Archiwum październik 2005


paź 30 2005 psie sprawy c.d.
Komentarze: 3

Dzisiaj po powitaniu w radiu "hujemorhen"- bo tak czyta się goede morgen, podano wiadomość o zmianie czasu i temperaturze. Zmiana czasu była korzystna, to ta lepsza. Temperatura też niczego sobie- 22 stopnie w cieniu. Lato w pełni. Grzyby znów zaczynają rosnąć, a na obiad miałam duszone opieńki.

 

Nie sposób utrzymać porządku w domu w którym są dwa psy i kot. Zawsze któreś naświni, nałupie drewna z patyczka, nasika a na dywanie ciągle leży sierść. Ciągle się dziwie, że alergia mnie jeszcze nie zeżarła do końca. Może tu działa taki mechanizm jak w przypadku autoszczepionki, organizm uodparnia się na wszystkie kocie i psie syfy i tak już nie reaguje.

 

Czuję się ostatnio w jakiś sposób osamotniona-nikogo nie ma każdy gdzieś pojechał, B w terenie- nie chce mi się nawet dzwonić. Z Młodą mam kontakt wirtualny, wiem, ze jest w swoim żywiole i staram się nie denerwować różnymi głupotami. Odkąd nie przynosi jakichś niedorobionych teorii na temat jak będzie żyła, biednie ale szczęśliwie to nie ma konfliktów. Notabene zaproponował jej promotor pracę na uczelni z czego jestem bardzo dumna. Mimo wszystko praca na uczelni to dla dziewczyny dobra opcja, będzie miała trochę czasu i może uda jej się dorabiać korzystając ze znajomości języków. Finansowo wiadomo jak jest, ale na początek nie jest źle. Zawsze lepiej niż nic.

 

Zadzwoniła do mnie przyjaciółka z rejsu. To jest moja jedna z najlepszych znajomości w tym roku. Przy ostatnich kontaktach z niedorobionymi doktorkami- starymi pannami- kontakt z nią to balsam na skołowaną duszę. Osoba pełna polotu i fantazji przy czym bardzo ciężko pracuje, aby utrzymać się na poziomie i wykarmić troje dzieci. Oczywiście mąż okazał się tchórzem i poszedł w diabły- jak mawia. I było to najlepsze co mógł zrobić- dodaje z pewnym przekąsem....Jako jedyna- a wiem, ze jej się nie przelewa- ma dość fantazji, aby do mnie przyjechać. Umawiamy się, jak będzie fajnie, pogadamy o starych Polakach....

 

Moja praca koncepcyjna powoli nabiera kształtów. Zabrałam się dziś po południu i co nieco napisałam, to raczej kompilacja, ale to co mam napisac nie polega na odkryciu na miarę Nobla ale na poprawnym sformułowaniu programu działania.

 

Z wirusami sukces połowiczny. Niby ich nie ma, ale co jakiś czas Usługa Posłaniec daje znać, Najlepiej by było przeformatować dysk, ale to kolejny tydzień w kompie na okrągło. Chyba więc poczekam

 

Ostatnio pełno jest wokół mnie rozchodzeń się, schodzeń i romansów. Nie ma czasu na pogaduchy. Ale od poniedziałku po wizytach na grobach się pewnie zacznie. Z niecierpliwością czekam na wieści od mojego przyjaciela czy zdecydował się definitywnie na odejście. Bardzo trudno jest komuś coś radzić, ale w jego sytuacji to powinien tak zrobić. Ludzie powinni próbować się zrozumieć a nie sobie dowalać. Czasem lepiej skończyć coś co dręczy i jest toksyczne.

 

Jutro kolejny wolny dzień. Ale jeszcze dziś słyszę szelest papieru i skrobianie w kuwetę. Kocica znów zrobiła swoje. Cholerne bydle, psy to chociaż sikają w domu. Ten bydlak mnie wykończy. Miłość do zwierząt stanowczo za drogo mnie kosztuje......

Zaczęłam goede morgen to skończę też po ichniejszemu- tot ziens czyli do zobaczenia. Coraz lepiej mi idzie, ale nadal nic nie rozumiem jak ktoś mówi.....

