Archiwum luty 2004


lut 29 2004 rodzinna imprezka
Komentarze: 2

Wróciłam wczoraj zdegustowana z imprezki rodzinnej. Moja bratowa lubuje się w zapraszaniu swojej rodziny czyli mamy  i siostry , mojego ojca ze swoją żoną  oraz dziewczyny syna pod hasłem urodziny czy też coś takiego. Jedna rzecz, która mnie tam poraża to potworna nuda. Political correctness, mało powiedziane, powiedzenie czegokolowiek nosi znamiona prowokacji...lepiej więc paplać tak ot sobie i od rzeczy....Młoda czuje w sobie duszę buntownika i skandalisty więc zaraz wali teksty, które bulwersują starsze i samotne panie czyli siostrę i matkę bratowej....Ojciec na stare lata nie uznaje nic innego niż gadanie o rybach i grzybach, owszem znośne..... ale nie do obrzydzenia.....w dodatku zaczyna wygłaszać tezy jak to było dobrze za komuny. Oczywiście przez jakiś czas miałam na końcu języka ripostę, że zapomniał chyba jak miał wtedy dostęp do dolarów, dzięki pracy mamy stąd życie w komuniźmie miał słodkie jak w bajce...ale teraz bacząc na jego wiek zaniechałam polemik, to doprawdy nie ma sensu, bo po co go denerwować dyskusjami. W pewnym wieku nikogo do niczego się nie przekona....

 

Najgorsza jest nuda.....a jest to objaw, że ludziom na sobie nie zależy....pozują na kogoś kim nie są  i chcą zrobić wrażenie. Jest mi smutno, że po śmierci mamy moja rodzina tak się rozpadła. Bo przecież nie chodzi o to, żeby  komuś siedzieć oraz bałaganić w życiorysie, ale po prostu o życzliwe zainteresowanie. A tego nie ma kompletnie. 

 

Z kolei teściowa mojego brata jest właściwie dość fajna, bo ona niczym stare wino im starsza tym bardziej kontaktowa. Ale ma jedną wadę, marudzi przeraźliwie i wszystkim wszystko ma za złe. Owdowiała wiele lat temu i nie ułożyła sobie życia, początkowo popadła w stan chorobowy, było z nią nie najlepiej i swoim zdrowiem szantażowała rodzinę. Przyzwyczajona do bywania „na poziomie” nie umiała przez wiele lat się odnaleźć... i niespodziewanie teraz jakoś ten system postrzega realistycznie, krytykuje ale bez euforii, bez piania z zachwytu nad komuną.

 

Każdy nadawał o sobie.....naprawdę znudziło mnie to po godzinie...czy to nie jest absurdalne, że wolałam wrócić w sieć? Pogadać, innych pogonić, kogoś tam zabanować.....czy ludzie w realu muszą być tak potwornie niestrawni????

 

Może bredzę, ale ostatnio to nawet wolę życie wirtualne...mimo wzajemnych animozji, które daje się zauważyć nawet na blogu, jakoś bliższe mi jest to niż takie totalne zakłamanie w czasie wizyt rodzinnych i ogólna nieszczerość.

 

Przypomina mi się to, co opowiada W o swojej rodzinie, ma dwoje bardzo chyba już leciwych rodziców, nie widziałam ich... Wpada do nich raz w tygodniu, mieszkają w innym mieście. On organizuje im wypady na święta, zabiera ich, żeby mama nie przemęczała się gotowaniem. Kiedyś mówił, że po prostu lubi ich posłuchać, ich historii życia, nie są agresywni i natrętni......pamiętam kiedyś byłam z nim za granicą, miał zapasy żywności, które przygowała  mu jego mama, ciasto z rodzynkami, tak jakoś mi utkwiło mi ono w pamięci. Popijając je mlekiem i słuchając tego co on mówi myślałam o tej jego mamie, która w jakiś sposób troszczyła się o swojego syna, którego tak dotknął los, nienatrętnie i nie ingerując w jego życie. Kiedy żyła moja mama, choć była osobą z natury despotyczną, też zawsze mogłam na nią liczyć, przynajmniej na możliwość szczerego pogadania. A i na wiele innych rzeczy też.

