Archiwum październik 2005, strona 3


paź 09 2005 grzyby.....
Komentarze: 4

Napisałam dziś list do mojej przyjaciółki z pracy, dawno tego nie robiłam. Zdecydowanie wolę pogadać. Wróciły wspomnienia. Jednak mimo mojego dobrego nastroju z powodu życia bezstresowego w Belgii, czasem wracają myśli o tych co z tamtej strony żyją sobie spokojnie, co też się u nich dzieje.....Zajrzałam na stronę mojej firmy, nie aktualizowana od września, od miesięcy nic się tam nie dzieje. O tym akurat wiem dość dobrze. Linki doprowadziły mnie do W- no cóż, wspólnych konferencji i publikacji i miłego związku nie mam zamiaru wykreślić całkowicie. Swego czasu było to dla mnie bardzo miłe przeżycie. Ale odłożyłam myśli o nim ad acta...jakkolwiek tak niedawno znów o nim pomyślałam, gdy dowiedziałam się o wypadku Otylii i jej brata..Ale w innym jakby kontekście......Po swoim wypadku W dochodził do siebie przez jakieś 15 lat aż ożenił się po raz drugi.

 

Spodziewałam się deszczu ale okazało się, że pod wieczór się wypogodziło. Szkoda, że nie pojechałyśmy nigdzie. Młoda miała jakąś robotę i musiała wysłać ją mailem. Więc nie jechałam nigdzie. Wczoraj spędziłyśmy miły wieczór w towarzystwie koleżanek z Włoch i Finalndii. Była pizza, piwo i jabol w pubie irlandzkim. Dziewczyny z Polski zawiodły, zresztą w ogóle nie są one za bardzo towarzyskie. Może to i lepiej. Nie przepadam za nimi. Może kiedyś napiszę dlaczego.....

 

Od czasu do czasu zaglądam do Onetu, ale naprawdę to nie bardzo wierzę że nastąpią po wyborach jakiekolwiek korzystne dla przeciętnego człowieka zmiany. Niezależnie od tego kto je wygra. Widzę to po Unii- Belgia jest naprawdę bogatym krajem a jednak dla ludzi zjednoczenie nie jest powodem do radości. Wraz z wprowadzeniem euro poszły ceny w górę- to twierdzą wszyscy, ludzie z którymi rozmawiałam. Stopa życiowa spadła i niechęć do przyjmowania nowych członków jak widać na przykładzie Turcji - jest coraz większa. Tutaj nie daj Bóg chorować, kasa zwraca częściowo, ale połowę kosztów trzeba ponieść. Przedwczoraj był strajk. Ludzie tu nie trawią euroaparatczyków, którzy pobierają wysokie wynagrodzenia. Wiec niby dlaczego u nas nagle miałoby się zrobić lepiej jak jesteśmy w tym samym obozie? I do tego tu nie widać takiej korupcji i prywaty na co dzień.....a kraj jak zarządzany od lat to widać.......

 

Grzyby nadal rosną jak po deszczu- choć o dziwo nie pada w ogóle. Codziennie znajduję przynajmniej kilka sztuk i głównie pod domem. Ponoć również pojawiły się w Polsce, tak donosi mi B. Przedstawiam wiec jednego z nich, prawdziwka o których pisałam w poprzedniej notce...były pyyyyszne.....a to czarne to moja wredna kocica......

 

 

kaas : :
paź 08 2005 sprzęt
Komentarze: 1

Poranek mglisty i nieprzyjemny, Młoda jeszcze śpi. Kot poluje na psa, który rewanżuje się złowieszczym warknięciem. Jest wyjątkowo poirytowany bo to jest poczciwe bydle i bardzo zacne i nie ma najmniejszego zamiaru zrobić tej wrednej małpie krzywdy. A kocica doprowadza nas do białej gorączki, skacze, dewastuje wszystko i niszczy, do tego jeszcze zrobiła się wybredna i kocie puszki jej nie odpowiadają. Woli jeść to co panie jedzą....

Może i koło południa zrobi się jeszcze ciepło. Ale poranki belgijskie teraz są zimne i mgliste. A do tego zaczyna się sezon grzybowy po raz wtóry. Wczoraj w firmie poszłam za radą koleżanki za jeden z budynków. Znalazłam całą masę prawdziwków. „Polish mashrooms”- z uśmiechem zaczepił jeden z moich niemieckich kolegów. Zrobiłam je wczoraj i niewiele z nich już zostało. Nie boję się świecenia......a grzyby są smaczne.

 

Unia udławi się dnia pewnego własną taktyką. Wszechpotężna biurokracja zaczyna paraliżować każdy rodzaj aktywności. Moja sprawa ze skanerem jeszcze nie dobiegła końca. Wczoraj byłam przepytana na okoliczność na co mi potrzebny. Gdybym wiedziała, że faceci mają poczucie humoru to powiedziałabym, że do wytwarzania i przekazywania w kopertach białego proszku. Ale tu wszystko jest kompletnie na poważnie.