 

kaas : :
paź 29 2005 psie sprawy
Komentarze: 0

Robię dzisiaj wszystko aby niewiele zrobić. Po prostu jednak brakowało mi odpoczynku i aby z czymś ruszyć energicznie do przodu. Muszę złapać wiatr w żagle. A jest to trudne, bo czeka mnie spora praca koncepcyjna. A takie rzeczy robi się dobrze jak człowiekowi zaskoczy. A mi jeszcze nie zaskoczyło, więc piorę, sprzątam, przekładam różne rzeczy, kupuję różne drobiazgi, chodzę z psami na spacery, odwirusowywuję komputer, zrobił się niesamowicie wołowaty.....

Do tego pogoda przednia, właściwie letnia. Chodzę w bluzkach z krótkimi rękawkami, bez skarpetek. Zakutane futra i swetrzyska na wystawach w sklepach wyglądają dość dziwnie w odniesieniu do ulicy, gdzie babki chodzą z gołymi plecami. Do tego zaczęły się już dekoracje bozonarodzeniowe. Od przynajmniej dwóch tygodni w Hobbylandzie, takim fajnym sklepie ogrodniczo-domowym gdzie zawsze kupuję kwiatki, poczesne miejsce zajmują bombki, plastikowe choinki, notabene sakramencko drogie jak i inne gadżety świąteczne tutaj. Mam nadzieję, że w Boże Narodzenie pojadę do Polski, nie zamierzam spotykać Sant Niklasa tylko naszego sympatycznego Mikołaja.

 

Pojechałam jak zwykle z psami na rowerze. One bardzo to lubią, gdy mogą za nim pobiec. Mieszkam we wsi i jest całkiem fajnie sobie pojechać ot tak sobie. Wlokę się powoli a moje niuniusie a zwłaszcza jamnior drepczą dzielnie za mną. Na ogół psy moje traktowane są z wyrozumiałością. Większość Belgów lubi zwierzaki i mogą one wchodzić wszędzie, nawet do sklepów z mięsem. Nie mówiąc już o eleganckich hotelach. Od lutego tylko dwie baby tutaj się przychrzaniły. Jedna w ogóle nie znosi czegokolwiek żywego, mieszka sama nieopodal w domu i chodzi zawsze rozmamłana. Gdy siedzi w chałupie to jest ok. Ale czasem wysadza ten swój rozczochrany łeb i woła do psów- phy, pyy, One na ogół to ignorują. Ale może dlatego ona nie lubi psów, bo obok niej mieszkają dwa takie russel teriery. Są to małe i niezwykle popularne tutaj pieski, ale wyjątkowo upierdliwe i szczekate. Jest to taki gatunek, że wydaje się, że w każdej chwili taki pies jest w stanie przyssać się do łydki, więc unikam starannie....I baby i tych terierów. Po prostu nie łażę tamtędy z psami.

 

Druga baba zaczepiła mnie dzisiaj. To całkiem dziwna historia, bo jechałam jak zwykle na rowerze a psy biegły za mną..I nagle zaczęła coś do mnie gulgotać w tym ichniejszym fatalnym narzeczu. Zazwyczaj kończę słowotok „I don’t understand Dutch language” i sprawa się ucina. Ale baba była zawzięta i zaczęła powtarzać- aj dont anderstend, aj dont anderstend. Pomyślałam sobie : czemuś się babsztylu czepiła. Siedzisz i łapiesz ze swoim chłopem ryby w kanale, co ci przeszkadzają moje psy. Ani do ciebie nie ida ani nie atakuja ani nie sikają. Lecą za mną i za rowerem. Jej chłop coś zaczął marudzić o psach na smyczy. Chciałam się spytać : debilu, czy wyobrażasz sobie jamnika na smyczy biegającego za rowerem. Pewnie urwałabym mu już dawno łeb. A tak niuniuś sobie dostojnie drepcze. Ale odpowiedziałam- tak , nie znam waszego języka i jakoś żyję tutaj, bez tego się da tu żyć. A nie ma zakazu jeżdżenia z psami na rowerze. Moje psy to nie degeneraty, które się wozi w koszykach jak wy to robicie i zakładacie im butki i kokardki. Mają paszporty i są legalnie. Mają adres. I będą biegały za rowerem jak będę sobie tego życzyła. Nie latają samopas tylko ze mną. To nie są dogi ani rottweilery ani amstaffy abyś się palancie bał- to już dodałam w myślach.

