Archiwum 15 lutego 2004


lut 15 2004 miłość
Komentarze: 2

Minęły Walentynki i właściwie mało nie to obeszło, bo jestem już innym pokoleniem. Nie odczuwam żalu, że żaden z moich znakomitych przyjaciół nie wysyłał sms-ów. Są na to za leniwi i za starzy....Tyrałam ciężko przez cały weekend i niestety jeszcze ze dwa dni pracy chyba przede mną. Ale nie sposób było nie pomyśleć czasem o miłości, bo leciały takie różne filmidła-romansidła. Obejrzałam film z Jackiem Nicholsonem i Helen Hunt który zresztą kiedyś już widziałam. Historia pisarza, człowieka o paskudnym charakterze i kelnerki o trudnym życiu i kłopotach. Koniec z happy endem, zakochali się wbrew logice.

 

Myślę sobie, że tak naprawdę to prawdziwa miłość, kiedy już się naprawdę trafi to po prostu poraża. Ja jakoś nie mogę tego porażenia doznać, więc chyba nici z miłości, przynajmniej na dzień dzisiejszy.....Można się nie znosić, być obrzydliwym i nietolerancyjnym, mieć paskudny charakter i pod wpływem miłości nagle zmieniać się nie do poznania.....Myślę sobie, że tak naprawdę to człowiek sam siebie oszukuje, wpadając w różne związki pseudouczuciowe- lecz gdy zakochuje się naprawdę to w pewnym momencie jest to objawienie.

 

Tak, to prawda, chyba bardzo kochałam kiedyś mojego męża. To było kiedyś. Kochałam go, ale nie widziałam a może raczej nie chciałam widzieć jego lenistwa, zakłamania, złych relacji z bliźnim, czasem braku szacunku dla mnie.... Ale ponieważ go kochałam to mu wybaczałam, akceptowałam go jakim on jest. A może tak naprawdę to nie chciałam być sama??? Teraz nie ma już na to odpowiedzi.....Niestety anomalie w jego charakterze, których nie dostrzegałam obróciły się przeciwko mnie. Teraz widzę, że krótkowzroczność naprawdę w życiu się mści.

 

Kiedyś bardzo mi było przykro, kiedy zostałam sama, ale teraz wcale nad tym nie ubolewam. Umiem- choć naprawdę w głębi duszy nie chcę żyć bez miłości...ale nikt mi jej przecież nie obiecywał na tym padole, nie wiem, czy kiedykolwiek przeżyję coś tak fascynującego jak miłość. Potrafię się bez niej obyć na co dzień. Nikt nie musi mi nadawać sensu życia. Lepiej naprawdę umieć żyć ze sobą niż udawać, że podstawą jest życie we dwoje i się męczyć, naprawdę lepiej, gdy próby dialogu zawiodły to się rozstać. To fakt, że człowiek jest istotą stadną, ale nie należy z tym przesadzać.....Mitologizuje się rolę seksu. Można się ze sobą spotykać, ba sypiać, lecz niekoniecznie należy niszczyć sobie życie z powodu braku możliwości ułożenia sobie kontaktów, z braku chęci bycia z kimś....

 

...Miłość cierpliwa jest, łaskawa...ile razy czytam ten list św Pawła do Koryntian to myślę sobie zwłaszcza o pewnym wersie.....”Po części bowiem tylko poznajemy i po części prorokujemy, Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko cześciowe”...

 

I trwam tak, nie przejmując się Walentynkami i nie rujnując sobie życia. Bo czy warto się oszukiwać, łudzić, ze coś co nie jest miłością nagle się nią stanie.....??? pewnie, każdy by wolał nie być sam. Czasem zasady logiki są takie, że warto by się związać, istnieją realne przesłanki kontynuacji związków z obopólnymi korzyściami. Ale widocznie świat jest tak skonstruowany.....ludzie się dla miłości zabijaja, dręczą, krzywdzą jedni drugich.

 

Są to oczywiście gorzkie refleksje....człowiek jednak nigdy nie powinien wątpić. Zawsze przecież miłość może nadejść, kiedy najmniej się tego spodziewamy, ale trzeba dać jej szansę....

kaas : :