Komentarze: 2
Zastanawiam się, czy stara w końcu baba może zachowywać się jak nastolatka? Spotkałam się dziś z Matem. Spotkaliśmy się, żeby się pożegnać. On wyjeżdża na cały tydzień a ja w sobotę. I było ciepło jak nigdy dotąd.......Bardzo mi psuje humor fakt, że za tydzień jadę w tak długą podróż a pogoda jest raczej zimowa. Dlatego też jestem spragniona cieplejszych uczuć i wsparcia, bodaj w słowach.
Jak to się dzieje, że kiedy człowiek siedzi na miejscu to na ogół poznaje skunksów, którzy chcą wykołować i wykorzystać nie dając nic od siebie? A gdy jadę to trafiają się takie spotkania jak dzisiejsze – to wyjeżdżam......odczuwam to, że to co mi się trafiło jest tak na przynętę, coś, co sprawi, że jednak będę miała do czego a właściwie do kogo tęsknić.....Cholerny świat.
A może to tak jest i tak to postrzegam bo jadę? Sama nie wiem.....
Może gdybym pozostała na miejscu to byłoby jak zawsze, z jednej strony moje oczekiwania daremne a z drugiej chęć ucieczki. Teraz jest jakoś inaczej. Czuję się przy nim doceniona, nigdy mnie nie zwodzi, zawsze dzwoni, nie ma tych kretyńskich zagrywek i podchodów. Wracam do domu i wiem, że będzie jakieś jutro. Jeszcze nie wiem jakie ale niezależnie jakie będzie to będzie. Kiedyś miałam takie odczucie, że gdy poznawałam kogoś to nagle zaczęłam się bać, że zniknie z pola widzenia na zawsze......i bałam się tego. Teraz odczuwam pewność i to buduje. Czy lepiej się czuję bo uwierzyłam we własne siły?
Rodzina jednak niestety mnie zawiodła na całej linii. Dziś chciałam wpaść do ojca, może i zawieźć trochę gratów, tak jak umawialiśmy się kilka dni temu. Rano gdy zadzwoniłam to okazało się, że wyjazd na bazar jest najistotniejszym i nie podlegającym dyskusji punktem programu. I do tego nie wiadomo kiedy wrócą. Sorry- pomyślałam, w końcu przynajmniej można było to powiedzieć w inny sposób, na przykład, wiesz, dziś mamy zaplanowane zakupy, może umówmy się na jutro, będziemy czekać na ciebie, wiemy, że masz kupę spraw i chcemy ci jakoś pomóc. Ostatnio jest tak, że jak ja nie zadzwonię to nikt z rodziny się nie odzywa do mnie. A jak zadzwonię to olewa. Żonka i jej pomysły na piedestale- ok. niech tak będzie. Zawsze twierdziłam, że jak zabraknie matki to rodzinę trafia szlag.....
Znacznie więcej robią dla mnie moi przyjaciele. Radzą jak jechać, załatwiają różne rzeczy dla mnie kłopotliwe, pomagają przy samochodzie. Mówią co powinnam jeszcze załatwić. Jeden z moich dobrych przyjaciół zafundował mi sporo rzeczy na wyjazd, całkiem bezinteresownie. Mam wrażenie, że ich bardziej obchodzi mój los aniżeli ludzi z definicji najbliższych.
Może i przesadzam, ale jakieś takie naszły mnie refleksje, człowiek robi się przewrażliwiony.......