Archiwum 27 października 2005


paź 27 2005 rocznica
Komentarze: 2

Młoda poszła dziś na cmentarz na grób swojego ojca. Zdała mi relację. Zastała kupę zielska i stare znicze, jeszcze z czasów kiedy była ostatni raz w sierpniu w kraju i je tam postawiła. Od tej pory nie było nikogo, rodzice jego nie żyją, siostra niekoniecznie ma pamięć do dat. A ciotki...one zawsze miały wszystko „w głębokim poważaniu” Nie było wieńca od niej, wielkiej i monumentalnej miłości. I cholera wie, czy teraz jeszcze przychodzi, kiedyś przynosiła wielkie i bardzo drogie wieńce, może po to aby pokazać jak wielka była potęga jej miłości. A mnie wtedy nie było stać na nic innego jak chryzantemy w Auchan po 4 złote w promocji i taniutkie znicze, te kopcące.....

 

Pytałam się moich kolegów, czy w Belgii obchodzą święto zmarłych. Teoretycznie tak, ale w praktyce na groby się nie chodzi. Jest sporo świąt, ale chyba oni nie bardzo kojarzą, dlaczego właściwie świętują...

 

Młoda nie zdążyła zamówić mszy, zresztą czy w przypadku gdy człowiek odbiera sobie życie to zamawianie mszy jest uzasadnione? Często ja czuję potrzebę i to robię- zamawiam. Teraz też zresztą prosiłam ją o to, ale jak to Młoda, nie zdążyła i nie miała czasu. Ale na grobie była.

 

Nie wiem co stało się z tamtą. Pewnie nadal mieszka z mężem i dwoma synkami z różnych ojców. Mąż ma rogi i do końca życia pamiątkę, ale pewnie jej wybaczył. To był poczciwy człowiek, ten jej mąż.

 

Ja właściwie w ciągu dnia o tym zapomniałam. Bo to już tyle lat, głupia i niepotrzebna nikomu śmierć, powoduje tylko irytację i pytanie- czy jeśli gdzieś jesteś to czy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś wielu ludziom? Tyle z tego zostało. Poszłam dziś nie pamiętając do Wibry i kupiłam sobie kapę i pistacjowe prześcieradła, mam teraz miłą i przytulną sypialnię. Grzebałam w tej Wibrze i natknęłam się w zakamarku na kompakty z Pasją według Świętego Mateusza, sama wlazła mi w ręce. To nie był przypadek....Taak...to jak najbardziej stosowny utwór na dzisiejszy dzień......

 

kaas : :
paź 27 2005 sp... z tego kraju
Komentarze: 2

Pogoda się dziś chyba wściekła- jest upalnie. Kiedy rano wychodziłam z psami było owszem, dość ciepło, ale bez przesady. Teraz można spokojnie chodzić w podkoszulce, Ludzie zaskoczeni takim obrotem sprawy sprzątają liście, jeżdżą na rowerach i szykują się do kilku dni świąt.

 

 Też planowałam w ostatniej chwili wyskok do Polski. Ale myśl, że będę się tłukła samochodem ze zwierzyną jakieś 4 dni w obie strony a potem 3 dni latania w tym po odległych cmentarzach, wizyty, ciotki-klotki, prezenty, najpierw kupić a potem rozdawać- stanowczo to ponad moje siły. Unia zafundowała sobie kilkudniowe wakacje aż do 3 listopada. A ja musiałam sobie wziąć wolne. Więc cały tydzień laby. Ale tylko teoretycznie. Mimo wszystko mam kupę roboty. Powolutku się zrobi.....

 

Będąc tutaj i czytując blogi widzę, że dzieje się. Ludziska się rozchodzą, schodzą, jedni plują na Kaczory, inni nie, politykowanie i obrażanie się na całego. Chyba na tyle wsiąkłam w tutejszą rzeczywistość, że stoję z boku. Niemało wysiłku i czekania kosztowało mnie wyjechanie tutaj i z pewnym rozbawieniem czytam gremialne deklaracje wyjazdu z Polski. Gorące i kategoryczne. Zresztą w poprzedniej notce o tym wspomniałam.

