Archiwum październik 2005, strona 1


paź 22 2005 asertywność
Komentarze: 3

Powiedziałam Młodej przed wyjazdem do Polski aby pojechała na grób ojca i zrobiła porządek. Niech kupi znicze i wieniec. Na rocznice jego śmierci niech zamówią z przyjaciółką mszę. Jej przyjaciółka ma chody w kościele, więc może się uda w tak krótkim terminie Ja siedzę sobie sama w chałupie, kot dostał poranne lanie za to że gryzł, z psami byłam na spacerze, na szczęście dziś nie pada a nawet wychodzi słońce.

 

Wczoraj pokłóciłam się z koleżanką stypendystką z Polski. Siedzą tutaj takie dwie zgorzkniałe stare panny. Muszę jednak wyjaśnić, że stara panna to nie fakt życia samemu, ale pewien rodzaj mentalności, który dokładnie do tego prowadzi. Są przecież świetne babki, które nie wychodzą za mąż, bo nie trafiły na odpowiedniego faceta czy też instytucja związku małżeńskiego z gruntu im nie odpowiada. Ale są i takie, że przez to, że zrzędzą , krytykują a do tego mają super mniemanie o sobie- ludzie uciekają od nich gdzie pieprz rośnie....To jest według mnie definicja klasycznych starych panien.

 

Tak się składa, że często uprawianie nauki jest konsekwencją samotności. Aby zrobić doktorat trzeba poświęcić wiele czasu. Ja go zrobiłam dość późno, wtedy gdy już z powrotem ten czas miałam....Popołudnia w laboratorium, pisanie do drugiej w nocy, nieustające liczenie i korekty- to doprawdy kłóci się z domowym rytmem życia rodziny. A te dwie moje krajowe koleżanki robiły doktorat znacznie wcześniej. Nie mając dziecka i rodziny zajęły się uprawianiem nauki. Nie pozostało to bez wpływu na ich mentalność. Naukowo są niezłe, ale życiowo nie do zniesienia.

 

Nigdy nie miały rodziny, dalej pomimo wieku 35-40 są córeczkami rodziców. Są zapatrzonymi w siebie egocentryczkami, nagminnie krytykują wszystko co jest inne

Czasami trafiają się im faceci. Ich związki z facetami są jednak dziwaczne, jedna z nich aktualnie ma faceta, cudzoziemca z którym porozumiewa się w języku obcym dla obojga. Druga aktualnie faceta nie ma ale bardzo by chciała mieć. Ci których miała po jakimś czasie odchodzili. Mieli dość. Jej wyższości, zarozumialstwa i pychy.

 

Jedna serdecznie nienawidzi tej firmy i ciągle chce do kraju, do mamusi. Aż siedzi na końcu języka- to jedź w cholerę. Ale wiem, że już składa następne oferty na wyjazd do pracy za granicą. Jej obłuda i nieszczerość są porażające. Ostatnio prawie całkiem przestałam się z nią spotykać. Zauważyłam, że jej obecność wokół mnie wytwarza toksyczne jady, jestem podenerwowana, czuję się nieswojo. Jak przestałam z nią chodzić na lunch to odetchnęłam z ulgą ....

 

Druga z kolei uważa, że jest Bóg wie kim, będąc tutaj. Unika Polaków jak zarazy. Zauważyłam, że to typowe dla dziewczyn ze wsi, córek gospodarzy. Z góry jednak zaznaczam, że nie dyskryminuję wszystkich, ale też prawdą jest, że one aż do bólu chcą tutaj się zaczepić z obawy przed powrotem do siebie. Spotkałam kilka takich. Są pracowite, zresztą na pewno nie było im w życiu zbyt łatwo. Ale to ostentacyjne szukanie i włażenie w tyłek cudzoziemcom jest naprawdę żenujące. Ona wydzwania do mojej Włoszki co najmniej 5-6 razy dziennie, nigdy w jakiejś konkretnej sprawie. Ma faceta z Ameryki południowej, nawet sympatyczny, ale mam niejasne odczucie że ten związek trzyma się tylko dlatego, że on nie wie jaka ona jest naprawdę i żadne nie zna języka ojczystego drugiej strony.

 

Początkowo myślałam, że jesteśmy tutaj razem, więc powinnyśmy trzymać się razem. Ale jak znieść kogoś, co ciągle jeździ po tobie jak po łysej kobyle?. Co krytykuje ciebie za jakiekolwiek inne poglądy. Co „rżnie damę, ą, ę – bułka z masłem”......Początkowo starałam się im pomagać, gdy chciały gdzieś pojechać, nie są zmotoryzowane. Zabierałam na wycieczki. Do sklepów.