Trochę mi to popsuło humor, nie lubię takich sytuacji. Ale jeszcze bardziej to, że Kasperski wykrył 6 wirusów, komputer chodzi jak wół a na części Młodej wisiało od cholery filmów, które zgrałam i wywaliłam z dysku. Od razu poszedł szybciej. Może i z niego będą ludzie.......

 

kaas : :
paź 27 2005 rocznica
Komentarze: 2

Młoda poszła dziś na cmentarz na grób swojego ojca. Zdała mi relację. Zastała kupę zielska i stare znicze, jeszcze z czasów kiedy była ostatni raz w sierpniu w kraju i je tam postawiła. Od tej pory nie było nikogo, rodzice jego nie żyją, siostra niekoniecznie ma pamięć do dat. A ciotki...one zawsze miały wszystko „w głębokim poważaniu” Nie było wieńca od niej, wielkiej i monumentalnej miłości. I cholera wie, czy teraz jeszcze przychodzi, kiedyś przynosiła wielkie i bardzo drogie wieńce, może po to aby pokazać jak wielka była potęga jej miłości. A mnie wtedy nie było stać na nic innego jak chryzantemy w Auchan po 4 złote w promocji i taniutkie znicze, te kopcące.....

 

Pytałam się moich kolegów, czy w Belgii obchodzą święto zmarłych. Teoretycznie tak, ale w praktyce na groby się nie chodzi. Jest sporo świąt, ale chyba oni nie bardzo kojarzą, dlaczego właściwie świętują...

 

Młoda nie zdążyła zamówić mszy, zresztą czy w przypadku gdy człowiek odbiera sobie życie to zamawianie mszy jest uzasadnione? Często ja czuję potrzebę i to robię- zamawiam. Teraz też zresztą prosiłam ją o to, ale jak to Młoda, nie zdążyła i nie miała czasu. Ale na grobie była.

 

Nie wiem co stało się z tamtą. Pewnie nadal mieszka z mężem i dwoma synkami z różnych ojców. Mąż ma rogi i do końca życia pamiątkę, ale pewnie jej wybaczył. To był poczciwy człowiek, ten jej mąż.

 

Ja właściwie w ciągu dnia o tym zapomniałam. Bo to już tyle lat, głupia i niepotrzebna nikomu śmierć, powoduje tylko irytację i pytanie- czy jeśli gdzieś jesteś to czy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś wielu ludziom? Tyle z tego zostało. Poszłam dziś nie pamiętając do Wibry i kupiłam sobie kapę i pistacjowe prześcieradła, mam teraz miłą i przytulną sypialnię. Grzebałam w tej Wibrze i natknęłam się w zakamarku na kompakty z Pasją według Świętego Mateusza, sama wlazła mi w ręce. To nie był przypadek....Taak...to jak najbardziej stosowny utwór na dzisiejszy dzień......

 

kaas : :
paź 27 2005 sp... z tego kraju
Komentarze: 2

Pogoda się dziś chyba wściekła- jest upalnie. Kiedy rano wychodziłam z psami było owszem, dość ciepło, ale bez przesady. Teraz można spokojnie chodzić w podkoszulce, Ludzie zaskoczeni takim obrotem sprawy sprzątają liście, jeżdżą na rowerach i szykują się do kilku dni świąt.

 

 Też planowałam w ostatniej chwili wyskok do Polski. Ale myśl, że będę się tłukła samochodem ze zwierzyną jakieś 4 dni w obie strony a potem 3 dni latania w tym po odległych cmentarzach, wizyty, ciotki-klotki, prezenty, najpierw kupić a potem rozdawać- stanowczo to ponad moje siły. Unia zafundowała sobie kilkudniowe wakacje aż do 3 listopada. A ja musiałam sobie wziąć wolne. Więc cały tydzień laby. Ale tylko teoretycznie. Mimo wszystko mam kupę roboty. Powolutku się zrobi.....

 

Będąc tutaj i czytując blogi widzę, że dzieje się. Ludziska się rozchodzą, schodzą, jedni plują na Kaczory, inni nie, politykowanie i obrażanie się na całego. Chyba na tyle wsiąkłam w tutejszą rzeczywistość, że stoję z boku. Niemało wysiłku i czekania kosztowało mnie wyjechanie tutaj i z pewnym rozbawieniem czytam gremialne deklaracje wyjazdu z Polski. Gorące i kategoryczne. Zresztą w poprzedniej notce o tym wspomniałam.