 

A teraz mogę co najwyżej uczestniczyć w drętwych i nikomu niepotrzebnych imprezach, manifestacji obłudy....szkoda mi na to czasu........

 

 

kaas : :
lut 27 2004 pensja
Komentarze: 4

Dlaczego wieczorem w piątek czuję się jak przepuszczona przez wyżymaczkę? Chyba za dużo chciałabym, czasem napisałabym wiele notek, mam tematy, lecz oczy wysiadają przy monitorze.
Za dużo tej roboty, pisania, poprawiania, żeby jeszcze były efekty......jakoś ostatnio doszłam do wniosku, że wiele osób mnie wykorzystuje. Od dwóch dni robię różne rzeczy dla innych i za darmo, aż mnie to wpienia. Również dla B.

Chciałam wykorzystać B, aby pojechał ze mną do jakiegoś supermarketu i obejrzał półki a on walnął, że półki w mojej kuchni nie na wiele mi się zdadzą, bo jestem i tak bałaganiarzem i bałagan pozostanie. We mnie zawrzało. Tak, jestem bałaganiarzem bo za bezdurno robię różne badziewne roboty zamiast rżnąć damę, siąść przed TV, oglądać seriale i dziargać sweterki, popijając kawusię. Albo latać z kogucim ogonem i wycierać kurze. Odpaliłam stosownego maila i zaskoczeniem był niezwykle uroczy telefon jaki wkrótce miał miejsce. Dlaczego zawsze musi z nim kończyć w taki sposób? Czemu nie potrafi być po prostu normalnie sympatyczny, dlaczego jest takim zakompleksionym oszołomem, który swoje kompleksy leczy dowalając mi w tak idiotyczny sposób? Tak marzę o jakimś równym nastroju, przyjaznym i miłym a nie wiecznej szarpaninie.

Do tego dziś Młoda sprosiła swojego kumpla, aby u nas nocował. Będzie spał w jej łóżku a ja z nią i z dwoma psami. Jakoś ostatnio życie towarzyskie Młodej ma miejsce o dziwnych porach, przedwczoraj celebrowałam wizytę kilku młodocianych samców około północy. Jeden z nich przyszedł do mojego pokoju pogadać, młode lubią sobie czasem ze mną pokonwersować. A ja siedziałam w moim nocnym t-shircie i gaciach i miałam ochotę tylko i wyłącznie iść spać.

Obejrzałam sobie mój wyciąg z konta i to chyba jest przyczyna mojego wybitnie podłego nastroju. W marcu zawsze jest dennie, przednówek i odkąd pamiętam szkoda mi jest wydawać pieniędzy na doniczki bo zaczyna się sezon przesadzania kwiatków.....Z coraz większym obrzydzeniem oglądam moje stuletnie firanki, które corocznie obiecuję sobie ze wywiozę na działkę. Nie ma to jak pracować w nauce.......

kaas : :
lut 25 2004 fucha
Komentarze: 5

„Czarna mucha kartoflana” to nic innego jak tłumaczenie mojego dobrego przyjaciela W z niemieckiego jakiejś zarazy czy zgnilizny na ziemniakach...Wczoraj miałam spory ubaw dostałam tekst tłumaczony żywcem z niemieckiego i tłumaczyłam go z polskiego na nasze...Na szczęście okazało się, że u nas pracuje dziewczyna po studiach rolniczych i jakoś udało się jej te absurdy lingwistyczne wyjaśnić. Ale radochę miałam sporą.....

 

Ogólnie bardzo lubię tłumaczyć ale z angielskiego. Szukam na gwałt jakichś fuch, ale rynek jest obstawiony a tam, gdzie dobrze płacą za stronę to szaleją jakieś mafie i w życiu nie dadzą żadnego zlecenia. Trzeba sobie skreślić wszelkiej maści Polserwisy, Patpole i inne tego typu post-komunistyczne relikty. Tam nabór jest zerowy, panie wiedzą do kogo dzwonić i komu dawać ekspresy...

