Archiwum 01 listopada 2004


lis 01 2004 Święto Zmarłych
Komentarze: 4

Cóż można pisać na temat 1 listopada, jak nie to, że było się na grobach....moi przyjaciele zamówili mszę za duszę mojego śp. męża i udało się im to załatwić na 1 listopada. Msza była dla dzieci. W tej parafii dzieci są takie rozgarnięte, że miło było posłuchać jak fajnie odpowiadały na pytania księdza na temat jaką rolę pełnią święci, kim są.

 

Jehowi zarzucają katolikom, że święci to rzecz zbędna, o nich nie ma nic w Biblii. Odpowiedzią katolików jest to, że Jehowi nie wypracowali własnej tradycji. Świętych tam nie ma bo to organizacja komercyjna. Co kto lubi, ja osobiście do Jehowych nie mam przekonania. Podobnie zresztą, jak do nawiedzonych katolików. Cóż na to poradzić, nie potrafię poddać się psychozie tłumu, staram się pewne rzeczy analizować w głębi duszy sama i mieć swój własny stosunek do rzeczywistości....ale istnienie świętych uważam za uzasadnione...

 

W tej parafii, w której byłam na mszy istnieje prawdziwe życie duchowe, jest kilka oaz, wspólnot, do jednej swego czasu też chodziłam. Kościół jest prosty i skromny, drewno, cegły, żadnych witraży. Kontrastuje to z moim kościołem parafialnym, w którym marmur się świeci a na kazaniach mówi się głównie o rzeczach materialnych....

 

Po mszy pojechaliśmy gromadką na grób męża. Było trochę kwiatów, podobne widziałam na grobie teściów, więc domniemywam, że to były od jego siostry. Nie mam z nią złych stosunków raczej żadne. Nie dzwoni do mnie to ja też nie za bardzo. W ogóle z tamtej strony panuje cisza. Były też kwiaty od jego pani serca, no cóż, zawsze przynosi wielkie i okazałe wieńce. To ona go znalazła nieżywego. Przeżycie, które mi zostało oszczędzone. Sądzę, że jej to zostanie do końca życia. Takiego widoku się nie zapomina..... Na każde święta nosi kwiaty, drogie i duże.

 

Na temat kwiatów na cmentarzu mam swoją teorię, która się w wielu wypadkach sprawdza. Otóż im bardziej parszywe i obłudne były stosunki za życia to po śmierci na grobach w Święto Zmarłych wywala się niesamowite bukiety czy stawia się znicze jak beczki. U mojej babci były wielkie chryzantemy. Od jej syna, który za życia dokładnie ją ignorował i nigdy za bardzo do niej serca nie miał. A ona go kochała nad życie. Moja Mama, która do ostatnich dni zajmowała się i pielęgnowała babcię w jej ciężkiej chorobie, zawsze była lekko poirytowana, gdyż dla babci największą frajdę stanowiły wizyty syna. A on nigdy nie miał czasu, bo robił kasę. Cóż go teraz kosztuje przywlec wielką donicę kwiatów?....

 

Podobnie u teściów, stały wielkie jak bomba chryzantemy od ciotek z Legionowa, które za życia aż ziały z zazdrości i jakby mogły to z zawiści przegryzłyby teściowej gardło. Teraz noszą kwiaty i pucują marmur. Świeci się jak nie powiem co.....

 

Ja zawsze stawiam dość skromne znicze, kwiaty są dla żywych. Światło jest znakiem pamieci......Zmarłym pozostaje pamięć i modlitwa za nich......

 

 

kaas : :