 

Nie tak dawno było głośno o zwolnieniu z pracy grupy Polaków. Tu się nie ma co podniecać, że oni się nas boją. Do prac prostych mają ludzi z Trzeciego Świata. Polaków zapraszają, owszem. Ale tylko na takich warunkach, aby nie zagrażali tutejszemu rynkowi pracy i nie generowali bezrobocia wśród Belgów. W mojej firmie pod koniec roku będzie chyba powyżej 10 Polaków. Ale to firma europejska. Zostali zatrudnieni bez chodów, aplikując w normalnym trybie. Sama namawiałam wiele osób od siebie, aby próbowali. Ale albo nie znali języka albo nie mieli wystarczających kwalifikacji - z mojego grona znajomych nikt nie wyjechał z prostych powodów, bo się nie nadawali.

 

Nie wiem skąd pokutuje w Polsce pogląd, że dukając po angielsku można podbić świat. Tutaj po angielsku jestem w stanie dogadać się z każdym cieciem, ludzie znają ten język płynnie, to taka kara za grzech posiadania jako ojczysty języka nie do zrozumienia przez nikogo......To żaden cymes, że przyjedzie jakiś nieudacznik sprzątać i będzie znał angielski.

Ostatnio zatrudnili u nas na stanowisku interima czyli takiego stażysty dziewczynę po studiach MBA z czterema językami, przy czym wszystkimi włada płynnie. Oczywiście kserowanie, skanowanie, telefony, faksy musiała umieć natychmiast. Coś takiego jak umiejętność korzystania z komputera jest równie oczywiste jak umiejętność pisania.

 

Można tutaj siedzieć nielegalnie i wiele osób tak robi. Poznałam nawet babkę, w sumie razem sympatyczną osobę, która tutaj przyjeżdża na kilka miesięcy w roku. Nie sądzę, aby darła szaty i krzyczała o emigracji bo wybrali Kaczora. Po prostu przyjeżdża, zasuwa kilka miesięcy i wraca. Politykę, prawa obywatelskie chowa do kieszeni na ten czas. Potem wraca do siebie, pod Białystok. Traktuje to normalnie. Ale to nic przyjemnego bać się. Bać się deportacji, trzeba siedzieć cicho i robić swoje.

 

W niedzielę spotkałam Polkę, żonę Belga. Nie ma pracy od wielu lat, teraz chowa dziecko. Jest im ciężko. Wiesz- powiedziała- jestem gotowa wziąć byle co aby wreszcie zacząć jakoś żyć. Wynajmujemy mieszkanie, niby mąż ma pracę, ale za lekko nie jest. Mieszka tutaj od lat, zna płynnie francuski. Jeden język to teraz mało – wzdycha. Instytucje unijne, główny pracodawca oczekują znajomości conajmniej dwóch....

 

To nie jest tak, że nie namawiam ludzi do wyjeżdżania. Można a nawet trzeba próbować. Możliwości są. Do rekrutacji możemy zgłaszać się na równi z innymi obywatelami europejskimi. Pewnie, nie będzie za lekko, bo jednak co by nie powiedzieć, nie jesteśmy Niemcami czy Francuzami niestety......

Ale do tego trzeba konsekwencji i wytrwałości w uczeniu się języka. I dam sobie głowę uciąć, że przeważająca ilość krzykaczy ledwo duka. Ciekawe ile minut dziennie poświęcają na powtarzanie tekstów, zakuwanie gramatyki i słówek? Tak aby nie trzeba było korzystać z pośrednictwa polskiej firmy, która na pewno oszuka. Ile osób zna prawo kraju do którego chce niby to emigrować? Ilu potrafi zadzwonić za granicęi telefonicznie załatwić sprawę- przecież adresy firm są w internecie.

 

Odnoszę wrażenie, że jeszcze ludziska popyszczą a to w Onecie a to w blogach czy gdzie indziej. I sprawa przyschnie. Owszem, część wyjedzie na pałę- i będzie stała pod tablicami ogłoszeń pod polskimi kościołami a potem wrócą. Ale może i wyciągną jakieś wnioski......tka na przyszłość

 

 

kaas : :
paź 24 2005 niedziela kulturalna
Komentarze: 3

Wczoraj o wynikach wyborow dowiedzialam sie z informacji na gadu. Pewna skądinąd spokojna dziewczyna, która była u mnie na liscie napisala- spierdalam z tego kraju. Wiedziałam, ze wygral nie Donald ale Kaczor. Do tej pory infa tej dziewczyny glownie zawieraly informacje o jej związkach uczuciowych z facetami i jej stanie duchowym. Skad wiec nagly zwrot w kierunku polityki? I dlaczego ma zamiar jak to się wyrazila malo cenzuralnie- emigrowac? Czy zajmując się wyłącznie romansami będzie miala za granica lepiej?