 

Do tego od pewnego czasu załatwiam instalację pewnego sprzętu, dostałam ofertę proforma od firmy instalującej. Wszystko teoretycznie byłoby ok., gdyby nie to, że nagle zaczęto zadawać pytania- po pierwsze, czyj jest podpis na wniosku o instalację. Okazało się, że wiceszefa. W biurowcu nie rozpoznali go. A dlaczego nie szefa- bo szef jest w Stanach od pewnego czasu- odpowiedziałam. Ale czemu nie podpisał informatyk- spytali. Dlatego, że nie kupuję odpogramowania, tylko upgrade- odparłam. Ale i tak musi podpisać informatyk. Nie było wyjścia, poszłam do informatyków.

 

Całkiem sympatyczny gość spytał się co to za program. Odpowiedziałam, że do obsługi aparatu. Aha- ale w jakim jest języku i czy chodzi? Odpowiedziałam, że na pewno w angielskim, cała aparatura na ogół jest obsługiwana w programach anglojęzycznych, chyba że jest to produkt lokalny, ale tak czy owak wersje językowe na ogół są po angielsku  w takich instytucjach jak ta. Ale czy aparat chodzi- spytał- ależ skąd, wówczas nie wzywalibyśmy serwisu do montażu. Aparat leży kilka lat pod płachtą. Przyszło mi do głowy zreanimować go, bo takich w Polsce jest kilka sztuk a ten sobie po prostu gnije.....

 

Podpisał w końcu i kolejny come back do biurowca. Wlasciwie powinnismy oglosic przetarg. Ale przecież – spytałam- chyba raczej producent powinien instalowac a wlaściwie reinstalowac sprzet? No i kwota nie wygórowana. Dobra- zgodził się ze mną spec od papieroligii stosowanej- w poniedziałek wysyłam do firmy zgłoszenie. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z poczuciem zwycięstwa, w pokoju czekało na mnie chyba z 6 maili na ten temat. Jedyna rzecz pozostała niejasna- czemu nie szkoda tym ludziom czasu na roboty merytoryczne, tylko zajmowanie się w gruncie rzeczy sprawami mało istotnymi.....

 

Zdjęcia będą w terminie póżniejszym, teraz jadę odbywać cotygodniowy rytuał rozpasanej konsumpcji czyli jadę na bazarek warzywny

 

kaas : :
paź 07 2005 bakcyl
Komentarze: 1

Unia musi zyc w poczuciu zagrozenia- do takiego wniosku dochodze coraz czesciej. Istnieje u nas brygada strazacka, która co jakis czas cwiczy. Bierze w tym udzial jakies kilka, może kilkanaście osob. Zastanawia mnie sposób powiadamiania. To nie jest tak, ze dostaja np. maila zainteresowane osoby. To jest ogłaszane przez głośniki takim tonem jakby się palilo. Tak samo cwiczenia ; attention, emergency test, powtarzane trzykrotnie maja wzbudzic poczucie, ze cos dzieje się niedobrego. Anonsuje to facet takim sierioznym tonem, jakby za chwile mieli nadlecieć uzbrojeni Talibowie.

 

Wczoraj jednak przeszli samych siebie. Już od rana dostalam maila od dyrektora naczelnego napisanego boldem, a jest to sprawa powazna. Kazal liderom grup zrobic zebranie i poinformowac personel. Wykryto bowiem patogena o nazwie swojsko brzmiącej legionella. Kojarzy mi się to z Legionowem, miastem, które jak kiedys pisałam darze antypatia. Moznaby przypuszczac, ze jest to bydle wygenerowane tam.Ale nie, ponoc legionella na ciagle towarzyszy w naszych zmaganiach z zyciem wszedzie. Charakteryzuje się tym, ze zyje w cieplej wodzie, ale w 60 stopniach zdycha. Nie można jej napic się z herbata, w wannie tez się raczej wykańcza. Zagrozenie stwarza w jednej sytuacji, gdy jest wdychana w czasie brania prysznica i wtedy wpada do pluc. Może powodowac zaburzenia oddechowe.Tym nie można zarazic się ani droga plciowa ani bezplciowa.

 

Mój ulubiony austriacki szef zrobil zaraz w czasie przerwy herbatkowej zebranie. Widziałam, ze z trudem hamowal zażenowanie, ze musi opowiadac takie pierdoly. Ile bowiem osob w naszej firmie a zwłaszcza w naszym unicie kapie się w czasie pracy pod prysznicem? Jedyny wypadek, gdyby trzeba było brac prysznic to podpalenie się lub jakas eksplozja w którymś z laboratorium. Ale wtedy człowiek nie patrzy na patogena. Poza tym większość pomieszczen to pomieszczenia biurowe a na ogol ludzie, którzy pracuja w biurze kapia się w domu….zaraz, zaraz- a może legionella siedzi u mnie w chalupie, wczoraj szlam tez na basen nieopodal? Ale tego nikt nie badal i nie ma zapewne zamiaru z uwagi na niska szkodliwość spoleczna bakcyla.Zreszta po powrocie z basenu nie dusiłam się- a bralam prysznic- wiec chyba mnie nie zaatakowal.