 

Poprosiłam o przysługę dokładnie raz. Chodziło o przekazanie jednemu z kolegów wieczorem wiadomości, że nie będę mogła przyjść na spotkanie szkoleniowe. Nie było ono obowiązkowe, ale zgłosiłam się, bo miałam ochotę przyjść. Tymczasem okazało się, że nie dam rady. Powiedz- mówiłam do jednej z nich- niech Albert nie czeka na mnie. Muszę jechać zawieźć córkę i pewnie nie zdążę. Najpierw usłyszałam, że przecież mogę sama mu powiedzieć. Owszem- odparłam, masz rację, ale Albert jest praktycznie nieuchwytny, ty na spotkaniu będziesz, może on nie zauważy, nie spyta-szkolenie nie jest obowiązkowe, ale jak spyta to mu po prostu powiedz jak jest.

 

Oczywiście następnego dnia dostałam cierpkiego maila od Alberta- jak się logujesz, że przyjedziesz, to bądź. Wściekłam się. Odpisałam, że poinformowałam panią X, że w razie czego to mnie usprawiedliwi a moja nieobecność wyniknęła z takich a takich przyczyn. Albert zajrzał do mnie i powiedział- ok., nie ma sprawy, niestety X mi tego nie powiedziała....

 

No tak, przyznałam. Nie powiedziała. Pies z nią tańcował. Albert nie miał żalu. Mogłam to zrobić sama. Sprawa zamknięta. I pewnie tak by pozostało. Ale jeszcze przyszła X. I to zaczęła się wymądrzać co ja powinnam była zrobić. I wtedy szlag mnie trafił.

 

Wynoś się- powiedziałam w moim czystym ojczystym języku- jesteś cholerną egoistką, twojemu facetowi woziłam tyłek aby zdążył na pociąg, zawsze o cokolwiek prosiłaś mnie, robiłam niezależnie czy mi pasowało czy nie. A ty nie byłaś w stanie załatwić jednej gównianej sprawy. Jestem zajęta i proszę tu więcej nie przychodzić. Nie mam dla takich ludzi jak ty czasu w ogóle.

 

Sama się zdziwiłam własną odwagą. Ale czasem na człowieka przychodzi refleksja, że nie dogodzi się wszystkim. Nie każdy będzie cię kochał. Nie musisz dobrze żyć ze wszystkimi. Nie pozwól się zniewalać ludziom małego formatu. Pogoń tych z życia, którzy cię niszczą i zadręczają oraz są toksyczni.

No i okazało się, że można do takich wniosków dojść nie chodząc na kurs asertywności organizowany w Luksemburgu.....To tak a propos kota- dostaje w tyłek bo ciągle gryzie.....

 

kaas : :
paź 21 2005 rocznica
Komentarze: 1

Komisarz okazal sie bardzo sympatycznym i pozytywnym facetem o plowej slowianskiej czuprynie. Miał kompetentnie przygotowana mowe, mowil o tym co się dzieje w naszej firmie jak gdyby u nas bywal co jakis czas. A on złożył wizyte scisle kurtuazyjna. Potem był wyklad laureta nagrody Nobla, który dostal za badanie prionow odpowiedzialnych za chorobe wściekłych krow, Alzheimera i temu podobne. Początkowa czesc wykładu była dostepna dla wszystkich, staral się popularnie przedstawic to, co robi i za co go nagrodzili. Dalsza czesc wykładu z tabelkami troche zaczela nudzic. Badania na myszach, ludziach strusiach….zaczelam się wiercic, jak tez próbować szukac wyjscia ewakuacyjnego, bez zwracania uwagi. Zawiozłam Mloda po raz wtory do Antwerpii, gdzie udalo się jej wreszcie wyjechac. Tym razem autokar był punktualny. Ale nie był to OMAR.

 

W domu pobojowisko i syf. Byłam jednak zbyta padnieta, aby cokolwiek zrobic. Poszlam spac. Dopiero dzisiaj zabrałam się za ogarnianie dobytku.

Mam sporo teraz roboty. I to odpowiedzialnej. Staram się skoncentrowac, ale widze, ze oczy jednak mi siadaja. Co tu duzo ukrywac, wiele czasu przy komputerze robi swoje. Nawlekanie igly idzie mi jak po grudzie. A i z daleka nie bardzo widze w moich okularach, pewnie już za słabe…..

