Archiwum luty 2005


lut 22 2005 juz w Belgii
Komentarze: 4

Czytam blogi bardzo sporadycznie, do komputera mogę się dorwać, gdy moja Włoszka z pokoju nie pracuje na nim. Jest to jej komputer, ja czekam na swój i swój login i password. Te unijne komputery sa tak ustawione, ze nic nie możesz zrobić bez własnego loginu. Francesca jest bardzo pracowita, widzę jak przewala setki artykułów. Jest młodą post- doktorantką i widać, że ma jakieś ambicje.

Ja z kolei nie bardzo potrafię pracować z doskoku. Fakt, zbieram materiały, ale ciągle mam poczucie, że mała chce właśnie korzystać z kompa, ale wstydzi się mnie z niego zgonić. Co prawda powiedziałam jej, że zawsze jak ma zamiar pracować to niech mi mówi.

Praca jest tu bardzo fajna. Choć zawsze tak jest, gdy zaczyna się pracę w nowym miejscu. Nie zna człowiek jeszcze układów i nie zdaje sobie sprawy kto pod kim ryje. Ludzie są bardzo międzynarodowi- szef okazuje się studiował w Lipsku, mój bezpośredni szef jest Wiedeńczykiem, są u nas Rumunki, Rosjanka, rzecz jasna Belgowie, Niemcy. Chyba z założenia ten instytut ma być międzynarodowy. Dobrą atmosferę tworzy także system kontraktów, nie ma zasiedziałych nieudaczników psujących  humor otoczeniu.

Z tego też powodu niezwykle solidnie się traktuje sprawy poufności. Wiszą liczne ostrzeżenia, aby z byle kim nie gadać na tematy służbowe, nie gadać wszystkiego przez komórki. Nie wynosić papierów bez sensu.

Zadziwiające jest to, że każdy ma dostęp do centralnej kserokopiarki i drukarki (ustawionej tak, aby drukowała dwustronnie) i może zużywać tyle papieru ile chce natomiast prowadzi się recykling kopert. Polega to na ty, że korespondencję dla danego adresata dostarcza się w kopercie w której dostarczona była już wiadmość do kogo innego, nazwisko poprzednika się skreśla.

Dlaczego jest tu dobrze- otóż to po prostu jest zamożna firma, nie wiem, czy ludzie robią tu więcej niż u nas. Nie mam kompleksów na temat braku wiedzy, to co oni robią to wiem. Oni mają po prostu lepszy sprzęt, zastępujący pracę wielu ludzi u nas. Mają dostęp do literatury od ręki, siedząc przy biurku. Nie  muszą się martwić, skąd zdobyć kasę na badania. No cóż, bogatemu to i diabeł dzieci kołysze.....

 

kaas : :
lut 05 2005 przewrażliwienie
Komentarze: 2

Zastanawiam się, czy stara w końcu baba może zachowywać się jak nastolatka? Spotkałam się dziś z Matem. Spotkaliśmy się, żeby się pożegnać. On wyjeżdża na cały tydzień a ja w sobotę. I było ciepło jak nigdy dotąd.......Bardzo mi psuje humor fakt, że za tydzień jadę w tak długą podróż a pogoda jest raczej zimowa. Dlatego też jestem spragniona cieplejszych uczuć i wsparcia, bodaj w słowach.

 

Jak to się dzieje, że kiedy człowiek siedzi na miejscu to na ogół poznaje skunksów, którzy chcą wykołować i wykorzystać nie dając nic od siebie? A gdy jadę to trafiają się takie spotkania jak dzisiejsze – to wyjeżdżam......odczuwam to, że to co mi się trafiło jest tak na przynętę, coś, co sprawi, że jednak będę miała do czego a właściwie do kogo tęsknić.....Cholerny świat.

 

A może to tak jest i tak to postrzegam bo jadę? Sama nie wiem.....

 

Może gdybym pozostała na miejscu to byłoby jak zawsze, z jednej strony moje oczekiwania daremne a z drugiej chęć ucieczki. Teraz jest jakoś inaczej. Czuję się przy nim doceniona, nigdy mnie nie zwodzi, zawsze dzwoni, nie ma tych kretyńskich zagrywek i podchodów. Wracam do domu i wiem, że będzie jakieś jutro. Jeszcze nie wiem jakie ale niezależnie jakie będzie to będzie. Kiedyś miałam takie odczucie, że gdy poznawałam kogoś to nagle zaczęłam się bać, że zniknie z pola widzenia na zawsze......i bałam się tego. Teraz odczuwam pewność i to buduje. Czy lepiej się czuję bo uwierzyłam we własne siły?