 

Miałam dziś ciekawą rozmowę z ludźmi z Firmy. Firma zajmuje się robieniem podrób różnych rzeczy i pewne moje umiejętności byłyby tam pożądane. Ale system jest taki, że na kasie kładzie łapę kierownictwo. Staram się być profesjonalistką i powiedziałam, że nie będę brała pieniędzy za coś co nie jestem pewna, że wyjdzie, owszem pewne próby mogę porobić, ale nie podpiszę się pod ekspertyzą jak wyniki eksperymentalne do niczego nie będą prowadziły. Dostałam po uszach, że nie biorę od nich kasy...cóż, powiedziałam, że mogę w ostateczności liczyć za sztukę pomiaru. Nie wiem, może jestem niedzisiejsza, ale mam takie podejście, że forse bierze się za dobrze zrobioną robotę a nie za chęć jej zrobienia.....

 

Inną fuchą są korepetycje. Ja się chyba średnio do nich nadaję, ale udzielam jak muszę, to raczej Młoda naraja mi klientów i biorę od tych dzieci grosze. Dziś miałam taką dziewczynkę, która powoduje zawsze u mnie odruch spania, w kółko jej próbuję coś tłumaczyć a ona i tak nie myśli. W szkołach poziom jest dość denny, podręczniki są dekoracyjne ale myślę, że często jest to przewaga formy nad treścią. A nikt nie ma czasu z dzieciakami klepać w kółko tych zagadnień, aby zrozumiały....tylko przerabianie tematu i kartkówka, na okrągło....i ten stres.

 

Teraz o fuchy coraz trudniej. Ludzie są bez pieniędzy. Jakieś dwa, trzy lata temu popularne było dorabianie sobie pisaniem prac. Młoda burżuazja na płatnych studiach zamiast pogrzebać w literaturze kupowała bez namysłu jakieś kompilacje zwane pracami licencjackimi. Co ciekawsze jako nie to pokolenie byłam zaszokowana faktem handlu pracami semestralnymi.

 

Takie myśli mnie co jakiś czas nachodzą, zwłaszcza przed wypłatą.......przydałaby się jakaś fucha.....oj przydałaby........

 

kaas : :
lut 24 2004 żagle zimą
Komentarze: 3

Dzisiaj B się rozmarzył...zaczął wspominać o żaglach. Zimno jak cholera, psy nie chcą wychodzić na spacer bo śnieg i sól a temu się żagle zamarzyły...no cóż jest to jeden z przyjemniejszych walorów B. Posiada on bowiem łajbę własnej konstrukcji, twór przedpotopowy ale solidny i niezatapialny. Łajba jest nieco krowiasta i biorą ją nowe i dumne Tanga i Sasanki w abcugach, lecz nic nie zastąpi jej, kiedy nie ma wiatru. Płynie wówczas dumnie, nie ma to jak konstrukcyjne zdolności B, który ją zrobił sam....a tamte wydmuszki stoją.

Na łajbie spędziłam kilka rejsów. Kiedy po obronie pojechałam na Mazury był to mój pierwszy rejs po 20 latach, szaleństwo i obłęd. Romantyczne jezioro Stręgiel, szpanerskie Mikołajki, obsrane wysepki, kiedy moim jedynym marzeniem był kibelek pokładowy, kanały w deszczu, kaszanka na Mamrach....i zaskakujący Ryn. Na jednym rejsie jechał z nami pies. Na początku się bał, potem jak rasowy marynarz siadał na budzie, gdzie wyłożyłam mu śpiwór i kontemplował jeziora z góry. Drugi rok w zeszłym też był udany.....zresztą B jest właściwie znakomitym instruktorem bardzo się podciągnęłam w tym rzemiośle. Co prawda były i minusy. Znienawidziłam paszteciki w folii, taki małe okrągłe z pomidorem i wielkopolskie, cztery dni siedzieliśmy pod jakimś mostem, bo wiało niemożebnie.....

B był znakomity w przeciwieństwie do tego co czasem prezentuje tu w mieście. Gdzieś podziała się i wyparowała tam jego złość na świat i nieudane życie. Jest człowiekiem stworzonym do lata  a zima jest dla niego dopustem bożym.........tacy też są....