 

Wczoraj również rozmawiałam z moim przyjacielem o jego związku. Co i raz serwuje mi kawałki, jak układa się z jego partnerka i się niestety nie układa. Co bardzo mnie zaskoczylo- powiedział, ze jedynie wyobraza sobie spedzenie reszty zycia jedynie ze mna…czyzby czekal na mnie na mój powrot na z gory upatrzonych pozycjach? Twierdzi, ze z tamta nie ma już sensu tego ciagnac.

Troche mnie to rozbawilo, bo zauważyłam, ze jak do tej pory wielu facetow traktowalo mnie jako cos, co może być jako wariant awaryjny to teraz czasem daja mi odczuc, ze im mnie brakuje. Z moim przyjacielem przeżyliśmy taki quasi związek, był jeszcze wtedy zonaty i dla mnie taki facet to zawsze będzie absolutne tabu i stawiam sobie szlaban na związki uczuciowe z takimi jegomosciami. Niemniej jednak spędziliśmy sporo milych chwil, nie dających jednak podstaw do tego aby mialo to mieć ciag dalszy kiedykolwiek….

 

Zdziwil mnie ostatnio również B scena zazdrości, calkiem zreszta bezpodstawna. Staram się być wobec niego correct, ale nic ponad to. Zbyt wiele mnie kosztowalo przezywanie jego kombinacji mesko damskich. To, ze tutaj jestem pozbawiona facetow to nie oznacza, ze ich w ogole potrzebuje i to w trybie natychmiastowym. Gdy człowiek sobie może pozwolic na odczuwanie prawdziwej wolności i swobody, niekoniecznie musi zaraz się wiazac. Minione lata, które były dla mnie w wielu wypadkach pasmem prawdziwych klesk i upokorzen i często przynosily bol i rozczarowania traktuje jako dobre doświadczenie, ze może być w zyciu i tak. Niemniej jednak teraz, gdy stanelam na nogi to nie musze za wszelka cene mieć kogos do glaskania i przytulania.

B chyba to wyczuwa, bo doprawdy trudno porównać jego postepowanie z tym co było. Naprawde się stara kontaktowac jak najczęściej. To wiele dla mnie znaczy, bo milo jest zyc ze świadomością ze kogos obchodzi jak zyje i jakie mam problemy. Oczywiście nie spotykamy się, no bo niby jak- wiem, ze chce przyjechac i sprawilby mi tym radość. Mimo wszystko lubie go, ale w gleby duszy dalam mu prawo do organizowania sobie zycia jak chce, w tym do polowania na baby w necie. Jeśli go to bawi to droga wolna….nigdy juz nie dam sie tak potraktowac jak probowal i chyba on wie.

 

Wiem jedno, ze naprawde w zyciu sa chwile dobra i zle. Nastawianie się wyłącznie na to ze będzie zle prowadzi do tego, ze zycie staje się nudne i rozwlekle. Jeśli nie chce się zaryzykowac nic, po to aby nie narazic się nikomu i nic nie zmieniac to będzie się wegetowac i narzekac przez wiele lat. Ale tez sa wśród moich znajomych ludzie, którzy wierza, ze w zyciu musi być zawsze dobrze, przynajmniej w ich wypadku- chyba przykładem jest partnerka mojego przyjaciela. Człowiek jest kowalem wlasnego losu, ale jednak tylko do pewnego momentu. Zbliza się rocznica wydarzen, które rozwalily moje zycie na strzepy i dalibóg wie, ze nawet nigdy nie myślałam, ze będę jeszcze miala okazje przezywac to co mam dzisiaj……

 

 

 

kaas : :
paź 20 2005 z OMAR-em doPolski
Komentarze: 0

Zawsze twierdzilam, ze jesli my sie nie bedziemy szanowac sami to z nas swiat zrobi gowno. Sami sobie gotujemy taki los. Takie konkluzje naszly mnie wczoraj wieczorem, gdy czekałam piec godzin w Antwerpii na autokar szanownej firmy OMAR- (nie mylic z Omarem Shariffem, sadze, ze firma jest własnością jakiegos muzułmanina, który zbija kase na moich rodakach)… odprowadzałam Mloda.

