Komentarze: 5
Wczoraj pisałam odwołanie od sprawy stłuczonego zderzaka, vide notki ze stycznia. Otóż wjechałam wówczas babsztylowi w zad. Jechałam w korku. Babie zdechł silnik, bo za szybko puściła sprzęgło. Nie stwierdziłam, żeby się coś babie i jej samochodowi stało, obejrzałam zderzak, powiedziałam jej, niech wobec tego zjeżdża i nie pogłębia korka. Po czym odjechałam. Jak to na zachodzie, ok., bye, nic się nie stało. Gdyby było cokolwiek nie tak to dałabym jej numer polisy, ale jak mówię nic się jej nie stało.
Jednej rzeczy nie przewidziałam że baba jest mściwa.
Poleciała na policję a kto wie, czy nie ma męża policjanta bo sprawą się gorliwie zajęto. Zaprotokołowano, że ma zarysowany zderzak i że uciekłam z miejsca wypadku. Policja wszczęła dochodzenie z urzędu i sąd grodzki wydał wyrok nakazowy bez robienia sprawy, motywując, że byłam sprawcą wypadku, bo jechałam za szybko i jak to określono, nie byłam w stanie zapanować nad pojazdem. Dostałam propozycję zapłacenia grzywny. Na dole wyroku był malutki napis, że w ciągu tygodnia można odwoływać się od tej decyzji i wyrok będzie anulowany. Wówczas sprawa będzie ponownie rozpatrzona w trybie ogólnym. Oczywiście odwołanie napisałam. Nie czuję się winna przekroczenia szybkości. Zastartowałam z jedynki i jechałam nie więcej niż 5-10km/h gdy temu gamoniowi zdechł silnik i stanęła dęba w miejscu.
Kodeks drogowy to ciekawa lektura. Dowiedziałam się, że nagłe zatrzymanie się bez stosownych znaków, postój i zatrzymywanie się powodujące tamowanie ruchu są również wykroczeniami i na to są wyznaczone stawki mandatów. Znalazałam chyba trzy takie wykroczenia oraz też takie, że samochód, który ma awarię lub przymusowy postój musi być oznakowany. Zarzuty równie absurdalne jak moja nadmierna szybkość
W końcu pewnie, że kierowca każdy musi uważać i mieć oczy dookoła głowy. Ale za tego typu stłuczkę są odpowiedzialne jednak obie strony. Babsztyl wykazał się nieumiejętnością jazdy pod górę i jej nagłe zatrzymanie było przyczyną kolizji a nie moja nadmierna prędkość. Ja dopiero ruszałam z miejsca i wcale nie jechałam z nadmierną szybkością która uniemożliwiała manewrowanie pojazdem, jak zasugerowano w wyroku. Uważam, że to jest zła kwalifikacja czynu. Po prostu nie byłam w stanie wyhamować przed babą, która stanęła nagle mi dęba pod nosem, gdy ruszyłam, bo niby jak?. Było to fizycznie niemożliwe.
W normalnym kraju to koszty postępowania powinny być adekwatne do wielkości strat. A decyzja o podjęciu dochodzenia? Skoro przeczytałam w protokole zeznań, że nastąpiło zadrapanie zderzaka to jakim cudem sprawa trafia do sądu grodzkiego. Na co więc idą pieniądze podatników. Na fochy rozkapryszonej baby, która ma gdzieś pewnie chody, bo jakim cudem sprawa się kwalifikuje do rozpatrywania przez sąd grodzki? Nie ma pieniędzy aby łapać przestępców i karać piratów drogowych, pijani wałęsiakowie cierpią na pomroczność jasną a sprawa się toczy o rzekomo zadrapany zderzak. Nawet policjant, który mnie przesłuchiwał śmiał się z tego.
Ponieważ jestem maniaczką pisania, więc wczoraj odwaliłam sprzeciw na trzy strony posługując się paragrafami i szpikując cytatami z kodeksu drogowego i wykroczeń. Zainteresowanym służę paragrafami i wysokościami ustawowych kar, które zastosowałam do tej sytuacji. Nawet jak sprawy nie wygram to przynajmniej się pobawię, lubie sądy i procesowanie się. Kiedyś wygrałam z firmą w sądzie pracy, jeszcze w latach 80. A z całą pewnością sprawa się odwlecze znów o kilka miesięcy. Nie ma jak nasze sądownictwo.....