 

To tak na marginesie. Wczoraj pojechałam do Brukseli rozerwac się kulturalnie. Propozycje dostalam od dziewczyny z sieci. Co prawda jedna z moich starych panien o których pisałam notke nizej wyrazila się- ja nigdy w zyciu nie poszłabym na randke czy spotkanie z człowiekiem poznanym w Internecie….Ja bylam na tyle kulturalna i nie odpowiedziałam- a ja nigdy w zyciu nie poszłabym do lozka z dyrektorem mojej firmy, co ona onego czasu czynila a co było tajemnica poliszynela. Ja nie tylko spotkam się z ludzmi z sieci, ale tez spotykanie się z nimi sprawia mi duza satysfakcje, poznaje calkiem fajne osoby plci obojga, choc porąbane oszołomy się również zdarzaja. Jak w zyciu. Będąc na blogach i kontaktując się mniej lub bardziej wirtualnie czesto się identyfikuje z problemami opisanymi przez nich a slowa uznania, które się czasem pojawia to miod na serce. Wiec pojechałam z radością.

 

Zawsze jak znajduje się w Brukseli mam wrazenie, ze wyjechałam za granice. Na codzien otacza mnie mowa flamandzka ze swoim charakterystycznym charchotem, w Brukseli, która jest teoretycznie dwujezyczna, dominuje francuski. Jezyk zdecydowanie bardziej elegancki…..

Jest to miasto, które im czesciej tam bywam tym bardziej mi się podoba. Jest co prawda taki wielkomiejski brud i bajzel, ale tez sa takie fajne i niespodziewane zaulki ze stara zabudowa. Czasem pojawia się ni stad ni z owad fontanna o dziwnym kształcie czy jakas spatynowana rzezba. Zagladam często w okna i widze jakie swietne mieszkania tam sa. Moja brukselska znajoma ma mieszkanie o wysokości 4 metrow co nie jest tam niczym nadzwyczajnym. Do tego jedna sciana stanowi okno od gory do dolu, wewnątrz pokoju jest kolumna i stoi kominek. Jakiez to pole dla fantazji przy urzadzaniu takiego mieszkania i jak artystycznie można je urządzić…..

 

Fakt, w godzinach szczytu w okolicach budynkow europejskich jest tloczno i ponuro. Wysokie strzeliste eurowiezowce sa rownie ohydne jak na calym swiecie. No i coraz wiecej się ich buduje….

 

Wiec poszlam ze swoja nowa znajoma, która okazala się być osobka nader przyjemna na wystawe zwiazana z historia caratu w Rosji. Niby paranoja- chodzenie na wystawy dotyczące Rosji w miescie zachodnioeuropejskim. Ale trzeba przyznac, ze mialo to pewien smaczek- eksponaty zostaly dobrane, tak aby pokazac potęgę caratu i jego osiągnięcia. Ściągnięto z minionej epoki stroje, naczynia ze srebra, narzędzia kultu religijnego, obrazy. Ściągnięto je z kilku muzeow reoyjskich, z Moskwy, Petersburga i calkiem pomniejszych- Niznego Nowogrodu. Mysle, ze celem całego cyklu imprez, które maja się odbyc w Brukseli pod nazwa Europalia jest przedstawienie miedzy innymi tego, ze Rosja miala swietna historie, rozlegle kontakty z zachodnia cywilizacja a nie tylko jest krajem gdzie ganiaja niedzwiedzie. A caryca Katarzyna oprocz tego, ze często wiaze się ja jedynie z seksualnymi ekscesami ( a swoja droga się jej nie dziwie, pokazali film bedacy rekonstrukcja jej slubu z nieudacznikiem), była osoba swiatowego formatu, mecenasem sztuki i nauki.

 

Popołudnie było bardzo sympatyczne. Porobiłam tez zdjęcia, ale musze je obrobic i wtedy wstawie. Zawsze za malo czasu jest na taka domowa dłubaninę, nad czym serdecznie ubolewam……

 

 

 

kaas : :