poweekendowej histerii szefowej.

 

Każda rozmowa schodzi wcześniej czy później na temat - kiedy wrócisz? Czy uda się przedłużyć kontrakt? Wiedza doskonale, ze sprawa jest trudna i ze po prostu tego nie wiem. Już im sto razy mówiłam, ze nie wiem, ze jak się dowiem to nie omieszkam ich poinformować natychmiast. A ciągle pytanie o to wprawia mnie w irytacje, bo musze znów po raz setny opowiadać historie, ze takie rzeczy się rozstrzygają pod koniec kontraktu, ze decyzje podejmuje główny szef unitu, ze nie wiem jak on ocenia moja przydatność czy tez czy w ogole widzi mnie w zespole, ze mam czas do lutego itd.…itp.…..

 

I do rozpaczy doprowadza mnie gadanie- szefowa wierzy, ze wrócisz, nie daje sobie rady…doprawdy… nie mam na tyle demencji, abym nie pamiętała jak minimalizowała wartość mojej pracy, jak uważała, ze tak sobie ot klepie w kompie bo tylko praca laborancka się liczy….Owszem zawsze pracowałam tez przy maszynach, ale uważałam, ze rutynowe prace powinni robić technicy. Ja byłam od czego innego. I nagle okazuje się, ze to, co robiłam to było potrzebne……no taaak

 

 

 

kaas : :