 

Mloda nagle musiała pojechac do Polski w sprawach studiow. Kupila bilet w firmie OMAR z Białegostoku, raz, bo nie jest tak drogo, dwa, ze mniej kłopotu dla nas z jazda z Antwerpii, tanie linie jezdza z miasteczka oddalonego 40 km od Brukseli i trzeba być wczesniej przed odlotem. I de facto dojazd na lotnisko zajmuje kupe czasu. LOT jest drogi jak cholera chyba ze się rezerwuje bardzo wczesnie bilety. A OMAR wyjezdza o 18 a o 11 rano jest w Warszawie. Wiec jest dosc wygodnie, zwłaszcza, ze poza sezonem nie ma wielu pasażerów i można się wyspac.

 

OMAR staje w polskiej dzielnicy. Jest ona polozona dosc paskudnie, niedaleko dworca centralnego, nieopodal dzielnicy żydowskiej. Mieszkaja tam glownie ludzie z okolic polnocnej Polski, którzy przyjeżdżają pracowac na lewo. Zawsze tez podchodza do tego autobusu i daja paczki, do których dołączają to 5 a to 10 euro. Widac, ze pracuja ciezko, chłopaki idace po wodke do Del Haize zwanego po naszemu Deleza często ida w poplamionych dresach, których nie maja sily chyba zmieniac. A może nawet w nich spia. W Brukseli siedza Siemiatycze, tutaj bardziej Białystok i okolice.

 

Autokar zazwyczaj przyjezdza punktualnie. Jedzie z Brukseli. Jest o 18.30.Ponoc jedzie się dobrze, puszczaja ciekawe choc zapewne pirackie filmy. Zatrzymuje się dosc często. To spowodowalo, ze Mloda wybrala ta linie. Inne linie jada przez Utrecht, Brede, Amsterdam i krecea się w kolko i jada o wiele dłużej.

 

Jakas idiotyczna nagla chec zysku ze strony firmy spowodowala to, co stalo się wczoraj. Otoz po godzinie bezskutecznego czekania ktos zadzwonil na komorke do firmy. I okazalo się, ze autokar będzie zamiast o 18 o 22. Po prostu doszli do wniosku, ze z Belgii jedzie tak malo ludzi, ze zamiast z Brukseli wysla autokar jadacy z Londynu. Rzecz jasna wczesniej o tym mowy nie było, nikogo z jadacych nie powiadomili ze tak może byc. Wsciekle czekałyśmy do 22 i dalej nic. Ktos znow zadzwonil na komorke i facet powiedział, ze o 21.30 był w Brukseli i zaraz będzie. No to do 22. 15 czekalismy grzecznie, ale faceta nie było dalej. Wzielam sprawy w swoje rece i zaczęłyśmy abarot dzwonic na komorke. W koncu facet po wielu nieudanych polaczeniach - nie chciał odbierac telefonu- powiedział, ze wlasnie jedzie na ring w Brukseli.

 

Tego było dla mnie za wiele wiec spytałam, co on sobie w ogole wyobraza…itd. I powiedział cos takiego, ze może w ogole nie przyjechac do Antwerpii. I rozłączył się.

 

I wtedy ludzie zaczeli się odzywac, ze to zdarza dosc często. Albo nie przyjezdaja, albo tez nie zabieraja ludzi, którzy maja wykupiony bilet. W zeszłym roku ponoc nie zabrali 30 osob jadacych na swieta. Zdarzyl się przypadek, ze faceta zostawili na postoju w Niemczech. Wrocili wprawdzie po niego, ale jeszcze go opieprzyli. Do tego nagminnie zabieraja jakies bagaze od ludzi. Jest to z jednej strony dodatkowy dla nich zarobek, ale z drugiej i policja niemiecka wie o tym i służby celne. Dlatego te autokary sa ostro trzepane na granicy. Cholera wie co w tych bagażach jest- z jednej strony to zazwyczaj dorobek tych sprzątających biedakow, ale co by było gdyby były na przykład narkotyki czy ładunki wybuchowe? W koncu tu cala masa sniadych mieszka……

 

Czemu tak jest- to proste. Oni doskonale wiedza, ze nikt nie podniesie na nich reki, bo malo kto z pasażerów przebywa w Belgii legalnie. Mogą wiec wywijac rozne numery. Po nie zabraniu 30 pasazerow nikt nie zgłosił reklamacji na ich usługi. Chłopak, który wczoraj czekal z Mloda na transport mowil, ze to opóźnienie to nie pierwszy raz. Nigdy się na to nie poskarżył. A przeciez sa oni tansi jedynie o 30 euro od Euro-Lines, koncesjonowanego przewoznika z wieloletnia tradycja. Dzis Mloda pojechala po bilet do Eurolines.

