Archiwum 30 maja 2004


maj 30 2004 co dalej.......
Komentarze: 3

Perz i komary pokonały mnie...wróciłam z działki zmęczona i wściekła, tym bardziej, że zwalił mi się monitor od laptopa i to co miałam zrobić przez te dwa dni diabli wzięli...będę się jutro musiała tłumaczyć. No ale cóż, jest to klasyczny przypadek złośliwości rzeczy martwych....Komary żarły do tego stopnia, że wieczorem popryskałam pokój baygonem bo chyba by mnie zjadły. Musiałam zamknąć okna i niestety ominął mnie słowiczo- żabi koncert. Ale coś za coś- albo wrażenia akustyczne albo upiorna noc.

 

Perz w tych obszarach rozwija się jak wściekły. Wystarczy nie skopać działki na jesieni aby na wiosnę utworzyła się darń nie do przebicia. W niektórych miejscach używam herbicydów, ale wygląda to okropnie. Po aplikacji pozostaje spalona ziemia. Ale perz się nie odradza. Myśląc o pozostałościach nie pryskam malin. Dlatego są zarośnięte jak cholera.

 

Do tego jechałam od Nieporętu do siebie z szybkością nie większą niż 20 km/godz. Taki był teraz korek. Po raz pierwszy tak fatalnie mi się jechało.

 

Aby dodać jeszcze jakieś niefarty to muszę wspomnieć o psach, które jak tylko coś skopałam to natychmiast tam się kładły a jak już zasiałam kwiatki to zaraz zaczynały ryć w tym miejscu. Do tego nieustannie szczekały na przejeżdżających rowerzystów, co kończyło się darciem gęby przeze mnie.

 

Ale były i pozytywy... przepiękna pogoda , cudowny śpiew ptaków. I tylko żal, że tak wiele pracy jest i często jest ona ponad moje siły. I siedząc tam zastanawiam się co dalej, moje poczucie estetyczne nie pozwala mi tolerować chaszczy a jednocześnie nie mam szans zrobić tam porządku takiego jakbym chciała. Jestem z tym wszystkim sama. Pomyślałam dziś o czymś takim jak kobieta do pielenia...ale takich nie ma. Sama jestem kobietą do pielenia, sprzątania i pracuję - dla przyjemności chyba......

 

Jestem zirytowana różnymi rzeczami. Spotkanie z W utwierdziło mnie w przekonaniu, że ten nasz układ lotów już nie dostanie. Chyba, że potrafię się cieszyć powierzchowną gadaniną o polityce pracy i różnych takich sprawach. Miłą i inteligentną. Żadne głębsze rozmowy nie wchodzą w rachubę. Nie ma mowy. Więc jest tak jak jest. Ale ogólnie jest to układ nierozwojowy. Nie mówię, żeby od razu skończyć i zerwać, ale pozostaje jakieś takie koleżeństwo, zresztą całkiem w porządku. Tylko tyle.

 

Z B z kolei rozmawiamy jakby pomiędzy nami leżał zdechły szczur. Niby oboje go widzimy, śmierdzi, ale nikt jakoś o tym nie wspomina. Nie widziałam się z nim od początku maja. Po incydencie z 18 nie mam jakoś w ogóle ochoty go oglądać. Owszem, rozmawiamy, nawet miło...ale szczur leży.....On obiecuje mi, że pomoże mi różne rzeczy zrobić a ja udaję się, że z tego się cieszę. Ale w głębi duszy czuję to, co zawsze po jakimś czasie, gdy facet mi zrobił świństwo, daje o sobie znać pewien rodzaj negatywnego zobojętnienia.... Wyartykułowałam swoje żale, on się do tego w zasadzie nie ustosunkował ..odnoszę teraz wrażenie, że przez cały czas grał na kilku frontach, tyle, że ja o tym nie wiedziałam. A teraz król jest nagi Po jego wpadce nie sądzę, abym miała jakąkolwiek ochotę jechać z nim na rejs. Temat Mazur jest również poruszany przez niego półgębkiem a ja nie komentuję. Ani in plus ani in minus....

 

Pozostaje Europa...dostałam potwierdzenie, że moje papiery tam dotarły. Kwalifikacja do września....Ale co będzie wtedy z działką?

 

kaas : :