Komentarze: 3
Jak to ten czas leci....dziś dowiedziałam się o śmierci Jeremiego Przybory. To jest pokolenie młodości moich rodziców. Pamiętam jak dziś na skrzypiącym magnetofonie Grundig tata nagrywał melodie i kolejne odcinki Kabaretu Starszych Panów, które to były bardzo często słuchane u nas. Nie chcę pisać peanów, bo w najbliższym czasie media i tak będą się rozpływały nad Kabaretem, klasycznymi już, wręcz kultowymi piosenkami i zrobią to lepsi i bieglejsi w piórze niż ja.
Nurt mojego życia imprezowego w czasach dzieciństwa i młodości wyznaczała piosenka „Rodzina” a zwłaszcza jej refren :”rodzina- ach rodzina, rodzina nie cieszy, nie cieszy gdy jest, lecz kiedy jej nie ma samotnyś jak pies.....tudududu...tudududu....i.t.d.”. Teraz kojarzy mi się z tym, że tata już na rauszu dojrzewał do pójścia spać, co było nieuchronnym sygnałem, że imprezka rodzinna została zakończona....zwlekał się zazwyczaj na najbliższy tapczan i zaczynał chrapać przeraźliwie.....Szczególnej wymowy nabierała ona, gdy pojawiali się w naszym domu nielubiani luzyni, brat mamy, zawsze przemądrzały, który irytował ojca w stopniu maksymalnym...
„Na ryby”- brzmi do dziś dzień : jak dobrze jest wiosną podumać nad Prosną lub snuć myśli w kółko nad jakąś rzeczułką.....te słowa z kolei mają bardzo wakacyjny wydźwięk i kojarzą mi się z wypadami na ryby i grzyby z rodzicami w tereny dziewicze i wówczas dzikie takie jak Zalew Koronowski czy też Lubniewice- dziś wielki kurort. Sama sobie się dziwię, że w epoce bezsamochodowej i koszmarnych połaczeń kolejowo- pks-owych docieraliśmy do totalnych zadupi i odkrywaliśmy je... mieszkało się w jakichś kwaterach, w chałupach chłopskich, łaziliśmy nad dzikie jeziora, zbieraliśmy tony grzybów...mania zbieractwa została mi do dziś.....
Szuja, kawał martymonialnego zbója......nieudana galareta z ryb...te słowa zrozumiałam później, gdy przyszło mi się zmagać z różnymi problemami sercowymi. Kwiatkowską kochałam nie tylko za tą piosenkę, niezrównana hrabina Tyłbaczewska grająca Ramonę....ten odcinek pt. Nieznani Sprawcy podobał się także mojej wtedy maleńkiej córeczce....i to pytanie w dobie szalejącego stanu wojennego i octu...gdzie szampan i ostrygi?? Rzucili na rynek, ale za mocno i stłukł się....
Pytanie ‘Co to może być????...palec panie docencie...” docenta erotologii porównawczej....weszło również do repertuaru odzywek mojej uczonej rodziny, wtedy funkcjonowało pojęcie docentów, nie było jak to się teraz mówi – profesorów podwórkowych, był docent marcowy i nie tylko....mój ojciec był docentem i tą przymówką mama często mu dokuczała.....
Chyba nie ma ani autora ani dzieła, które w równie znacznym stopniu miałoby wpływ na moje konwersacje rodzinne jak Kabarety.
Potem jedynie kabaret „Tey” i „Z tyłu sklepu” wszedł również do repertuaru rodzinnych idiomów, lecz to było coś całkiem innego, inna epoka......Teraz już nic takiego nie ma.....
Wiele się pisze, że w dobie wolności słowa nie powstało nic podobnego, program nie dla prostactwa i buractwa, który zrozumie każdy czerstwy ryj, lecz coś niebywale subtelnego i dowcipnego, coś co nie doczekało się podróbek...chyba na szczęście. Dziwne, że wszelkie nowe wykonania tych perełek nie dorównywały oryginałom, mimo, że były wykonywane przez niejednokrotnie świetnych aktorów i piosenkarzy. Było klasą samą w sobie.
Choć epoka Starszych Panów minęła bezpowrotnie dla mnie zawsze będzie czymś, co było bardzo bliskie mnie i mojemu domowi z czasów dzieciństwa....szkoda, coraz więcej osób i wydarzeń z tej epoki odchodzi i przemija.....