 

Dzisiaj tez z ciekawszych wydarzen widziałam strajk. Pierwszy raz odkad przyjechałam do tego kraju. To było przed dwoma firmami a wiec strajk miał charakter chyba solidarnościowy. Tzw robotnicy, poubierani w jakies czerwone kurteczki stali sobie przed bramami, przyjechawszy dobrymi skądinąd samochodami- cale pobocze było zastawione pojazdami marek nie najgorszych. Wisiały tez jakies flagi z dekorami, w których dominującym kolorem była czerwien. Przy jednej z fabryk stal koksownik i się palil- z rana było dosc zimno…Przypomnialy mi się calkiem nieodlegle czasy…..to sen e vrati……Ludzie stali sobie spokojnie i debatowali. Nie widziałam policji i armatek wodnych.

 

Wczoraj o tym dzisiejszym strajku przeczytałam w unijnym intranecie i doradzano, aby nie używać kolei Thalys i nie wybierac się do Paryza z Brukseli. To pewnie spore utrudnienie dla niektórych eurokratow- będą korki. Na szczescie ja tam nie wybieram się poki co.

A na deser- wlasnie dostalam maila z zaproszeniem na wyklad z dziedziny etyki w miejscu pracy. I zapewne dowiedziałabym się, ze nie powinnam takiego bolga w ogole pisac w miejscu i godzinach pracy. Ale czy oni wiedza w ogole co to blog?

Widoczek jest z Bokrijk :

 

 

kaas : :
paź 01 2005 dzień otwarty
Komentarze: 2

Mloda poszla na rower, korzystam z dobrodziejstwa wchodzenia na kompa bez awantury. Trwa pisanie pracy magisterskiej przez Młodą i niestety stoję na pozycji przegranej. Przeprosiłam się z moim laptopem a nawet odkryłam, że posiada Corela. Będą zdjęcia, bo wreszcie opanowałam zmniejszanie zdjęć (dzięki Fanaberce- super, dzięki). Co prawda chciałam wczoraj zamieścić od razu kilka zdjęć na blogu i całość padła. Będę więc robić to po kawałku...dziś pierwsze z nich, skompresowane przez Fanaberkę. Saksofon o którym mówiłam w jednej z notek....pomnik ku czci Alberta Saxa z Dinant......

 

Dzis poszłyśmy do mojej firmy na dzień otwarty. Czasem unijne instytucje tak chyba lubią się reklamować. Pokazać gawiedzi, jacy są super.....

Niestety nie udało się pokazać mojego labu i biura. Wszystko to było zagrodzone taśmą. Co prawda nic by ciekawego nie zobaczyła bo to humanistka, ale pokazałabym gdzie matka spędza wiele godzin dziennie.....

Wczorajsza siąpanina zmieniła się w piękną pogodę. Taki październik jest niezwykły. Czuć już jesień, ale jednak jest pięknie i słonecznie. W dobrych nastrojach ruszyłyśmy na dzień otwarty...

 

Przywitano nas przylepiając identyfikatory i oczywiście siedziała cała masa ochroniarzy. Moja firma się specjalizuje w mówieniu o bezpieczeństwie, więc każdy musi to widzieć na własne oczy. Dostałyśmy bilety na żarcie i bilety wstępu.

Jak kiedyś pisałam, firma w której pracuję to miejsce tajne łamane przez poufne. W czasach zimnej wojny mieściły się tam reaktory atomowe i prowadzono tam badania w zakresie tych dziedzin w celu zapewne niekoniecznie pokojowym. Po obaleniu żelaznej kurtyny profil firmy zmienił się na pokojowy, ale reaktory pozostały. W pobliżu miejsca w którym mieszkam jest ich kilka. Nie odczuwam obawy, nie dlatego, że jestem chojrak, ale od wielu lat mieszkają tu ludzie i nikt nie chodzi i świeci. Energia elektryczna jest tańsza niż w pozostałej części kraju. Ja zajmuję się całkiem zgoła inną działalnością.

 

W czasie tej prezentacji pokazano wiele urządzeń i trzeba przyznać naszym fizykom, że mieli rewelacyjnie przygotowane prezentację, ale cóż, oni dość często pokazują swoje urządzenia wizytującym delegacjom międzynarodowym. Jawność i „transparency” jest teraz trendy. Młodej nawet się to podobało, nawet udało nam się przeprowadzić krótką rozmowę o powiązaniach fizyki z filozofią.

 

Każdy dział coś pokazał, nawet mój też, ale kudy to było do rozważań fizyków. Ich prace badawcze to chyba nadal duma tej firmy i chyba jeszcze wiele lat tak będzie. Nasze badania nie są tak spektakularne, ale potrzebne, no może dobrze aby się rozwijały.....

 

Jak jutro będzie też tak ładnie- a nastraja taka pogoda bardzo pokojowo- to pojedziemy fabrykować nowe zdjęcia. Chyba że powróci typowy klimat Krainy Deszczowców......

 

kaas : :