 

Rodzina jednak niestety mnie zawiodła na całej linii. Dziś chciałam wpaść do ojca, może i zawieźć trochę gratów, tak jak umawialiśmy się kilka dni temu. Rano gdy zadzwoniłam to okazało się, że wyjazd na bazar jest najistotniejszym i nie podlegającym dyskusji punktem programu. I do tego nie wiadomo kiedy wrócą. Sorry- pomyślałam, w końcu przynajmniej można było to powiedzieć w inny sposób, na przykład, wiesz, dziś mamy zaplanowane zakupy, może umówmy się na jutro, będziemy czekać na ciebie, wiemy, że masz kupę spraw i chcemy ci jakoś pomóc. Ostatnio jest tak, że jak ja nie zadzwonię to nikt z rodziny się nie odzywa do mnie. A jak zadzwonię to olewa. Żonka i jej pomysły na piedestale- ok. niech tak będzie. Zawsze twierdziłam, że jak zabraknie matki to rodzinę trafia szlag.....

 

Znacznie więcej robią dla mnie moi przyjaciele. Radzą jak jechać, załatwiają różne rzeczy dla mnie kłopotliwe, pomagają przy samochodzie. Mówią co powinnam jeszcze załatwić. Jeden z moich dobrych przyjaciół zafundował mi sporo rzeczy na wyjazd, całkiem bezinteresownie. Mam wrażenie, że ich bardziej obchodzi mój los aniżeli ludzi z definicji najbliższych.

 

Może i przesadzam, ale jakieś takie naszły mnie refleksje, człowiek robi się przewrażliwiony.......

 

kaas : :
lut 01 2005 ich problem.....
Komentarze: 3

Mam parę minut- choć właściwie nie mam w ogóle czasu. Wiadomo. Znów dziś dentystka, która z uporem godnym lepszej sprawy uparła się wyrwać mój korzeń. Cholernik nie boli mnie od 2 lat to po co go rwać, jakoś się przywiązałam, to własny kawał kości bądź co bądź. Więc chyba wymienię jedną plombę i dam se spokój z rwaniem. Z drugiej strony strach, że rozboli i będę chodziła po ścianie. Ale będę ubezpieczona, więc jakby co to wyrwą co trzeba.

 

Kasa kończy się szybko. Samochód gotowy, moje papiery też. Papiery Młodej w załatwianiu.

B jest jednak kochany, dzięki niemu mam pudło gotowe do jazdy. A więc mogę się ewakuować.

 

Jeszcze przenoszenie gratów do drugiego pokoju. Mam co nieco czasu na to. Okazuje się, że będę wiozła ze sobą wszystko, łącznie z pościelą. Wszystko jest w stadium dogadywania się, jakieś meble da jedna firma, apartament inna. Ale nic poza tym. Oglądałam małe czajniki elektryczne. Muszę też zabrać kompa z monitorem 17, bo to będzie jedyny kontakt ze światem. Gdzie to wszystko wejdzie, nie mam pojęcia.

 

Będąc całkowicie odrealniona doprawdy nie potrafię się skupić w pracy. Przewaliłam parę bitew z szefową. Ale chyba zrozumiała, że przecież nie gram przeciw niej. Zatrudniła taką dość upierdliwą doktorantkę. Będzie miała z nią dopiero jak ona skończy ten doktorat – a ma to zrobić w maju- ta jej da wtedy popalić. Wkurzyła mnie dzisiaj jak przylazła do mnie jako zastępcy i wstawiła nos w monitor. Zaczęła wręcz czytać mojego maila. Ostentacyjnie wyłączyłam go i wtedy chyba coś do niej trafiło. Nie znoszę tego. Uważam cudze maile za rzecz świętą. Między innymi nie używam w korespondencji adresu firmowego, bo wiem, że listy są podglądane. Na szczęście są bezpłatne konta…..Ich strata.

 

Mat się nie odzywa. No cóż, pewnie da znać „na dniach”. Coraz bardziej czuję, że nie ma sensu abym myślała o kontaktach z nim w innych kategoriach niż wirtualne. Ma swoje lata a mnie nie będzie. Powinien kogoś znaleźć na miejscu. Zresztą i tak nasze stosunki są na razie koleżeńskie.

 

Natomiast bardzo się ociepliły stosunki z B. Sądzę, że jest jedną z bardziej mnie wspierających w przygotowaniach osób. Fakt, czasem ględzi, taką ma naturę, ale „ po owocach nas poznacie”. Chce mi też wszystko pożyczać. Przez to wszystko stał mi się bardzo bliski. Nigdy nie wiadomo, czego i kiedy można się spodziewać po ludziach……

 

Ostatnio też odezwał się W. Starałam się być dla niego miła a on też. Nie ma sensu zaogniać czegoś, co właściwie nie ma już żadnego znaczenia... On wie, że postąpił po świńsku. Został pewien osad, staram się wybić ponad to i nie wałkować tematu. Miał przyjechać, aby się pożegnać. Wiem, że nie przyjedzie. byłoby dziwne, gdyby stało się inaczej.

 

Mam jedną zasadę- nie zostawiam spalonych mostów za sobą i zawsze mogę cofnąć się w przeszłość. Dzięki temu mogę codziennie spoglądać w lustro bez obrzydzenia. A to, jak postępują inni….ich problem……..

 

 

 

kaas : :