Archiwum 28 stycznia 2004


sty 28 2004 sesja????
Komentarze: 5

Czego te dni i tygodnie tak szybko lecą.....już środa a w ogóle w domu bałagan i nie ma szans aby go zlikwidować. W łazience z uporem maniaka na pralce leżą sterty ciuchów Młodej, na korytarz nanosi się błoto, w kuchni okruchy i brudne gary a zwłaszcza kubki ze smętnie zwisającymi smyczami i podeschniętą herbatą. Często na blacie stoi mleko w torebce z uporem maniaka zostawiane na wierzchu. To wszystko nazywa się sesja.

 

Wieczorami telefony, sms-y, gadu, spędzanie mnie z kompa, czasem tłumy ludzi....

 

Choinka jeszcze o dziwo stoi i wytrwa do 2 lutego. Choć sypie się niemożebnie to urok wieczornych lampek zabija nieustanną chęć jej rozebrania. Te kilka dni wytrzyma.

A mnie ciągle chce się spać, zniesmacza mnie atmosfera w pracy. Mam zaległy urlop, wezmę go w przyszłym tygodniu i doprowadzę to mieszkanie do porządku. Skończę pisaninę, obiecuję sobie, że wreszcie zajmę się życiem prywatnym.

 

Bo ostatnio zaniedbałam je, faceci mnie irytują, nigdy nie myślałam o pozostaniu samotną. Ale coraz bardziej mi się to podoba. Nie mam siły starać się dla facetów. Teraz jestem chyba zbyt zmęczona aby myśleć o nich pozytywnie. Niewiele im się w życiu udaje, marudzą przez telefon, potęgują mojego doła. Czy znów kiedyś uda mi się ulec fascynacji? Jest to coś co naprawdę chyba niezdrowego, że nie pragnę ich towarzystwa, do łóżka idę mechanicznie, jak się układa, przestałam mieć marzenia. Liczę ciągle kasę i stwierdzam, że mi brakuje....

 

Czy to dalej tak ma być??? Patrzę na mojego ojca i jego żonę, z którą wziął ślub po śmierci Mamy. Chyba się kochają, ale to takie dla mnie dziwaczne.....Byłam u nich wczoraj i wkurza mnie, że ojciec traktuje ją jak dziewczynkę. To takie dla mnie smętne, że z każdego jej osiągnięcia cieszy się jak dziecko i mi się chwali. A to B. zrobiła to, a to tamto.....teraz uczy się jeździć. Może to i dobrze, powinna, jest młodsza od ojca więc byłoby lepiej, gdyby potrafiła prowadzić samochód. Ale wczoraj wysłuchać musiałam jaka ona jest zdolna i jak jej dobrze idzie.....Straszliwy infantylizm, pomyśleć, że moja Mama była osobą z klasą, podpisywała kontrakty wielomilionowe, miała samodzielne stanowisko-a teraz mam się cieszyć, że moja macocha przejechała kawałek prosto.....Wiadomo, że ona zrobiła interes życia....nic by nie miała, gdyby nie ojciec....Dla mnie to jest coś fatalnego, oczywiście cieszę się, że ojciec ma opiekę i lubię nawet ją, bo poczciwa z niej kobieta, ale mojej Matce to nigdy nie dorośnie do pięt.....

 

Jedna rzecz była dla mnie dziś krzepiąca i optymistyczna w moim dołku....spotkałam dziś, będąc na uczelni chłopaka, znajomego doktoranta, który  walczy od kilku  lat z rakiem. Szanse ma niewiadome, gdy ludzie o nim mówią, ocierają łzy ukradkiem....Jest blady i przezroczysty, bombardowany cytostatykami i łysy. Ucieszyłam się, że po serii chemii znów wrócił do pracy.....Jest to mądry, fajny facet, który właśnie pisze pracę....czasem myślę, że chce zdążyć przed śmiercią....nie wiem ile procent szans dają mu lekarze...ale pracuje, myśli, kombinuje i stara się być dobry w tym co robi. Rozmawia się z nim normalnie, śmieje się, klepie na gadu, słowem stara się żyćjak każdy z nas.. tak bym chciała aby dobry Bóg  nie zabierał go do siebie...Panie Boże zostaw go tu, wśród nas, aby się obronił, aby był pożytek z tego, czego się nauczył, aby cieszył się życiem i górskimi wędrówkami.....

 

kaas : :