Archiwum 17 listopada 2004


lis 17 2004 deputat mydlany
Komentarze: 1

Szybko robi się noc i ponuro jest....Mam podły humor, nie mogę ścierpieć tego, co się dzieje w moim życiu. W pracy rozmowy z ludźmi doprowadzają mnie do obłędu. Ostatnio kilka ich przeprowadziłam , z ludźmi z innych działów. Wszędzie jest to samo. Jednak to jest powszechne zjawisko, że firma robi już bokami. Nie ma gospodarza. Nie ma programu działania, programu naprawczego, bo to wszystko jest chore, brak jakichś strategii. Wszyscy na wierzchu próbują się nachapać. Widzę tylko jedno- trzymanie łapy na wszystkim, przy braku jakichś konstruktywnych rozwiązań. Dzielenie łupów...a może ochłapów......

 

Chcę oddać sprawozdania i iść na urlop. Przynajmniej na kilka dni. Po prostu nie mogę już ścierpieć tego ględzenia. Widzę, że wiele problemów kadra nie zamierza rozwiązać, ale przyklepać, z nadzieją, że smród nie wydobędzie się za szybko. Potem będzie się kombinować co dalej. Ja tak niestety nie potrafię pracować.

 

Dziś powstał problem mydła. Im większe jest bagno, tym bardziej w dyskusjach miejsce zajmują dywagacje o rachunkach telefonicznych, deputatach mydlanych czy ilości pobranych zeszytów. Mamy dwie babki, pracujące na umowę zlecenie dwa dni w tygodniu. Powstał problem, czy należy im się mydło i Ludwik. Według mnie należy się, bo pracując w laboratorium brudzą ręce i myją szkło. Służby BHP są innego zdania. Uważają, że ponieważ babki nie są zatrudnione na etat, deputat się nie należy. Rozumując w ten sposób powinno im się odebrać przywilej korzystania z firmowego papieru toaletowego. Powinny przynosić własny.

 

Papier toaletowy już nie jest objęty reglamentacją. W kibelkach wiszą takie bębny i tam leżą role papieru, którego jakoś nikt nie kradnie. Deputaty, relikt komuny są po to aby zabrać to do domu. Taka jest logika rozumowania zaopatrzeniowców i dyrekcji. Mydło jest nie po to ,aby myć ręce, tylko aby zabrać ze sobą. Więc skoro się tu nie jest zatrudnionym to się nie należy. Trzeba oszczędzać.

 

Równie ważki problem stanowią rachunki telefoniczne. W sierpniu bodajże wyszedł dekret o oszczędzaniu na rozmowach prywatnych. I we wrześniu przyszedł pierwszy rachunek na 12 osobowy zakład w wysokości 86 zł. Pamiętam tę kwotę, wtedy większość ludzi była na urlopach. Ale baby siedziały i analizowały billingi, a to 29 groszy za telefon do córki. Jedna, która dzwoniła do Tczewa w sprawie wyjazdu na wczasy i wydała chyba ze 2 złote miała wypieki na twarzy. Aktualnie przyszedł rachunek na jakieś 250 zł. Jak na tyle osób to jest rachunek znikomy. Na szczęście szefowa powiedziała, że nie będzie robiła z siebie idiotki bo często z prywatnej komórki załatwia sprawy służbowe. Część z tych telefonów to były również moje kontakty z W. Właściwie w dużym stopniu były to rozmowy służbowe. Prywatne odwalałam z domu. Teraz dopiero będzie oszczędność na rachunkach!!! I w pracy i w domu..........

 

 

kaas : :