 

Nie tak dawno było głośno o zwolnieniu z pracy grupy Polaków. Tu się nie ma co podniecać, że oni się nas boją. Do prac prostych mają ludzi z Trzeciego Świata. Polaków zapraszają, owszem. Ale tylko na takich warunkach, aby nie zagrażali tutejszemu rynkowi pracy i nie generowali bezrobocia wśród Belgów. W mojej firmie pod koniec roku będzie chyba powyżej 10 Polaków. Ale to firma europejska. Zostali zatrudnieni bez chodów, aplikując w normalnym trybie. Sama namawiałam wiele osób od siebie, aby próbowali. Ale albo nie znali języka albo nie mieli wystarczających kwalifikacji - z mojego grona znajomych nikt nie wyjechał z prostych powodów, bo się nie nadawali.

 

Nie wiem skąd pokutuje w Polsce pogląd, że dukając po angielsku można podbić świat. Tutaj po angielsku jestem w stanie dogadać się z każdym cieciem, ludzie znają ten język płynnie, to taka kara za grzech posiadania jako ojczysty języka nie do zrozumienia przez nikogo......To żaden cymes, że przyjedzie jakiś nieudacznik sprzątać i będzie znał angielski.

Ostatnio zatrudnili u nas na stanowisku interima czyli takiego stażysty dziewczynę po studiach MBA z czterema językami, przy czym wszystkimi włada płynnie. Oczywiście kserowanie, skanowanie, telefony, faksy musiała umieć natychmiast. Coś takiego jak umiejętność korzystania z komputera jest równie oczywiste jak umiejętność pisania.

 

Można tutaj siedzieć nielegalnie i wiele osób tak robi. Poznałam nawet babkę, w sumie razem sympatyczną osobę, która tutaj przyjeżdża na kilka miesięcy w roku. Nie sądzę, aby darła szaty i krzyczała o emigracji bo wybrali Kaczora. Po prostu przyjeżdża, zasuwa kilka miesięcy i wraca. Politykę, prawa obywatelskie chowa do kieszeni na ten czas. Potem wraca do siebie, pod Białystok. Traktuje to normalnie. Ale to nic przyjemnego bać się. Bać się deportacji, trzeba siedzieć cicho i robić swoje.

 

W niedzielę spotkałam Polkę, żonę Belga. Nie ma pracy od wielu lat, teraz chowa dziecko. Jest im ciężko. Wiesz- powiedziała- jestem gotowa wziąć byle co aby wreszcie zacząć jakoś żyć. Wynajmujemy mieszkanie, niby mąż ma pracę, ale za lekko nie jest. Mieszka tutaj od lat, zna płynnie francuski. Jeden język to teraz mało – wzdycha. Instytucje unijne, główny pracodawca oczekują znajomości conajmniej dwóch....

 

To nie jest tak, że nie namawiam ludzi do wyjeżdżania. Można a nawet trzeba próbować. Możliwości są. Do rekrutacji możemy zgłaszać się na równi z innymi obywatelami europejskimi. Pewnie, nie będzie za lekko, bo jednak co by nie powiedzieć, nie jesteśmy Niemcami czy Francuzami niestety......

Ale do tego trzeba konsekwencji i wytrwałości w uczeniu się języka. I dam sobie głowę uciąć, że przeważająca ilość krzykaczy ledwo duka. Ciekawe ile minut dziennie poświęcają na powtarzanie tekstów, zakuwanie gramatyki i słówek? Tak aby nie trzeba było korzystać z pośrednictwa polskiej firmy, która na pewno oszuka. Ile osób zna prawo kraju do którego chce niby to emigrować? Ilu potrafi zadzwonić za granicęi telefonicznie załatwić sprawę- przecież adresy firm są w internecie.

 

Odnoszę wrażenie, że jeszcze ludziska popyszczą a to w Onecie a to w blogach czy gdzie indziej. I sprawa przyschnie. Owszem, część wyjedzie na pałę- i będzie stała pod tablicami ogłoszeń pod polskimi kościołami a potem wrócą. Ale może i wyciągną jakieś wnioski......tka na przyszłość

 

 

kaas : :