Archiwum 30 listopada 2004


lis 30 2004 imieniny promotora
Komentarze: 0

Mam chwilkę czasu, choć zaraz idę w plener. Mam dziś imieniny promotora i piąte urodziny jamniora. Muszę kupić prezent, choć jamnior dostał świńską nóżkę i łazi z nią po domu. Wzięłam dziś wolne, zabieram się za „papierologię stosowaną” związaną z wyjazdem.

Muszę też coś kupić promotorowi, jakiś prezencik dla obojga. Nie tak dawno również jego żona obchodziła imieniny. To fajna, równa babka o której można z całą pewnością powiedzieć, że jest „szyją domu”. Chyba wpadnę do Auchana. Nie mam nadmiaru kasy teraz...

 

Wczoraj poczułam takie drobne ukłucie w serce. Dzwoniłam do wspólnego przyjaciela, mojego i W. Składałam mu imieninowe życzenia. Powiedziałam, że W się ożenił. Tamten był naprawdę zaskoczony i przyjął wiadomość z niedowierzaniem. Myślałem, że niedługo doczekam się ślubu moich przyjaciół- skonstatował. Zrobiło mi się cholernie przykro. Rzecz jasna nie dawałam tego odczuć, ale żal został. Pod pokrywką osoby zadowolonej z wyjazdu i radosnej tkwi jednak dalej pewna zadra. Coraz mniej o tym myślę, ale to jest i siedzi we mnie....

 

Pewnie, że teraz żyję innymi sprawami, to jednocześnie pozwala mi to zmienić optykę patrzenia na moje związki. W żadnym z nich nie dostałam czego chciałam. To wszystko są w gruncie rzeczy pomyłki. Owszem, dzięki nim moje życie było bardzo interesujące, znacznie bardziej niż, gdybym była samotna totalnie. Mam przyjaciółkę, która wyżywa się pomagając siostrze w wychowywaniu trzech synów. Moja szwagierka wszystkie święta i uroczystości świętuje z rodziną brata. Nie ma przyjaciół. Pod tym względem czuję się spełniona, że nie muszę grzać się przy cudzym ognisku domowym. Ale to nadal nie jest to....

 

Wreszcie nic się nie dzieje. Zmęczyłam się życiem rodzinnym i towarzyskim a jednocześnie śni mi się po nocach to, że nie zdążę z papierami, albo trafi się coś, co sprawi, że nie pojadę. Mam w sobie taki głupi strach, pewnie jest on i uzasadniony, biorąc pod uwagę ilość spraw w moim życiu, które nie wypaliły.

 

Wczoraj zahaczyła mnie na gadu dziewczyna z Wawy, ma lat 46. Jest w związku z 32 latkiem i jest bardzo szczęśliwa. Gadałyśmy dość długo. Jest z nim w ciąży a do tej pory dzieci nie miała. Szczerze mówiąc podziwiam jej odwagę. Mąż z kolei ją dość paskudnie traktował i zdradzał. Ale zmarł. Sądzę, że takie związki zaczynają być znakiem czasu. Starsi faceci są zniewieściali, słabi i skapcaniali a kobiety są zdecydowanie żywotniejsze. Wystarczy pogrzebać w Sympatii. Ale o tym w następnym odcinku. Teraz idę po prezent dla promotora.....

 

kaas : :