 

No i final- dzis rano zadzwoniłam do ich brukselskiego biura. Od razu powiedzieli, ze kierowca odda mi pieniadze. Ale i tak napisze do nich i postrasze. Zrobie to dla tych zaciukanych biedakow, których nasza ojczyzna zmusila do wycierania cudzych katow, aby nie zdychali z glodu i nie cierpieli bezrobocia w kraju, Unia nie dala prawa do legalizacji ich pobytu a tego typu firmy jak OMAR maja ich gdzies…..

 

kaas : :
paź 19 2005 potrzeba eurowieszcza......
Komentarze: 4

Przyjezdza jutro Komisarz do mojej firmy. Taki prawdziwy, unijny komisarz, nie komisarz ludowy. Choc przygotowania mniej wiecej podobne. Poszly maile na temat bezpieczeństwa, parkowania samochodów, przyjscia na impreze 10 minut wczesniej- słowem znow bicie piany na całego.

Nie dalo się pomalowac trawy na zielono. Zaczela się typowa pora deszczowa, choc jak widze, przeblyskuje slonce. Ale z upodobaniem wbijaja slupki, kopia dolki, grabia trawe i liscie. Ogolnie tu jest ladnie i nie trzeba z dnia na dzien sadzic iglakow. Niestety pewnie polegnie czesc moich grzybow, których jeszcze w firmie nie zebralam. Wczorajszych nie wzielam do domu- zapomniałam. Wiec troche podeschly.

 

Jestem w trakcie czytania książki Klemensa z blogi.pl o Białorusi pt Kołchoz imienia Adama Mickiewicza. Dotarla do mnie nader szybko, wydawnictwo się postaralo….Trzeba przyznac, ze reportaże sa napisane jezykiem lekkim i przyjemnym, z radością sobie ksiazke czytuje wieczorami przed snem. A bywam padnieta praktycznie dzien w dzien. Moja mama- swiec Panie nad jej dusza- pochodzila z Białorusi, nieopodal Brześcia. Wiele z tych rzeczy, które opowiadala zgadzaja się z tym o czym pisze teraz Klemens. Jako żywo widze krajobrazy o których opowiadala, pisane teraz reka człowieka o kilka pokoleń młodszego. Naszla mnie jednak taka refleksja- otoz cholernie trendy jest teraz pisac zle o Białorusi. Gdy czytam o działaczach, represjonowanych za poglady i demonstracje, nieodmiennie przypominaja się co poniektórzy nasi ex- Solidarnościowcy, którzy nagle stali się prezesami i poslami do sejmu. Przypomina mi się kumpel, który kiedys nocowal u siebie z narazeniem reputacji górników protestujących, spali na karimatach i protestowali i walczyli o poprawe. Nie tak dawno chciał się z jednym z nich spotkac i musial –przez sekretarke zaanonsowac się……Jak dalej potoczy się u nich????

 

Problem mentalności ludzi jest skorelowany z zawartością gara- nazwijmy trywialnie. Panie z Białorusi w chustach stoja po mieso w kolejkach, cierpliwie i z determinacja a babki z Belgii jezdza po zakupy rzadko, bo robi to kobieta do sprzątania z Filipin i nie musi ona wcale stac w kolejce. Po południami sobie dla przyjemności śmigają na rowerkach. A trudno się spodziewac, ze baby dla których to często jedyny srodek lokomocji jeździły ot tak sobie popołudniami, skoro musza nakleic się pierogow aby było taniej i nie maja mikrofalowki aby podgrzac zarcie w kartoniku.

 

Sytuacje opisane przez Klemensa sa prawdziwe i często z takimi się spotykałam, kiedy bylam w Rosji i na Krymie. Czernobyl to była prawdziwa tragedia, ale niestety może ona się zdarzyc wszedzie. Nawet tutaj, choc na pewno monitoring i srodki zabezpieczające sa calkiem inne niż w Rosji. Tam zycie ludzkie ma niska cene. Tutaj nieco wyzsza, ale dla tych, co maja prace i ubezpieczenie. Jak się nie oplaca to się nie leczy…Pierwsze pytanie przy głupim badaniu – morfologii- czy masz ubezpieczenie?

