Komentarze: 1
Dzisiaj miałam taki dziwny sen.To znaczy nawet nie taki znów dziwny. Rzadko opisuję swoje sny bo nie ma nic nudniejszego aniżeli słuchanie o tym co się komuś bajało. Ale mnie się śniła nader konkretna rzeczywistość. A mianowicie opieprzałam W, że nie przesłał dotąd zrecenzowanych artykułów a miał to zrobić najpóźniej w grudniu.
Moje sny są ostatni prorocze. Przyśniło mi się któregoś dnia, że mój letni stypendysta prosił mnie o opinię. Dzięki temu przypomniałam sobie, że mu to obiecałam w październiku i wysłałam stosowny dokument. Niechlujstwo i indolencja W w kwestii publikacji – a bądź co bądź ludzie czekają na ich druk- też powinno mnie to skłonić do tego abym do niego zadzwoniła i przypomniała. Ale jakoś skończył się u mnie limit odruchów quasi-macierzyńskich w stosunku do jego osoby. Niech go opieprzają inni.
Wczoraj byłam na dość interesującym spotkaniu klasowym. I spotykając się na przestrzeni lat od czasów matury widać jak plotą się losy ludzkie. Jedni ongiś milionerzy nie mają pracy, inni uważani za gamoni moją całkiem udane rodziny i zdolne dzieci, jeszcze innym idzie wszystko równo i po kolei. Najzdolniejsza uczennica nie pracuje i siedzi w domu. Mój wyjazd wzbudził zainteresowanie i nawet życzliwe, obiecałam, że przyjadę na 30 lecie naszej matury w maju...ale czy dam radę? Bardzo bym chciała.
Oprócz snów pewne wydarzenia mają charakter powtarzający się. Otóż zawsze jak mam spotkać się z Matem dostaję koszmarnej opryszczki. Kilka dni temu obiecał zadzwonić i cóż...dziś rano czuję tę przeklętą purchlę na ustach...koszmar. Zastanawiam się, czy jaka na ironię losu on zadzwoni. Nie mam pojęcia. Wolałabym dziś nie. Zamierzam wziąć się za sprzątanie schowka......