 

 

kaas : :
lut 23 2004 romans mojej koleżanki....
Komentarze: 3

Dawno nie pisałam, choć ciągle staram się choć na chwilę dojść do kompa. Ale albo łazi w okolicy Młoda., albo też wali mi się robota na łeb i na szyję. Sezon w nauce odmierzają okresy albo pisania o granty albo ich rozliczania. Dzisiaj i najbliższe kilka dni to będzie okres przejściowy. Bo właśnie złożyłam jedno sprawozdanie a zaraz będzie pisanie o następny. Wiec mogę pobuszować w sieci i napisać o związkach z młodszymi facetami .Ostatnio jestem pod wrażeniem mojej nieco starszej koleżanki, która próbuje związać się z facetem o dychę młodszym, do tego obiektem moich niegdysiejszych westchnień.

 

Kiedyś, gdy go poznałam to zadziałał on na mnie jak łyk z ożywczego źródła. Ale jakoś dość szybko zorientowałam się że jednak w takim układzie nawet silny facet wcześniej czy później zaczyna dostrzegać „mamuśkę”.

 

Nie miał zbyt wiele pojęcia o czymś takim jak związek, utożsamiając związek z tym, że powinnam się cieszyć, że go widzę. Więc nie uważał za stosowne się z niektórych rzeczy wytłumaczyć a wręcz nie przychodziło mu do głowy, że mogę na przykład się o niego martwić.

 

Był...i jest z innego miasta, typowy porywający wirtualny romans. Ale interesy go często zapędzały w moje strony i wtedy był u mnie. Ostentacyjnie wpadał i właściwie powinnam oddać mu sprawiedliwość, bardzo się wtedy mną zajmował i troszczył. Potem wyjeżdżał...i znów go nie było. Potem znów przyjeżdżał. I tak kilka miesięcy. W pewnym momencie przed wizytą u mnie wpadał w całkiem inne miejsce....nawet mi zaczął o tym opowiadać. Coraz mniej się krępował i nawet nie miał zamiaru mieć jakichkolwiek wyrzutów z tego powodu. Przeciwnie, była wieczorami do niego masa telefonów z różnych miejsc......

 

Coś kiedyś we mnie pękło. Nie rezygnował z kontaktów ze mną, nadal był pełen atencji, przyjeżdżał. Ale też coraz więcej było telefonów, kontaktów na gadu z jakimiś kobietami. W końcu uznałam, że to doprawdy irytujące, że toleruję taki stan rzeczy. Przeszliśmy na stopę kumplowską i teraz z upodobaniem gadaliśmy o jego coraz to nowych panienkach i chichotaliśmy oboje. On lubi mnie chyba zresztą do tej pory . Zawsze starałam się, aby czuł się dobrze w moim domu. Do tej pory się spotykamy. Miło gdy emocje wyparują pozostać przyjaciółmi.....

 

Ale kogoś poznał i chyba ona jest –przynajmniej na razie- kimś ważnym dla niego. Zaczęli z bardzo uduchowionej płaszczyzny. Poznałam ją, jest fajną i ciepłą babką z fantazją i polotem. Prowadzi własne interesy. Ale w życiu miewała różnie.

 

Teraz przyjeżdża do niej. Wpada i jest fantastyczny. Wnosi w jej życie wiele  romantyzmu. Ale już widzę, jak zaczyna się bać. Bać zaangażowania i odpowiedzialności. Ona powoli wsiąka choć stara się przed tym bronić, bagatelizując pewne sprawy. Ja zawsze byłam solidarna z kobietami więc ją staram się uświadamiać, ale i wspierać. I obawiam się, że pewnie w pewnym momencie przed wyjazdem odwiedzi któregoś dnia inną ...początkowo niegroźnie, potem......

Ale wierzę, że ona jest na tyle silna, że będzie wiedziała, jeśli coś nie wypali to powie po prostu stop....

A jeśli wypali....to ...życzę jej tego...i to byłby początek innej bajki

kaas : :