 

Latwo jest pisac z pewna doza krytycyzmu po kraju, który w opinii swiata jest na pograniczy dziczy. Wiem, ze Klemens chciał przedstawic realistyczny obraz tego swiata i zrobil to w sposób przystępny i kompetentny i zapewne nie chodzilo mu o robienie polityki. Ale czy znajdzie się kiedys ktos, kto nie będzie się bal napisac prawdy o Unii, o europaranojach, o tych społeczeństwach, sytych i dostatnio żyjących, leniwych i rozpuszczonych? Bo to teraz byloby takie niepolityczne…..Klemensie zapraszam tropem eurokracji….to będzie na pewno bestseller…..

 

kaas : :
paź 18 2005 licho nie spi....
Komentarze: 2

Licho nie spi- wczoraj dostalismy ulotki aby byc czujnym. Od ostatniego szkolenia upłynęło zapewne zbyt wiele czasu i trzeba było przypomniec ze wrog czuwa. Tym wrogiem jest terrorysta, który fotografuje, siedzi za długo w samochodzie, przyglada się bacznie instalacjom i zagaduje. Co z nim trzeba zrobic- ano odpowiedz jest prosta- doniesc na niego….

 

Zauważyłam, ze z pewna częstotliwością sa emitowane takie informacje aby zakłócić poczucie bezpieczeństwa i spokoj ludzi, którzy maja nieporównywalny komfort zycia z jakimikolwiek grupami zawodowymi. Wiec trzeba ich uczulic na to, ze licho nie spi….

 

A w praktyce- gdy wyszlam dzis na teren firmy- notabene musze przyznac, ze znalazłam kilkanaście grzybow- w tym 7 rydzow- obejrzałam jakies spalone cieplarki. Okazalo się, ze była awaria jakiejs jednej cieplarki. To oczywiście spowodowalo dym. Staly w nich jakies syfy, na pewno trujące jak diabli. Na szczescie dzielne służby stanęły na wysokości zadania o czym uprzejmie doniesiono mi w mailu. Podkreślono szczególne zasługi co poniektórych członków załogi, które niewątpliwie nie pozostana bez znaczenia. Tak robi się polityke. Trzeba napiętnować wroga i pochwalic odważnych……

 

Skutki takiego dzialania owocuja w poczuciu zagrozenia ze strony społeczeństwa. A w gruncie rzeczy chodzi o to aby ktos na tym zbil kase i to nie mala. Dzis w Onecie przeczytałam notke, ze 5 Dunczykow śmiertelnie się zatrulo polskimi malinami. Komentarze rozbawily mnie do lez, sama na rancho hoduje maliny i jadam je ile wlezie. Zal mi, ze nie miałam możliwości skosztowania ich w tym roku. Glupie pismaki produkuja takie pierdoly i tak się wlasnie robi polityke. Jak napisano- wielu dostawcow malin wycofalo się z kontraktow. I o to chodzilo. Sa to takie glodne kawałki, ze az szkoda o tym pisac. Ale niestety licho nie spi.

 

Od lat chyba 12-13 zajmuje się praca z substancjami toksycznymi. Dbam o swój warsztat pracy, co roku robie badania okresowe i wyniki mam po byku. Nawet teraz sa swietne- przyznam, ze troche się obawiałam, czy zgnily dobrobyt w rownie zgnilym kapitalizmie mi nie zaszkodzil. A waze czasem straszliwe i rakotwórcze gowna.

Dostalam zlecenie- oficjalne zreszta- na tego typu analize. I okazalo się, ze wybuchla panika. Wymyslili ze miligramowe probki trzeba wazyc w wielkich gumowych rękawicach jakich używają nie przymierzając szklarze czy robotnicy budowlani. Dla wlasnego bezpieczeństwa…..Wściekłam się ale tylko wewnętrznie. Nauczona w poprzednim systemie nie otwierac geby, aby nie robic zbędnego ruchu powietrza zapytałam się zaprzyjaźnionej Hiszpanki co mam robic. W zyciu nie odwaze probki miligramowej w czyms takim. Zaproponowala to, co się tu praktykuje- jeśli zleceniodawca napisal instrukcje w której jest napisane, ze trzeba wazyc w czyms takim to niech zrobi to sam. I słusznie. Trzeba sprawe popchnąć dalej a niekoniecznie załatwić. Jak ktos preparuje bzdetne dokumenty to niech ponosi sam tego konsekwencje…..

 

Zrobilo się zimno. Ale jest słonecznie i mimo wszystko milo.

 

 

kaas : :