Archiwum 17 kwietnia 2004


kwi 17 2004 moje ranczo
Komentarze: 2

Dzisiaj pojechałam na swoje rancho. Znajduje się ono jakieś 42 km od mojego mieszkania a więc nie jest jakoś niesamowicie daleko. Jednak na tyle daleko, że nie byłam tam chyba od listopada. Każdy mój wiosenny przyjazd napawa mnie niepokojem, jak wygląda moja chałupa, czy myszy zeżarły wszystko, czy sławojka stoi jak stała i czy wielki bałagan panuje.

 

W tym roku prawie, że dostałam histerii. Nie dość, że elektrycy wycięli mój ukochany jaśmin w pień, podobny los spotkał biały bez, nie wiem, czy odbiją, to do tego wszystkiego okazało się, że nie mam prądu. Dopiero interwencyjny telefon do pogotowia energetycznego sprawił, że wiedziałam jak włączyć prztykacz w nowo wybudowanej szafce elektrycznej. Syf i smród sakramenckie, myszy nie dość, że zeżarły trutkę to również zaczęły żreć mydło a nawet gąbki-zmywaczki. Zadziwiające jak pożarły prawie całe kilo cukru. Torba zachowała swój pierwotny kształt, ale w środku była pusta.

 

Do tego podłoga zaczęła próchnieć. Zresztą  już w zeszłym roku zamierzałam ją wymienić, ale brak gotówki sprawił, że nie wydoliłam. W tym roku to zaczyna już być konieczność.

 

Sławojka jest niezniszczalna.

 

Przywiozłam całą wielką torbę brudnych i cuchnących pościeli, serwet, niby nie ma wilgoci, ale rzeczy te maja taki dość charakterystyczny zapaszek, wywaliłam chyba z 5 worków rzeczy różnych i niepotrzebnych. Do tego nawiozłam kilka taczek kamieni pod podmurówkę. Ogólnie się skatowałam straszliwie.

 

Jedynie psy miały wielką radochę. Teraz leżą jak zdechłe, bo to jednak w gruncie rzeczy mieszczuchy....

 

Ale ja kocham swoją działkę, nie przeszkadzał mi nawet smród obornika, który rozsnuwał się po całej wsi. Dzisiaj również odwiedziłam moją zaprzyjaźnioną znajomą stamtąd i dowiedziałam się, że zimę przeżyli wszyscy. To miło, bo zazwyczaj gdy przyjeżdżałam na wiosnę to miałam na mur beton opowieść o pogrzebie kogoś tam...

 

Wieś szykuje się do Unii. Jajka po 40 groszy, normalne a nie od kur, które żrą odchody sprowadzane z Zachodu. Mleko po złotóweczce a ze śmietanką, sam tłuszcz, rozwolnienie murowane bo człowiek nieprzywykły przez całą zimę. Ser biały jak masełko, cena promocyjna po 9 zł/kg. Unia na to nałoży embargo, ale ja i tak będę to tutaj kupować i Unia może mi skoczyć. Ciekawe jakie będą ceny. Przeraża mnie cena benzyny, dziś płaciłam po 3.79 zł i to zaczyna być horror.

 

Spotkałam młodą gospodynię, która się będzie starała o certyfikat. Pokazała mi wymalowaną oborę i pomieszczenie na zbiornik na mleko, pomieszczenia całe bialuśkie. Zaprzyjaźniony sołtys kolczykował cielaki i „wyrabiał im paszporty”. Jego wnuk z przekąsem stwierdził, że niedługo będą również kolczykować gołębie i wpisywać im datę wyklucia z jaja. Jeśli skutkiem Unii będą nieuwalane łajnem krowy to popieram. Choć na jakość mleka nie ma to większego wpływu, bo wszyscy mają dojarki automatyczne.

 

Moja znajoma mnie podziwia, że bez chłopa mi się chce tu przyjeżdzać. Prawdę mówiąc wozić sobie jakiegoś grillującego lenia to nie mam ochoty. W mieszka za daleko. B zazwyczaj w weekendy pracuje. Przynajmniej w trakcie roku akademickiego. Dzisiaj przeprowiadziła skądinąd słuszną kalkulację, że zamiast tyrać jak dziki osioł i inwestować w to to lepiej raz na jakiś czas pojechać na dwa dni do domku kampingowego- taniej, zdrowiej i nie naharuje się człowiek. Będę musiała przeliczyć, bo może jakaś logika w tym rozumowaniu jest.....

 

kaas : :